I co z tego, że ponad połowa z nas nie przeczytała w 2020 roku ani jednej książki? Najważniejsze, że wśród tych, którzy po nie sięgają, najpoczytniejszą pisarką jest polska noblistka Olga Tokarczuk, zaś najpopularniejszy pisarz – Remigiusz Mróz – może w każdej chwili poczuć na plecach oddech doganiającego go Sofoklesa. Zaraz, serio? – pisze Przemysław Poznański.
Z badaniami opartymi na deklaracjach jest trochę jak z słitfociami na IG. Istnieje obawa, granicząca z pewnością, że mogą być przez respondentów podretuszowane. Ale że nie wszyscy korzystają z mediów społecznościowych, to i nie wszyscy wiedzą jeszcze, jak ważny jest lans. Może dlatego w ostatnim roku (jak donosi najnowsze badanie Biblioteki Narodowej) tylko 42 proc. z nas uznało, że całkiem cool będzie zadeklarować przeczytanie w ciągu roku przynajmniej jednej książki. Choć w sumie coś jednak w narodzie drgnęło – to w końcu aż o 3 pp. więcej, niż rok wcześniej.
W sumie miło, choć nie do końca wiadomo, ile te liczby mają wspólnego z faktycznym poziomem czytelnictwa. Dla mnie najmniej wyretuszowany, a zatem najbardziej prawdopodobny, wydaje się wynik badania, pokazującego tych, którzy przeczytali w ciągu roku przynajmniej siedem książek. Tu jakoś trudniej ściemnić, trudniej ubarwić rzeczywistość, bo może nie starczyć filtrów – w końcu jak przyznam się do jednej książki, to zawsze w ogniu dalszych pytań dam radę rzucić jakieś nazwisko. Ale jak tu tak nagle przypomnieć sobie co najmniej siedem nazwisk? To już grubsza sprawa.
Oczywiście jest w szaleństwie badań deklaratywnych metoda. Powtarzane regularnie, co rok i według tych samych założeń, pokazują trend. I rzeczywiście – jak czytamy w raporcie BN – badania służą „dokonaniu diagnozy najważniejszych zjawisk i trendów występujących w obszarze czytelnictwa książek w Polsce”. Nie ulega zatem wątpliwości, że prawdopodobnie czytaliśmy w zeszłym roku jednak trochę więcej niż rok wcześniej. A nawet więcej, niż przed dwoma laty i trzema. Tak – jeśli na poważnie brać tylko tych, którzy czytają owe siedem książek i więcej – o cały 1 pp. Jakby mniej miło? Może i tak, ale doceńmy te 10 proc., bo to w końcu oznaczać będzie docenienie nas samych – prawdziwych czytelników, czy raczej czytelniczek, bo badanie jasno wskazuje, że po książki głównie sięgają kobiety.
Owszem – wierząc w trendy i doceniając coroczny wysiłek BN – mam pewien problem z uwierzeniem w konkretne liczby zamieszczane w badaniach opartych na deklaracjach, choć prawdopodobnie nie ma lepszej metody sprawdzenia ilu z nas czyta, a przede wszystkim: ile czytamy.
Za to nie mam żadnego problemu z listą najpoczytniejszych pisarzy i pisarek. Nie mam problemu, bo w nią nie wierzę i nie bardzo rozumiem po co powstaje. Chyba tylko po to, by ocieplić nasz wizerunek jako narodu. Oto my! Jak tylko skończymy kolejny tom „Chyłki” zaraz sięgamy po „Księgi Jakubowe” lub „Biegunów”! Co więcej – namiętnie zaczytujemy się „Panem Tadeuszem”, a „Króla” wcale nie znamy wyłącznie z serialu. „Mistrz i Małgorzata”? Jasne! Nawet jeśli przed przeniesieniem się na Patriarsze Prudy, sięgamy po „365 dni” i coś, co ma w tytule Auschwitz. Sofokles? Może nie jest naszym pierwszym wyborem, ale zaczytujemy się nim częściej niż „Lalką”, ale tę z kolei czytamy chętniej, niż „Kod Leonarda da Vinci”.
Gdyby patrzeć na listę „najpoczytniejszych” pisarzy dosłownie, można by wiele ciekawego powiedzieć o naszych czytelniczych gustach, ciesząc się jednocześnie, że każdy z czytających potrafi znaleźć w literaturze coś dla siebie. Rzecz w tym, że „słowami świadczyć miłość – to nie miłość”, jak pisał w „Antygonie” jeden z owych „najpoczytniejszych” w Polsce pisarzy*. Bo rzecz w tym, że lista obnaża tak naprawdę tylko jedno zjawisko – oto wiemy wreszcie, o kim się najczęściej mówi. Czy to na IG, FB czy w szkole. Wiemy, kto większości badanych przychodzi do głowy jako pierwszy. I koniec. Ma to tyle wspólnego z czytaniem, ile Donald Tusk (miejsce 24. na liście BN) z pisarzem.
I nie chodzi o to, że nie wierzę w niesamowitą popularność Remigiusza Mroza, zwycięzcę tabeli BN. Wierzę i szczerze mu gratuluję. W końcu znajomość nazwiska idzie w parze z niewątpliwym wydawniczym sukcesem komercyjnym, co potwierdzają choćby twarde dane sprzedażowe, stojące u podstaw plebiscytu Empiku, czy dane Nielsen BookScan dla Biblioteki Analiz, obejmujące informacje z 250 księgarń stacjonarnych (m.in. BookBook, Książnica Polska, Świat Książki) i dwóch księgarń online (Taniaksiazka.pl i Swiatksiazki.pl).
No właśnie – twarde dane. Oczywiście one też mogą zakłamywać obraz, bo co jeśli kupiliśmy „Czułego narratora”, żeby ładnie wyglądał na półce? Ale gdyby dane te (ale ujednolicone pod względem metodyki) wzbogacić o równie twarde informacje pokazujące, co najchętniej wypożyczamy w bibliotekach i tylko uzupełnić deklaracjami czytania tego, co już mamy na półce (wierząc, że z naprawdę co roku sięgamy po „Potop”), to może wtedy udałoby się choć trochę zbliżyć do wiarygodnej listy „najpoczytniejszych”. Do prawdy o polskich wyborach czytelniczych.
* Sofokles, Antygona, tłum. Kazimierz Morawski, wolnelektury.pl
Przeczytaj także: