recenzja

Skarb masonów | Zbigniew Nienacki, Niesamowity dwór | #pansamochodzik

„Niesamowity dwór” Zbigniewa Nienackiego – choć przede wszystkim jest wciągającą  książką detektywistyczno-przygodową – okazuje się też opowieścią o zaufaniu. I o skarbie, którego odnalezienie wymagać będzie podjęcia decyzji, kogo owym zaufaniem obdarzyć – pisze Przemysław Poznański.

Zbigniew Nienacki, Niesamowity dwór, wydanie I, Wydawnictwo Łódzkie 1969

Ta powieść (w pierwotnej, oficjalnej, rachubie czwarta w cyklu, w nowej – szósta) jest książką znacząco wyróżniającą się na tle wcześniejszych. Licząc od debiutu pisarza, czyli od „Uroczyska” – niemal wszystkie wcześniejsze tomy (może poza parareportażowym „Pozwoleniem na przywóz lwa”) podporządkowane były przygodzie wpisanej w realia wakacyjnych wypraw, a przynajmniej w wakacyjną otoczkę towarzyszącą śledztwom bohatera, wynikającym z jego zawodowych i prywatnych zainteresowań. W „Niesamowitym dworze” tej atmosfery nie znajdziemy. Fabuła powieści rozgrywa się jesienią, w listopadzie 1967 roku, aż cztery lata po akcji poprzedzającej ją „Księgi Strachów”. Przede wszystkim jednak to w pewnym sensie literacki eksperyment Nienackiego: próba wpisania znanego bohatera w fabułę możliwie odległą od tego, do czego zdążył przyzwyczaić czytelników.

Już sam początek powieści zwiastuje nową jakość – pojawia się bowiem nieobecna wcześniej u autora narracja trzecioosobowa. Oto dwójka młodych bohaterów (w tej książce nie spotkamy harcerzy znanych z wcześniejszych książek), wracających wieczorem do domu z próby kółka teatralnego, ujrzy światło w jednym z okien starego, niezamieszkałego, a przy tym zapieczętowanego dworu. Czy to możliwe, żeby ktoś myszkował w budynku, skoro nie zerwano ani jednej z plomb założonych na drzwiach? A może mamy do czynienia z siłą nadprzyrodzoną, z duchami?

Ten wstęp (podobny zabieg znajdziemy potem tylko w „Panu Samochodziku i Fantomasie”) buduje od pierwszej strony nastrój powieści i przykuwa uwagę czytelnika. Wygląda na to, że Nienacki – choć po fenomenalnym „Panu Samochodziki templariuszach” i niezłej „Księdze Strachów” mógł liczyć już raczej na zaufanie czytelników – wolał je wzmóc sugestią tajemnicy. Być może uznał, że trudno byłoby mu uzyskać wystarczające zainteresowanie, gdyby zaczął tradycyjnie, a zatem od przygotowań do wyprawy, tym bardziej że w przypadku „Niesamowitego dworu” sama zagadka nie jest od początku jasno określona i w zasadzie po lekturze pierwszego rozdziału może się nawet wydawać, że tym razem Pan Samochodzik żadnego skarbu nie będzie szukał.

Przeczytaj także::

Pan Tomasz otrzymuje bowiem zadanie dość nudne, wręcz biurokratyczne – wraz z dwójką młodych pracowników ma skatalogować zbiory znajdujące się w starym dworze w Janówce, wsi położonej gdzieś w lasach nad Pilicą. Dwór został przejęty przez skarb państwa po tym jak bezdzietnie zmarł jego właściciel, Joachim Czerski. Pan Samochodzik – w pierwszych wersjach książek bądź co bądź przede wszystkim pracownik muzealny (w nowych wydaniach; pracownik Ministerstwa), jedynie współpracujący z Ministerstwem Kultury i Sztuki – wydaje się nawet do tej roli pasować, choć wydaje się, że tym razem ktoś (a konkretnie debiutujący tu dyrektor Marczak z Departamentu Muzeów) nie do końca przemyślał swą decyzję. 

Czy aby na pewno? To co przydarzyło się młodzieży z kółka teatralnego jasno wskazuje przecież, że w dworze dzieje się coś niedobrego. A w takiej sytuacji z pewnością przydałby się detektyw. Jeśli więc z posiadłością Czerskiego rzeczywiście wiąże się tajemnica, to dlaczego Marczak nie powiedział o tym wprost? Czyżby nie miał do Pana Samochodzika dość zaufania?

