Wielu pisarzy twierdzi, że piszą, gdy mają natchnienie. Nie wierzę w to. Żeby pisać, trzeba być po prostu profesjonalistą. Niektórzy pisarze twierdzą znowu, że piszą dla siebie. Ale to niech piszą w jednym egzemplarzu – mówił Zbigniew Nienacki, autor serii o przygodach Pana Samochodzika, a także takich powieści jak „Uwodziciel”, „Mężczyzna czterdziestoletni”, „Raz w roku w Skiroławkach”, „Wielki las” i „Dagome iudex”, w niepublikowanym dotąd, odnalezionym po latach wywiadzie, który przeprowadziłem w czasach, gdy jeszcze nie marzyłem nawet, że zostanę dziennikarzem. To połączenie dwóch rozmów przeprowadzonych przeze mnie w Jerzwałdzie 22 lipca 1988 roku i 20 lipca 1990 roku. Wywiad nie był autoryzowany, a publikujemy go w 93. rocznicę urodzin pisarza.

Przemysław Poznański: Po wydaniu kilku pierwszych powieści, przede wszystkim pierwszych tomów „Pana Samochodzika”, które przyniosły Panu Dużą popularność, zdecydował się pan opuścić Łódź i wyjechać na wieś.
Zbigniew Nienacki: Zacząłem pisać dość wcześnie i szybko wyczerpałem swoją biografię. Dlatego szukałem innego środowiska. Gdy tu przyjechałem [do Jerzwałdu – red.], żyłem bardzo biednie, na kupno tego domu musiałem pożyczyć pieniądze, ale właśnie tutaj powstały moje najlepsze książki, większość „Samochodzików”…
Między innymi „Złota rękawica”. Ta książka wydaje mi się nieco inna niż pozostałe.
– Zarzucano mi, że umiem budować nastrój, akcję, tylko w oparciu o poszukiwanie cennych przedmiotów – czy to skarbu templariuszy, czy zbiorów masońskich. Jak u Alistaira MacLeana. Postanowiłem więc napisać książkę, w której chodzi o rzecz nie tak cenną materialnie: wiersz anonimowego, ludowego poety. I myślę, że ta książka jest równie ciekawa. Zresztą ja próbuję pisać każdą powieść z cyklu „Samochodzików” inaczej.
Akcja „Niesamowitego dworu” rozgrywa się na przykład w jednym miejscu…
– Tak. Nie ma tych podróży, przenoszenia się z miejsca na miejsce. Przede wszystkim piszę tak, jak sobie tego życzą czytelnicy, bo w końcu piszę dla nich. Gdy zaproponowano, by Pan Samochodzik spotkał się z Fantomasem (w telewizji emitowano serial z tym bohaterem), napisałem „Pana Samochodzika i Fantomasa”, gdy emitowano serial ze Świętym, włączyłem wątek filmu o Simonie Templarze do „Złotej rękawicy”. Zresztą akurat w pobliskich Karnitach kręcono film według powieści polskiego autora.
Inny jest też „Człowiek z UFO”. Ociera się pan o fantastykę.
– Gdy na jednym ze spotkań autorskich zaproponowano mi, po serii filmów fantastycznych, by Pan Samochodzik poleciał w kosmos, wyśmiałem ten pomysł, ale potem pomyślałem, że coś z tego może być. Zresztą nie do końca wiadomo, kim był bohater – człowiekiem z UFO czy policjantem z Interpolu. Już wtedy Pan Samochodzik wydał mi się nieco anachroniczny. Jeśli porównać go na przykład z „Rambo”, „Rockym”… Stąd w „Człowieku z UFO” te śmigłowce, broń, technika.
Gdy wydawca przeczytał „Wyspę złoczyńców”, zgodził się ją drukować, ale stwierdził, że tego nie da się niestety powtórzyć. Dlaczego nie? – pomyślałem i napisałem „Pana Samochodzika i Templariuszy”…
A jak zrodził się w ogóle pomysł cyklu o Panu Samochodziku?
– Za bohatera chciałem wziąć detektywa. Nie mógł to jednak być detektyw prywatny, gdyż rzecz miała rozgrywać się w Polsce [w czasach PRL – red.]. Dlatego uczyniłem go historykiem sztuki [początkowo dziennikarzem – red.], będącym jednocześnie człowiekiem do specjalnych poruczeń z Ministerstwa Kultury i Sztuki. Na początku nie planowałem serii. Gdy wydawca przeczytał „Wyspę złoczyńców”, zgodził się ją drukować, ale stwierdził, że tego nie da się niestety powtórzyć. Dlaczego nie? – pomyślałem i napisałem „Pana Samochodzika i Templariuszy”… I tak do teraz. Z tym że to już koniec. Więcej Pana Samochodzika nie będzie. Gdy jakiegoś towaru jest na rynku za wiele, następuje jego dewaluacja.
Bohaterem cyklu jest człowiek dorosły.
– Wtedy w literaturze panowało przekonanie, że dla dzieci trzeba pisać o dzieciach, dla robotników o robotnikach itd. Ja stworzyłem dla dzieci bohatera dorosłego. Tłumaczyłem, że robię podobnie jak [Jules – red.] Verne. Jego bohaterowie też byli dorośli. Zresztą bohater dziecięcy musi rosnąc, przybywa mu lat. Bohatera dorosłego wiek nie dotyczy. Przyznał mi w tym rację Alfred Szklarski, który czasami żałował, że uczynił swojego Tomka chłopcem, a nie dorosłym mężczyzną.

Od innych autorów powieści dla młodzieży, może poza wspomnianym Alfredem Szklarskim, różni pana też fakt, że akcja pańskich powieści rozrywa się w konkretnych, łatwych do znalezienia na mapie, miejscach.
– Powieści innych autorów dzieją się wszędzie czyli nigdzie. Ja wymieniam nazwy miejscowości, bowiem dawno już stwierdziłem, że młody czytelnik musi otrzymywać dużo szczegółów. Nie dotyczy to tylko miejsc. Nie wystarczy na przykład napisać, że na jezioro wpłynął jacht, ale trzeba dodać czy była to omega, czy może optimus i ile miał metrów żagla. Chcę, żeby czytelnik mógł pojechać do Malborka, Fromborka, oglądać szachownice na kościołach Pojezierza Myśliborskiego. Zarzucano mi, że to są takie bedekery dla młodzieży. Jeden z czytelników pisał do mnie zresztą, że z „Tajemnicą tajemnic” zwiedzał Pragę. Przede wszystkim jednak moje powieści są przetworzeniem prawdziwych wydarzeń. Mam przykład: płynąłem raz z synem po Jezioraku i nagle zauważyliśmy zupełnie pustą (tak nam się zdawało) wyspę Gierczak. Było lato. Wszystkie inne wyspy okupowane przez turystów. Jednak nie pomyśleliśmy, że coś jest nie w porządku. Rozbiliśmy obóz. Zaczęliśmy robić herbatę na maszynce, gdy wtem wybiegł zza drzew, z drugiej strony wyspy, byk. Uciekliśmy do łodzi, ale byk stratował nasz obóz. Powiedziałem wtedy, że mam rozdział do nowej powieści. Potem ta przygoda spotkała pana Anatola w „Nowych przygodach”.
Ostatnio „Kultura” drukowała pańską najnowsza powieść „Dagome iudex”.
– „Kultura” drukowała tom drugi. To moja pierwsza powieść historyczna, choć o historię zawsze zahaczałem. Tom pierwszy opowiada o dzieciństwie Piastuna, założyciela dynastii Piastów, o nauce za granicą, o zbieraniu wojska. Tom trzeci mówi o klęsce i ponownym dojściu Piastuna do władzy. Boję się przyjęcia tej książki przez czytelników, jest to przecież nowe doświadczenie w mojej twórczości.
Mówi pan o sobie „pisarz profesjonalny”. Co to według pana znaczy?
– Posłużę się przykładem: jeśli idę do warsztatu, to chcę by mi samochód naprawiono, a nie żebym musiał sam po całym kraju szukać części, bo mechanik ich nie posiada. To tak jakbym szedł do dentysty i ten nie mógł mi wyleczyć zębów, bo nie ma narzędzi. To śmieszne. W wielu wywiadach wspominałem, że ludzie nie tylko chcą jeździć nowoczesnymi samochodami, ale chcą też czytać nowoczesne książki. Pisać takie książki może tylko profesjonalista. Każdy woli volkswagena od syrenki, bo choć droższy, to wiadomo czego się po nim spodziewać. Czytelnik też chce wiedzieć, czego się spodziewać po danym artyście. Wie, czego może się spodziewać, gdy sięga po moją książkę. Co do mnie, ja próbuję tylko podnieść nieco poziom naszej literatury, tak by bardziej zbliżył się do poziomu literatury zachodniej. Tylko zbliżył, nawet nie wyrównał. Pytano mnie czy chciałbym moje książki drukować na Zachodzie. A po co? Tamtych pisarzy nie muszę uczyć, jak się pisze. Nie chcę też, by w Polsce wszyscy pisali tak jak ja, ale chcę, by wszyscy pisali dobrze. Wielu pisarzy twierdzi, że piszą, gdy mają natchnienie. Nie wierzę w to. Żeby pisać, trzeba być po prostu profesjonalistą. Niektórzy pisarze twierdza znowu, że piszą dla siebie. Ale to niech piszą w jednym egzemplarzu.
W wielu wywiadach wspominałem, że ludzie nie tylko chcą jeździć nowoczesnymi samochodami, ale chcą też czytać nowoczesne książki. Pisać takie książki może tylko profesjonalista. Każdy woli volkswagena od syrenki, bo choć droższy, to wiadomo czego się po nim spodziewać. Czytelnik też chce wiedzieć, czego się spodziewać po danym artyście. Wie, czego może się spodziewać, gdy sięga po moją książkę.
Pańska twórczość przyniosła panu dużą popularność (pańska postać pojawiła się choćby w „Szopce noworocznej”), ale i słowa zajadłej krytyki, na przykład ze strony Daniela Passenta.
– Nie pytano mnie o zgodę na wykorzystanie mojej postaci w szopce. Nie jest to zresztą konieczne. O szopce dowiedziałem się przez przypadek, ale udało mi się ją obejrzeć. Nawet nie wiem, kto podkładał mojej postaci głos. Co do Passenta [„Polityka”, 19 listopada 1983 – red.], to jeszcze przed wydaniem „Raz w roku w Skiroławkach” wydrukowałem w gazecie [„Odgłosy” – red.] jeden z najostrzejszych fragmentów książki. On się tego uczepił i na podstawie fragmentu napisał ostrą, krytyczną recenzję. Ja wtedy miałem już książkę na taśmach. Bałem się, że cenzura cofnie książkę, by ją jeszcze raz przeglądać [w PRL-u istniał Główny Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk, który mógł nie wyrazić zgody na publikację książki lub wyrażoną zgodę cofnąć – red.]. Napisałem i dzięki przyjacielowi wydrukowałem w „Trybunie Ludu” odpowiedź na zarzuty. Fakt, że właśnie w „Trybunie…” wydrukowałem mój list, pomógł. Po prostu, kiedy książkę zdejmie się z taśmy, musi długo czekać, by wrócić do druku. Wypada z planu, a często nie wraca tam w ogóle. Na to nie mogłem sobie pozwolić. Pisałem te książkę pięć lat.
Przeczytaj także:
O niesłabnącej popularności pańskich powieści świadczą liczne adaptacje, niestety często niedorównujące pierwowzorom.
– Pierwszy był serial „Z przygodą na ty”. To było bardzo dawno temu [1966 – red.]. Serial liczył sobie sześć odcinków po 7-15 minut, zrealizowanych chyba nawet przez Wytwórnię Filmów Animowanych [Studio Filmowe Se-ma-for – red.], choć był to film fabularny. Potem była „Wyspa Złoczyńców” (1965). W roli głównej Jan Machulski, reżyserował Stanisław Jędryka. To był bardzo dobry film. Główną rolę kobiecą grała żona reżysera [Joanna Jędryka – red.]. „Samochodzik i templariusze” (1971)… W roli głównej Stanisław Mikulski. Reżyserował [Hubert – red.] Drapella. Sam pisałem scenariusz. Myślę, że to udany serial. „Niesamowity dwór…” [reż. Janusz Kidawa, 1986). Nie byłem na tym filmie, ale ktoś, kto był, mnie ostrzegł, żebym nie szedł. Podobno reżyser bardzo pozmieniał treść. W ogóle wielu reżyserów myśli, że pisarz jest głupszy od nich i próbują go poprawiać. Podobnie z tym filmem, który robią z wytwórnią czechosłowacką [„Pan Samochodzik i praskie tajemnice, reż. Kazimierz Tarnas, 1989 – red.]. Scenarzysta czeski rozbudował niesamowicie część praską. Nie wzięto też do filmu doga. Na szczęście książki można przenosić na ekran wiele razy. Szkoda tylko, że nie ma dziś więcej takich reżyserów jak Drapella czy Jędryka. Choć może kiedyś znajdzie się dobry reżyser. Żałuję, że sprzedałem prawa do wielu moich powieści. Mógłbym je odebrać, ale to trzeba robić sądownie, a ja nie mam na to sił. Ostatecznie mógłbym wycofać z czołówki moje nazwisko, ale to są półśrodki. I jeszcze „Akcja Brutus”, ekranizacja „Worka Judaszów” [reż. Jerzy Passendorfer, 1970 – red.]. taki średni film. I jeszcze słuchowisko radiowe „Bielinek”. Nic szczególnego. Teraz ma powstać film „Wielki las”, ale jeszcze nie trafił do produkcji [film nigdy nie powstał – red.]. Wziął się za to dobry reżyser – [Wojciech – red.] Wójcik. Jest na etapie scenariusza, jednak musi wybrać między wątkiem lasu, a wątkiem szpiegowskim. Książka zawiera za wiele materiału na jeden film. Ja nie pisałem scenariusza według tej powieści i nie chciałbym już tego robić. Trzeba przy tym zbyt wiele wycinać, a ja tego nie lubię.
Pańskie plany?
– Skończyłem trzeci tom „Dagome iudex” [wyd. 1990], ale już zastanawiam się na przykład nad skutkami choroby AIDS w psychice społeczeństwa. Muszę to robić, jeśli nie chcę stać się pisarzem jednego sezonu, jeśli chcę wydawać moje książki też za kilka lat. Poza tym Pojezierze ma wydać wszystkie „Samochodziki” w nowej oprawie graficznej. Wyszło trzecie wydanie „Raz w roku w Skiroławkach”, a wkrótce ma się ukazać wydanie czwarte. Ma też ponownie wyjść „Wielki las” i „Skarb Atanaryka”, którego egzemplarz sygnalny mam wkrótce otrzymać.
Rozmawiał Przemysław Poznański
*Zbigniew Nienacki (1929-1994) – pisarz, scenarzysta, dziennikarz, autor cyklu powieści dla młodzieży, m.in. „Uroczysko” oraz cyklu „Pan Samochodzik” (tom 13. dokończony po śmierci Nienackiego przez Jerzego Ignaciuka, tom 14. adaptowany przez Ignaciuka z wczesnej powieści „Zabójstwo Herakliusza Pronobisa”, a także powieści dla dorosłych – m.in. „Z głębokości”, „Sumienie”, „Mężczyzna czterdziestoletni”, „Uwodziciel”, „Raz w roku w Skiroławkach”, „Wielki las” oraz powieści historyczno-fantastycznej „Dagome iudex”.

______________
Many writers say they write when inspired. I do not believe that. You just have to be a professional to write. Some writers claim again that they write for themselves. But let them write it in one copy – said Zbigniew Nienacki, author of the series about the adventures of Pan Samochodzik, as well as such novels as „Uwodziciel” (The Seducer), „Mężczyzna czterdziestoletni” (The forty-year-old man), „Raz w roku w Skiroławkach” (Once a year in Skiroławki), „Wielki las” (The Great Forest) and „Dagome iudex” , in an unpublished so far, found years later interview, which I conducted at a time when I had not even dreamed of becoming a journalist. It is a combination of two interviews I conducted in Jerzwałd on July 22, 1988 and July 20, 1990. The interview was not authorized, and we are publishing it on the writer’s 93rd birthday.