W 2016 roku odsetek Polaków czytających przynajmniej jedną książkę w roku wyniósł 37 proc. To mało, ale dokładnie tyle samo, co przed rokiem. Nieznacznie drgnął za to w górę odsetek tych, którzy czytają w roku co najmniej siedem książek – wynika z najnowszego raportu Biblioteki Narodowej. Badanie wskazuje też, po których autorów sięgają najchętniej ci nieliczni, którzy wciąż kochają czytać.
Każdemu, kto nie tylko czyta książki, ale i bierze udział w swoistych zawodach na jak największą liczbę przeczytanych pozycji w roku, trudno w to uwierzyć: aż 63 proc. Polaków nie miało w zeszłym roku w ręku ani jednej książki. Opublikowany dzisiaj raport Biblioteki Narodowej nie pozostawia żadnej wątpliwości co do tego, że z czytelnictwem w naszym kraju jest źle. I marnym pocieszeniem wydaje się fakt, że odsetek osób, które przeczytały w zeszłym roku chociaż jedną książkę (37 proc.) utrzymał się na dokładnie takim poziomie jak w roku 2015. Jest to bowiem wciąż najniższy wynik w historii badań BN – o ile w 2000 roku przeczytanie jednej książki deklarowało 54 proc. z badanych, w 2004 – aż 58, ale już 2008 odsetek spadł do 38 proc.
Nieznacznie wzrósł procent badanych, którzy czytają co najmniej siedem książek rocznie – o ile w 2015 roku było to 8 proc. o tyle w zeszłym 10. To jednak niewiele w porównaniu z rokiem 2000, gdy wynosił aż 24 proc.
Najczęściej wymienianym autorem książek czytanych w 2016 roku był… Henryk Sienkiewicz. Zaraz za nim znalazła się E. L. James z „Pięćdziesięcioma twarzami Greya”. Jak wynika z raportu, Polacy czytali przede wszystkim literaturę popularną – powieści sensacyjno-kryminalne i ramansowo-obyczajowe. Zjawiskiem do niedawna nieznanym jest zyskiwanie masowej popularności przez nowe powieści napisane przez polskich autorów. Wielki boom wydawniczy przeżywa gatunek powieści kryminalnych i sensacyjnych, który podlega zresztą – zdaniem autorów raportu – wielu modom, przemianom i procesom hybrydyzacji, gdzie thriller, sensacja i powieść psychologiczno-obyczajowa przenikają się. „W schematy gatunku wprowadzana jest stylizacja historyczna, problematyka obyczajowa czy społeczna, co stanowi charakterystyczny rys kryminału skandynawskiego” – czytamy. W niektórych przypadkach granica między literaturą gatunkową a artystyczną ulega zatarciu. Polski kryminał to zatem także zarówno sięganie do czasów PRL (Ryszard Ćwirlej), jak i realia na wskroś współczesne, jak ma to miejsce w przypadku kryminałów prawniczych i thrillerów Remigiusza Mroza, czy zawierających wątki feministyczne mrocznych kryminałów Gai Grzegorzewskiej. Z polskiej twórczości tego gatunku w 2016 roku na plan pierwszy wysunęły się tylko powieści Katarzyny Bondy („Lampiony”, „Okularnik”, „Pochłaniacz”, „Florystka”). Jest to przykład istotnej zmiany w społecznym obiegu tego gatunku: coraz szybciej w krąg największej poczytności wkraczają polskie nowości wydawnicze. Spośród polskich autorów tego typu literatury na szczególną uwagę zasługuje nieżyjąca już Joanna Chmielewska, której powieści są wciąż wznawiane i cieszą się dużym zainteresowaniem.
Jednak najpoczytniejsza w 2016 roku książka tego gatunku to thriller „Dziewczyna z pociągu” Pauli Hawkins (pierwsze wydanie w roku 2015, drugie w 2016 równolegle z ekranizacją). O ten gatunek ociera się różnorodna i niezmiennie popularna od lat twórczość Stephena Kinga. Zmiany w modach czytelniczych widoczne są wśród miłośników zagranicznych powieści sensacyjno-kryminalnych: z listy najpoczytniejszych autorów (obecny tam przez osiem lat) znikł Dan Brown. Wśród obcych autorów, którzy już wcześniej stracili na szerokiej popularności, są także Harlan Coben oraz przedstawiciele literatury sensacyjno-szpiegowskiej, jak Robert Ludlum. „Symptomem wymiany mód czytelniczych w ramach gatunku jest też słabnąca w 2016 roku popularność kryminału skandynawskiego, którego autorzy (Camilla Läckberg, Stieg Larsson) zniknęli z listy powszechników lekturowych” – czytamy w raporcie Biblioteki Narodowej. Co ciekawe, szczególnym zainteresowaniem cieszyły się książki stanowiące podstawę adaptacji filmowych. Można tu wymienić szereg przykładów: „Kod Leonarda da Vinci” Dana Browna, „Harry Potter i kamień filozoficzny” J. K. Rowling (wydanej w roku 1997), saga „Zmierzch” Stephenie Meyer i książki Helen Fielding. Niewątpliwie też ekranizacja „Władcy Pierścieni” J. R. R. Tolkiena poszerzyła krąg jego czytelników. Obecnie dobrym przykładem jest poczytność Pauli Hawkins i E. L. James. Wśród wymienianych książek znalazła się też tzw. proza wysokoartystyczna. Badani wymieniali m.in. powieści Szczepana Twardocha: „Morfina” i „Król”. Odbiorców miały następujące tytuły: „Poruszyć świat. Japonia. Smaki i znaki” Joanny Bator, „Sońka” Ignacego Karpowicza, „Szum” Magdaleny Tulli, „Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk, „W krainie czarów” Sylwii Chutnik czy „Lód” Jacka Dukaja. Czytano też „Śnieg” Orphana Pamuka, „Wstyd” Salmana Rushdiego i „Uległość” Michela Houellebecqa.
Raport Biblioteki Narodowej znajdziecie tutaj
Aż trudno uwierzyć. W moich kręgach jest zupełnie inaczej:)
No właśnie. W zasadzie znam tylko ludzi, którzy czytają – niezależnie id miejsca zamieszkania, wieku, wykształcenia…