Ta kwestia zaufania wybrzmiewa tu od początku – głównie za sprawą owych pomocników Tomasza, a więc ambitnej panny Wierzchoń i zapadającego wiecznie w letarg, ewidentnie znudzonego pracą pana Bigosa, wyznającego zasadę, że „grunt się nie przejmować i mieć wygodne buty”. Już na początku tej misji uznają oni bowiem (co bohater mimowolnie usłyszy na ministerialnym korytarzu), że osoba, która będzie w dworze ich przełożonym, to z pewnością karierowicz i nieuk. Ten brak zaufania do przyszłego kustosza muzeum mającego powstać w starym dworze, będzie miał dla całej intrygi kolosalne znaczenie – więc jeśli sprawy pójdą w złym kierunku, jeśli antagoniści (których nie może tu zabraknąć) przez dłuższy czas będą mieli przewagę nad głównym bohaterem, to także dlatego, że działania Pana Samochodzika będą torpedowane i wyśmiewane przez jego podwładnych, w nim samym zasiewając ziarno zwątpienia co do jego przeczuć związanych z tajemnicami dworu.

Ale kwestia tego, komu zaufać, a komu nie, rozciąga się tu znacznie szerzej. Czy stary Janiak, dozorca Czerskiego to ktoś, komu można powierzyć sekret? Kim jest znudzona panna Marysia z pobliskiego ośrodka wczasowego, miłośniczka seansów spirytystycznych? Wreszcie – co knuje spotkany przypadkiem Waldemar Batura – pojawiający się tu po raz pierwszy, a później częsty przeciwnik Pana Samochodzika?

W „Niesamowitym dworze” dowiadujemy się o nim sporo: „Dawny kolega ze studiów historii sztuki. (…) Na studiach uczył się świetnie. Uważano go – i nie bez podstaw – za najlepszego studenta na naszym roku. (…) A przy tym, podobnie jak ja, posiadał żyłkę detektywistyczną. Jeszcze będąc na ostatnim roku studiów, wpadliśmy razem na trop arcyciekawego fałszerstwa dość znanego obrazu (…). Wkrótce dowiedziałem się, że Batura (…) zamieszany był w aferę z handlem antykami, lecz nie udowodniono mu przestępstwa”.”

Przeczytaj także:

Mając za przeciwnika taką postać, bohater będzie musiał w porę znaleźć właściwe odpowiedzi na wszystkie niełatwe pytania, jeśli naprawdę zapragnie odnaleźć skarb, ukryty we dworze. Będzie też musiał przy tym zaufać własnej intuicji, nawet jeśli będzie to oznaczało ryzyko utraty bezcennych dzieł sztuki.

Skarbem, którego szukaniem zajmie się bohater, okażą się masonika. Tak przynajmniej będzie on mógł wnioskować z ostatniego zdania zapisanego przez Czerskiego na łożu śmierci: „W wężach splecionych i strąconej koronie …”, a także sporządzonych przez niego naprędce rysunkach przedstawiających cyrkiel, kątownik oraz koronę przebitą puginałem. Rzecz w tym, że we dworze, pełnym skądinąd cennych dzieł sztuki, akurat pamiątek po wolnomularzach odnaleźć nie sposób. O co zatem chodziło Czerskiemu? Chęć rozwikłania tej zagadki wrzuci bohaterów w wir przygody, rozgrywającej się co prawda głównie w murach dworu, ale pełnej niebezpieczeństw, intryg, wędrówek po tajnych korytarzach i mierzenia się z niezrozumiałymi zjawiskami, jak choćby pękające nagle, ni stąd, ni zowąd, szkło w szafce zabytkowego zegara, czy dochodzące nie wiadomo skąd ludzkie głosy.

Tajemnica wolnomularzy – w pewnym sensie nawiązująca wszak do opisanej dwa tomy wcześniej – tajemnicy templariuszy – wydaje się idealnie pasować do tej opowieści o zaufaniu. Tak samo jak teraz bohater musi podjąć decyzję o tym, kogo dopuścić do sekretu swego dochodzenia, tak w czasach zaborów uzyskanie członkostwa bractwa w przypadku polskiego odłamu masonów wymagało obdarzenia zaufaniem nowego kandydata. Nic zatem dziwnego, że dostanie się do loży i odkrycie skarbów wymagać będą i tu w sumie tego samego: zgłębienia tajnej symboliki masonów i wykazania się niezwykłym sprytem oraz wiedzą.

„Niesamowity dwór” to niezwykły „Samochodzikowy” eksperyment – nie dość, że bardzo kameralny, to w zasadzie niedający bohaterowi szansy na wykazanie się możliwościami jego niezwykłego wehikułu (nie ma wcześniej obowiązkowej sceny pływania po wodzie, a jedyny pościg jest dość pretekstowy), a przy tym bez reszty wciągający próbą rozwikłania zagadki, której z pozoru w ogóle nie ma.

Rys. Szymon Kobyliński, Wydawnictwo Pojezierze, Olsztyn-Białystok, 1981; Magdalena Kapuścińska-Borkiewicz, Wydawnictwo Łódzkie 1977

Komputer, dopalacz i sztuczna mgła

„Niesamowity dwór” wydaje się być murowanym kandydatem do przeniesienia na mały ekran w ramach serialowego projektu zapowiadanego przez Netflix. Jak wiadomo, na pierwszy ogień pójdzie ”Pan Samochodzik i templariusze”, ale rodzaj zagadki, jaki tu znajdziemy powinien odpowiadać twórcom, zdającym się poszukiwać w powieściach Nienackiego takich zagadek, które dałyby szansę na stworzenie filmowych opowieści na miarę intryg z książek Dana Browna. Zagadka masonów, wiążąca się z tajnymi rytuałami, to doskonały temat na taką ekranizację.

Tej szansy nie wykorzystali jednak twórcy filmu z 1986 roku, w reżyserii Janusza Kidawy. Dostaliśmy film boleśnie infantylny, zupełnie przy tym niejasny co do konwencji, w jakiej ma być opowiedziany. Rozpoczyna się jak „Wyspa Złoczyńców” z 1961 roku w reż. Stanisława Jędryki (użyto nawet tego samego fontu w napisach początkowych, w tle pojawia się też piosenka – tu w wykonaniu Felicjana Jędrzejczaka), ale o ile tamta historia była stylistycznie konsekwentną opowieścią dla młodszych nastolatków, o tyle film Kidawy kierowany jest raczej do widowni dziecięcej. Przy tym jednak niezbyt konsekwentnie, bo niektóre niewybredne żarty (często seksistowskie) sugerują znacznie starszego odbiorcę.        

Stara się jak może Piotr Krukowski w roli Pana Samochodzika – fizycznie zbliżony bardziej do książkowego opisu bohatera, niż choćby do postaci granych wcześniej przez Jana Machulskiego i Stanisława Mikulskiego. Jego pan Tomasz to okularnik, nieepatujący gołą klatą, skupiony na pracy i śledztwie. Aktor nie szarżuje, gra z szacunkiem dla widza i literackiego pierwowzoru. Podobnie zresztą jak Włodzimierz Adamski wcielający się w rolę Waldemara Batury. Spotkanie tych bohaterów i ich dialog rozgrywający się rankiem na szosie nieopodal dworu, to w zasadzie jedyna dobra scena w całej produkcji. Niezła, choć nieco przerysowana. jest postać Mary grana przez Annę Majcher, broni się też Mieczysław Janowski jako Wasiak, a nawet Ludwik Benoit w roli (tu częściowo sparaliżowanego) Janiaka. 

Co z tego, skoro całość ginie pod niezrozumiałą reżyserską decyzją o wpleceniu w film budzących zażenowanie choreograficznie słabych scen wokalno-tanecznych (nie da się tego czegoś nazwać musicalem i nie broni całości nawet muzyka Jarosława Kukulskiego oraz gościnny udział Natalii Kukulskiej), a także manieryczną, przerysowaną i przez to budzącą litość i złość grą większości pozostałych aktorów, w tym Wiesława Wójcika w roli Bigosa (któremu każe się tu wygłaszać teksty w rodzaju: „Zrobimy mu tuta-tuta but-but?”) czy Sławomiry Łozińskiej w roli panny Wierzchoń. Także sama intryga, choć chwilami zadziwiająco wierna powieści, raz po raz skręca w rozwiązania tak naiwne, że widzom zgrzytają zęby, jak choćby wtedy, gdy przestępcy decydują się nie zabierać zrabowanych łupów, bo obok tajnego wejścia do dworu (granego przez pałac w Kozłówce) stoi wehikuł Pana Samochodzika, co oznacza, że gdyby chcieli przenieść worki do swojego samochodu, musieliby iść z nimi jakieś… dwa metry. To najwyraźniej zbyt wielki wysiłek, wolą zatem zostawić skarby tam, skąd je wzięli, mimo że chwilę wcześniej widział ich z nimi Pana Samochodzik i jasne jest, że drugi raz nie pozwoli im zabrać łupu.   

A jakby tego było mało, twórcy filmu wpadli na pomysł, by wyposażyć wehikuł bohatera w komputer marki Atari, zacinający się na dźwięk melodii zespołu Lady Pank (?), dopalacz, buchający płomieniami oraz pochłaniacz gwoździ. Wszystko po to, by bohater mógł bezpiecznie podróżować nawet w rozpylanej przez Baturę sztucznej mgle. Wydaje się, że jakkolwiek nie podszedłby do ekranizacji tej powieści Netflix, gorzej nie da się tego zrobić.

Pan Samochodzik powróci w powieści „Nowe przygody Pana Samochodzika”.

Zbigniew Nienacki, Niesamowity dwór
I wydanie: Wydawnictwo Łódzkie 1969  

Korzystałem z wydań:

Zbigniew Nienacki, Niesamowity dwór
Wydawnictwo Łódzkie 1977

Zbigniew Nienacki, Niesamowity dwór
Wydawnictwo Pojezierze, Olsztyn-Białystok, 1981

Zbigniew Nienacki, Pan Samochodzik i niesamowity dwór
Oficyna Wydawnicza Warmia, Olsztyn 1993

____________________________________

Zbigniew Nienacki’s „Niesamowity Dwór” (The Amazing Manor) – although it is primarily a captivating detective and adventure book – also turns out to be a story about trust. And about the treasure, the discovery of which will require a decision on whom to give this trust, writes Przemysław Poznański.

%d bloggers like this: