wywiad

Sekielski, Severski, Kalinowski: Jak stworzyć szpiega | Spotkanie na festiwalu Granda

Jak tworzyć szpiega – w rzeczywistości i na kartach powieści? Dlaczego tak chętnie czytamy o szpiegach? I na ile podobne są zawody szpiega i dziennikarza? Rozmawiali o tym podczas Poznańskiego Festiwalu Kryminału Granda Tomasz Sekielski, autor trylogii „Sejf” i „Susza” (trzeci tom w przygotowaniu), Vincent V. Severski, autor tetralogii „Nielegalni” oraz powieści „Zamęt” i „Odwet” (w przygotowaniu) oraz gościnnie Grzegorz Kalinowski, autor cyklu „Śmierć frajerom” oraz powieści „Pogromca grzeszników”, „Śledztwo ostatniej szansy” i najnowszej – „Gra w Oczko”. Spotkanie prowadził Przemysław Poznański z zupelnieinnaopowiesc.com

Grzegorz Kalinowski, Vincent V. Severski, Tomasz Sekielski i Przemysław Poznański, fot. Magdalena Adamczewska/Magdalena Adamczewska Photography dla zupelnieinnaopowiesc.com

Przemysław Poznański: „Kolor suszy”, czyli trzecia część trylogii „Susza” i „Odwet”, czyli kontynuacja „Zamętu”. Znacie już daty premier? 

Tomasz Sekielski*: „Kolor suszy” miał się ukazać w październiku, ale komputer mi się zepsuł (śmiech). Potem klawiatura…. Więc może będzie jesienią 2019. Najgorsze, że mam teraz napięte stosunki z żoną [Anna Sekielska – prezes wydawnictwa Od Deski Do Deski – red.], której obiecałem październik 2018 roku. Nie jest to komfortowa sytuacja, w której jako mąż, a jednocześnie autor, zawaliłem termin.

„Odwet” też chyba planowany był na 2018 rok?

Vincent V. Severski**: Tak, miał się ukazać w październiku… (śmiech)

TS: Klawiatura?

VVS: Tak, kawa mi się wylała (śmiech). W związku z tym premiera będzie w pierwszej połowie 2019 roku.

Musicie ze sobą konkurować opóźnieniami terminów?

TS: Zbieg okoliczności. Choć pewnie znajdą się osoby, które uznają, że to nie przypadek (śmiech).

Płynnie przeszliśmy do teorii spiskowych, a tym samym do tajnych służb, które często są umieszczane w centrum takich teorii i są też bohaterami waszych książek. Co, waszym zdaniem, kręci czytelników w postaciach szpiega, pracownika tajnych służb? I co kręci was?

TS: Tajemnica. Słyszymy słowo „szpieg” i przykładamy różne kalki, najczęściej z filmów – nie tylko z Bonda, też choćby z „Jasona Bourne’a”. To sprawia, że ten umowny „szpieg” jawi się jako tajemnicza postać, która prowadzi ciekawe, niebezpieczne życie i w przypadku mężczyzn ma wiele kobiet, a w przypadku kobiet ma wielu mężczyzn. I dlatego, choć książek o szpiegach, szczególnie popularnych, jest mnóstwo, to ciągle czytelnicy chętnie po nie sięgają.

VVS: Świat dzieli się na jawny i niejawny. Pisząc o tym niejawnym, którego czytelnicy nie znają, można sprzedać wszystkie możliwe historie. I nie będzie do końca wiadomo czy jest to prawdą, czy nie. Bo w tak fajnym gatunku zdarzyć się może wiele, można zatem popisać się wyobraźnią. Dlatego tak wiele jest tej literatury, często pisanej przez dziennikarzy, którzy nie zawsze muszą znać rzeczywistość (śmiech).

Tomek, skąd czerpiesz wiedzę?

TS: Mam wśród funkcjonariuszy różnych służb mnóstwo znajomych. Oczywiście w książkach przejaskrawiam, koloryzuję, ale wplatam to, co słyszałem, co ktoś mi opowiedział. W „Sejfie” jest opisana sytuacja w ambasadzie polskiej w Bagdadzie – byłem w Iraku w trakcie tzw. wyzwalania i wiem z pierwszej ręki jak źle zabezpieczona była rezydencja ambasadora i sam ambasador, jak funkcjonariusze BOR raportowali do Warszawy informując, że brakuje kamer monitoringu, że nie ma drogi ewakuacyjnej, że to jest narażanie się na atak terrorystyczny. Zresztą do takiego ataku doszło i zginął w nim jeden z funkcjonariuszy BOR. W „Sejfie” w zamachu ginie ambasador, a to staje się przyczynkiem do wielkiej historii o intrydze służb specjalnych.

Pomysł napisania książki, a nie np. reportażu, przyszedł samoistnie?

TS: Miałem dużo czasu. Odszedłem akurat z pracy w TVN, miałem dziewięć miesięcy przymusowego urlopu, bo mój kontrakt przewidywał zakaz konkurencji. Uznałem, że skoro zawsze chciałem napisać książkę, a do tego mam jakąś historię ułożoną w głowie, to warto to zrobić. Bo jak nie teraz, to kiedy?

VVS: Też zacząłem pisać, kiedy odszedłem ze służby. Dla mnie był to sposób na pozbycie się depresji związanej z syndromem odstawienia. Opisywałem te historie, które przeżyłem, aczkolwiek na tyle zmienione, żeby się mnie żaden prokurator nie czepiał. A było wielu chętnych. W szpiegostwie tajne są nazwiska, miejsca i daty, ale reszta już nie, reszta jest w internecie. Oczywiście początkowo napisałem swoje powieści do szuflady, bo debiut z reguły pisze się do szuflady. Nie wiadomo przecież czy ktoś to zechce w ogóle wydać, a jak nawet wyda, to czy ktoś to kupi. Dlatego autor od razu wali w debiucie wszystko: rozlicza się ze światem, z wrogami, z przyjaciółmi. Dopiero drugą książkę pisze się „pod publikę”, czyli z myślą o czytelniku. Trzecią pisze się już dla pieniędzy (śmiech). A tak naprawdę chciałem kolegom i koleżankom, którzy w służbie pozostali, dać satysfakcję, że społeczeństwo dowie się trochę o nich, o ich życiu, o tym jakimi są ludźmi, i że w ogóle są ludźmi. Że nie są zabójcami, jak to się czasami wydaje. A przecież szpiedzy nie są od zabijania, od tego jest wojsko. Napisałem więc powieść ku po krzepieniu serc i chyba się udało, bo dostaję listy z podziękowaniami za pokazanie, że w końcu my Polacy też jednak coś potrafimy (śmiech). Że obraz służb nie jest taki jak chcą tego dziennikarze śledczy, którzy wynajdują tylko kolejne afery, że są też i uczciwi funkcjonariusze państwowi.

TS: Rozumiem stanowisko Vincenta Severskiego, że warto pokazać coś, co działa, natomiast dziennikarz ma z góry zakodowane, żeby szukać tego, co jest złe, ujawniać patologie. Pokazałem więc funkcjonariuszy służb, którzy grają w gry nie do końca czyste, choć w moich książkach te polskie służby potrafią prowadzić taką rozgrywkę, że ogrywają nawet Amerykanów, np. wywożąc z Iraku coś, na czym Amerykanom zależy. I to polskie służby zdobywają informacje, o które potem zabiega cały świat. Uważam jednak, że w służbach, podobnie zresztą jak w dziennikarstwie, nie pracują święci, więc zdarzają się tam i tacy ludzie, którzy popełniają przestępstwa, i tacy, którzy wykonują swoją pracę wzorowo. Pokazuję służby w ciemnych barwach, ale przecież w jeszcze ciemniejszych pokazuję środowisko dziennikarskie. I z każdym rokiem mam wrażenie, że i tak potraktowałem je w „Sejfie” zbyt łagodnie. Jak się spojrzy na stacje telewizyjne, a pomijam te, które uprawiają jawną propagandę, to gdy się wyciśnie te wszystkie jelonki na krze, świnki, które tknęły w kanalizacji, więc strażacy musieli rozkopać drogę, to niewiele zostaje. Chwała TVN-owi, że ożywił Superwizjer i próbuje wyławiać aferalne, duże historie. Ale generalnie media żyją z tego, żeby wyciągać mniej lub bardziej sensowne wypowiedzi polityków, za to brakuje poważnych analiz, głosów ekspertów, którzy rzeczywiście się znają, a nie tylko są znani.

Vincent V. Severski i Tomasz Sekielski, fot. Przemysław Jakub Hinc/zupelnieinnaopowiesc.com

Szpiegów i dziennikarzy wiele łączy.

TS: Amerykańskie służby często wcielają się w dziennikarzy, co jest niebezpieczne, szczególnie w rejonach konfliktów zbrojnych, bo każdy dziennikarz w konsekwencji bywa podejrzewany o bycie szpiegiem. Gdy wybuchła wojna na wschodzie Ukrainy, i pojechałem z ekipą na drugą stronę frontu, do Donbasu, to w Doniecku zatrzymano nas i przesłuchiwano jako tych, którzy na pewno pracują dla wywiadu. Wypuszczono nas dopiero po kilku godzinach sprawdzania.

VVS: To prawda, ale generalnie wywiad bardzo rzadko wykorzystuje przykrycie dziennikarskie, bo wbrew pozorom wcale nie jest dobre. Kiedy kierowałem biurem wywiadu agenturalnego, zawsze wychodziłem z założenia, że dziennikarze nie nadają się na współpracowników wywiadu, bo nigdy nie mają informacji źródłowych, tylko świecą światłem odbitym, innym słowy trzeba zawsze po nich sprawdzać. A po drugie mają parcie na szkło, więc jak coś zdobędą, to wolą to upublicznić. A po trzecie jak się ich już bierze do współpracy, to udają współpracę, żeby potem napisać książkę (śmiech). To już lepiej wziąć oficera i nauczyć go dziennikarstwa. Wtedy taki dziennikarz jest oficerem wywiadu.

TS: To dlatego nigdy nie poproszono mnie o współpracę? Przyznam, że byłem tym trochę rozczarowany (śmiech). Tyle lat w dziennikarstwie, jeżdżenia po świecie, i nikt mi nie zasugerował nawet, żeby wziął „drugi etat”.

VVS: Ale z samej pracy dziennikarskiej wywiad bardzo dużo korzysta, np. z pisarstwa Wojciecha Jagielskiego. Każdy wywiad na świecie ma dział analityczny, który zajmuje się właśnie takim badaniem, co zresztą widzimy w powieści „Sześć dni Kondora” Jamesa Grady’ego. Zresztą dziennikarze i szpiedzy to mleczni bracia. Często mają podobne charaktery, często chodzą tymi samymi ścieżkami, szczególnie dużo mamy wspólnego z korespondentami wojennymi. Istotą naszej pracy jest to, że mówimy prawdę, różnica między nami jest ta, że dziennikarze zdobywają informacje drogą legalną, a my nielegalną. 

Vincent V. Severski, fot. Magdalena Adamczewska/Magdalena Adamczewska Photography dla zupelnieinnaopowiesc.com

TS: Choć dwa razy byłem przesłuchiwany w ABW, bo uznali, że chyba jednak notatkę szefa wywiadu zdobyłem nie do końca legalnie.

VVS: Ale w granicach uprawnień, jakie ma dziennikarz. Zresztą w sumie my też nie łamiemy prawa. Polskiego (śmiech). Jeśli chodzi o prawo innych krajów, to łamiemy je nagminnie i w zasadzie tylko po to jesteśmy. Co do czarnych charakterów, to w wywiadzie też tacy są, stąd się biorą zdrajcy, szpiedzy we własnych szeregach. To oczywiście znajduje odzwierciedlenie w książkach sensacyjnych, gdzie z jednej strony jest mądry, inteligentny i przystojny szpieg, który ratuje cały świat, a z drugiej skorumpowani, albo zwyczajnie głupi politycy, w tym szefowie szpiega. I to nie jest takie dalekie od rzeczywistości, jeśli pomyślę o poziomie polityków, dla których przychodzi nam pracować. Bo szefów wybierają nam wyborcy, czasem wybitnych, a czasem takich, do których trzeba pisać wielkimi literami i prostymi zdaniami.

Tomasz Sekielski, fot. Magdalena Adamczewska/Magdalena Adamczewska Photography dla zupelnieinnaopowiesc.com

I zawsze wykonujecie polecenia takich polityków? Czy oficer wywiadu, oficer służb, może rozgrywać własną grę?

VVS: Może, ale wtedy czekają na niego odpowiednie konsekwencje. Bo co do zasady oficerowie wywiadu i wywiady jako instytucje nie robią nic samemu, nic sobie nie wymyślają, wszystko robią na zlecenie polityków.

Porównywaliście zawody oficera wywiadu i dziennikarza śledczego. Łączy je jeszcze to, że oba bywają niebezpieczne.

TS: Na całe szczęście w Polsce nie dochodzi do zabójstw dziennikarzy, jak to bywa choćby w Meksyku, gdzie robiłem reportaż o kartelach narkotykowych. Tam rocznie mordowanych jest kilkunastu dziennikarzy. W Polsce zabito w latach 90. Jarosława Ziętarę z „Gazety Poznańskiej”. Ale dziś dziennikarz pracujący u nas nad niewygodnymi tematami może się spotkać co najwyżej z interwencją polityka, który będzie się domagał wstrzymania dziennikarskiego śledztwa, a szemrani biznesmeni mogą mu próbować grozić. Oczywiście ryzyko rośnie, gdy dziennikarz jedzie w rejon konfliktu zbrojnego, ale to jest i tak nieporównywalne z pracą operacyjną ludzi z wywiadu, którzy ryzykują znacznie bardziej. Dziennikarz zawsze może próbować zasłaniać się swoją legitymacją, złapany szpieg nie ma takiej możliwości.

VVS: Oficer wywiadu na pewno nie powinien wykazywać się brawurą. Dobieramy ludzi według określonych predyspozycji, a jedną z najważniejszych jest znajomość swoich możliwości, swoich ograniczeń. W wywiadzie nic się nie robi na rozkaz. Jeśli przychodzi do mnie kolega czy koleżanka i mówi: szefie, ja nie dam rady tego zrobić, albo: boję się, to dla mnie jest to właściwa postawa. Ktoś, kto się nie boi, może nie tylko sam stracić głowę, ale i sprawić, że ucierpi ktoś inny. Taka umiejętność oceny własnej przystawalności do sytuacji, realnej oceny zagrożeń, jest podstawowa.   

Przemysłąw Poznański, Vincent V. Severski i Tomasz Sekielski, fot. Magdalena Adamczewska/Magdalena Adamczewska Photography dla zupelnieinnaopowiesc.com

Jak wygląda szpieg?

TS: Nie powinien wyglądać na szpiega.

VVS: Do wywiadu dobiera się ludzi tak, aby swoim wyglądem nie przyciągali szczególnej uwagi. Oficer na pewno nie może mieć żadnych widocznych znaków szczególnych, widocznych tatuaży. Musi być kimś, kto jeśli ma być niewidoczny, to taki się stanie, a jeśli ma przejąć sztandar demonstracji, to też jest to w stanie zrobić.

Ta sama zasada obowiązuje w literaturze?

TS: W literaturze bohaterowie pierwszoplanowi muszą być wyraziści. I oczywiście nie mogą to być osobowości czarno-białe. To sprawia, że stają się bardziej ludzcy, muszą mieć swoje grzeszki, sekrety. Staram się, żeby zawsze w tym dobrym bohaterze było trochę zła, a ten zły powinien okazać się także w jakimś stopniu empatyczny. Bohater musi zaskakiwać czytelników. Gdy tworzę bohatera, siadam w moim fotelu, który jak wspomniałem ostatnio się rozwalił, przez co nie dokończyłem trzeciego tomu „Suszy” (śmiech) i długo o nim myślę. Na tyle długo, by mieć pewność, że bohater będzie dla mnie interesujący, bo jestem przekonany, że wtedy będzie też interesujący dla czytelników.

VVS: I w literaturze, i w życiu ludzie nie są czarno-biali. Ale już świat szpiegów czarno-biały jest. Dobro i zło są jasno zdefiniowane i nie ma miejsca na wątpliwości. To czarno-biały świat bardzo skomplikowanych postaci.

Tomek, wzorowałeś się przy tworzeniu bohaterów na kimś autentycznym?

TS: Wspominałem o telewizyjnych ekspertach – otóż w pierwszym „Sejfie” jest scena gdy dochodzi do ataku na bazę terrorystów, i w studiu telewizyjnym oczywiście pojawia się ekspert. Opisałem go tak, że nieświadomie sportretowałem jednego z autentycznych ekspertów. Jakiś czas później Marcin Meller rozmawiał z tą osobą i zachwalał mój thriller, na co tamten: Czytałem, nieźle mi przypierdolił. I dopiero, gdy Marcin mi to opowiedział, zrozumiałem, że sportretowałem kogoś prawdziwego, choć wale nie miałem go na myśli. Często za to używam nazwisk przyjaciół. Moja żona też zażądała, żeby ją umieścić w którejś książce pod jej panieńskim nazwiskiem Bartosiak i w „Smaku Suszy” pojawiła się asystentka prasowa prezydenta Tarnowskiego, która przechodzi przez pokój, na co prezydent pyta: Kto to? A ktoś odpowiada, że dziewczyna z prasowego, Anna Bartosiak (śmiech). Mojej żonie się to tak spodobało, że zażądała, aby w trzeciej części, którą piszę, Anna Bartosiak odegrała większą rolę. Wymyśliłem więc romans Anny Bartosiak, bądź co bądź mojej żony, z prezydentem (śmiech).

Vincent, ty nie ukrywasz, że praktycznie każda z twoich postaci ma pierwowzór w rzeczywistości.

VVS: Rzeczywiście większość postaci, które opisuję, ma archetypy. Gdy o jakiejś osobie piszę, muszę ją widzieć. Wiedzieć, jaki ma charakter, jak reaguje, czasami sobie z nią rozmawiam. Podobnie zresztą jest z miejscami, które opisuję – to są miejsca, które z reguły znam z autopsji: byłem tam, widziałem, czułem. Bo miejsca mają zapachy, dźwięki, których trzeba doświadczyć. Co do moich postaci, to koleżanki i koledzy wiedzą, kogo opisałem, a Sara stała się postacią kultową. W łazience Agencji Wywiadu pojawił się nawet napis: „Przyjdzie Sara i Was wszystkich poroz… (śmiech)”. Swój archetyp ma nawet Rosjanin, Jagan, który z założenia miał być okropnym typem, podcinającym gardła bez mrugnięcia okiem, a stał się jedną z postaci najbardziej ulubionych przez czytelników moich książek. W „Nielegalnych” pojawia się z kolei niezbyt sympatyczna postać asystenta Prezydenta, a że książka była pisana w 2007, to w sumie jasne było, że chodzi o Michała Kamińskiego. I pan Kamiński zadzwonił do mnie po premierze powieści: Ja wiem, że mnie pan opisał, ale w sumie nie mam żalu. Doceniłem to i w drugiej części opisałem go już nieco inaczej. Dziś znamy się osobiście i lubimy.

Grzegorz Kalinowski, Vincent V. Severski, Tomasz Sekielski i Przemysław Poznański, fot. Przemysław Jakub Hinc/zupelnieinnaopowiesc.com

Mam niespodziankę. Przysłuchuje się nam jeszcze jeden pisarz. To Grzegorz Kalinowski, autor kryminałów z serii „Śmierć frajerom” oraz „Pogromca grzeszników” i „Śledztwo ostatniej szansy”. W tym ostatnim pojawia się postać oficera wywiadu, majora Sokołowskiego. A skoro mówimy o inspiracjach, to ta wydaje się akurat jasna.  

Grzegorz Kalinowski***: Miał być Włodzimierz Sewerski, wyszedł Wincent Sokołowski. To oficer sztabu generalnego wojska polskiego, oddziału II, czyli przedwojenny szpion.

Na ile inspirowałeś się Vincentem?

GK: Potrzebowałem szpiega, który by był znajomym wszystkich w Warszawie, znał i artystów, i ich publiczność. Vincent Severski zna choćby Andrzeja Seweryna, który gra w serialu „Nielegalni” według jego powieści, a w mojej książce Wincent Sokołowski spotyka Eugeniusza Bodo, czyli wszystko jak w życiu. To jest ukłon w stronę literatury Vincenta Severskiego i ludzi, których opisuje. Jedyne za co mogę przeprosić, to fakt, że jego alter ego działa w Dwójce, która nie była aż tak dobrym wywiadem jak nam się wszystkim często wydaje. To był wywiad pełen ułomności, który nie potrafił umieścić swoich agentów ani w Moskwie, ani w Berlinie.

Bo szpiedzy powinni być wszędzie. A są?

GK: Mogło być o jednego więcej (śmiech). W 1996 roku chciano zwerbować pewnego dziennikarza, który często jeździł do Sztokholmu. Mówię oczywiście o sobie – wezwano mnie na wojskową komendę uzupełnień i zasugerowali, że skoro jeżdżę czasem do Sztokholmu, to może chciałbym jeździć częściej i przy okazji załatwić kilku dodatkowych spraw. Dla kraju. Może miałem szpiegować ówczesnego attaché prasowego Włodzimierza Sokołowskiego?

VVS: To musiała być jakaś prowokacja (śmiech). A odpowiadając na pytanie: Szpiedzy są wszędzie tam, gdzie zapadają ważne decyzje, gdzie rozgrywa się coś istotnego dla bezpieczeństwa. Warto jednak wyjaśnić, że są różne kategorie szpiegów. Co innego agentura, czyli obcokrajowcy, którzy dla nas pracują, a których werbujemy na podstawie ich ułomności. A co innego obywatele polscy, którzy współpracują z wywiadem z pobudek czysto patriotycznych. To ważne, bo Polak nie może pracować dla wywiadu za pieniądze, choć oczywiście zwracamy poniesione koszty. Dlatego nie mówimy, że werbujemy Polaków, my pozyskujemy obywateli polskich. To ważna część wywiadu, bo nas, oficerów operacyjnych, bywa około dwustu, więc zadania można realizować tylko dzięki pomocy fachowców. Szpieg tak naprawdę na niczym się przecież nie zna poza szpiegowaniem. Bez obywateli polski wywiad, i każdy inny, byłby głuchy i ślepy. W ten sposób ludzie sami pracują na swoje bezpieczeństwo, my tylko to organizujemy.

GK: W takim razie żałuję, że się nie zgodziłem. Korzyść byłaby też taka, że poznalibyśmy się wcześniej, ponad dwudzieścia lat temu.

VVS: Nadrobimy.

Vincent, mówiłeś o agenturze. Jak się ja werbuje? Da się zwerbować każdego obcokrajowca?

– Wywiad werbuje ludzi, którzy coś wiedzą, coś mogą, którzy są do czegoś przydatni, i mają na tyle spore odchyłki psychiczne, żeby chcieć zdradzić swój własny kraj. Metodologia werbowania jest dość skomplikowana, bo przecież normalny człowiek, ktoś, kto ma właściwie ustawioną hierarchię ważności, własnego kraju nigdy nie zdradzi, a zatem jest niewerbowalny. Ale jest też wielu ludzi, którzy mają swoje ułomności i wywiad na tych ułomnościach bazuje. Wyszukuje się ludzi, którzy mają takie czy inne problemy i pomaga się im z tych problemów wyjść. Teraz jest o tyle łatwiej, że można w decyzjach o werbunku posiłkować się Facebookiem i Twitterem. To kopalnia wiedzy. Dzisiaj każdy oficer wywiadu musi się biegle posługiwać portalami społecznościowymi, a w szkole dostaje wiedzę, w jaki sposób wykorzystać to do pracy operacyjnej.

Przemysław Poznański, Vincent V. Severski i Tomasz Sekielski, fot. Magdalena Adamczewska/Magdalena Adamczewska Photography dla zupelnieinnaopowiesc.com

W swoich książkach nie ograniczacie do opisywania regularnych działań służb, ale tworzycie specwydziały, przeznaczone do zadań szczególnych – w „Nielegalnych” Wydział Q, w „Zamęcie” Sekcja, w „Sejfie” Sekcja „1”. Zwykły szpieg to za mało?

TS: Stworzyłem jednostkę o nazwie Sekcja „1” i jak czytam książki pana Vincenta, to wiem, że Wywiad takich jednostek potrzebuje. Bardzo długo szukałem w internecie informacji jak mogłaby się nazywać, ale znalazłem tylko Biuro 1, Biuro 2 i itd., bez żadnej informacji, czym się zajmują. Musiałem więc podpytać znajomych, którzy pracowali kiedyś w wywiadzie, żeby do tych biur przypisać zadania.  

VVS: Co roku zmieniamy numerację (śmiech).

TS: Ale i tak pomyślałem, że jeśli istnieje jednostka działająca obok prawa, to nie będzie oficjalnie wymieniona na stronie. I na pewno ma inna nazwę i inaczej funkcjonuje. To było kilka lat temu i z satysfakcją przeczytałem w „Zamęcie”, że i tam jest Sekcja. Pomyślałem, że chyba całkiem dobrze kombinowałem, skoro zawodowy szpieg to potwierdza. Co znaczy, że i inne moje pomysły są wiarygodne.

VVS: Wszystko co jesteśmy sobie w stanie wymyślić, jest możliwe. Metody i środki dostosowuje się do zadania i jeśli zadanie wymaga utajnienia jednostki, to się ją utajnia. W mojej Sekcji pracują przede wszystkim oficerowie drugiej linii, czyli oficerowie, którzy nigdy nie przekraczają progu budynku Agencji Wywiadu, nie wolno im. Są nawet szkoleni w trybie indywidulanym, a na co dzień pracują gdzieś na mieście i są tylko powoływani do wykonania określonych zadań. Tak jest w każdym większym wywiadzie światowym. Specjalne tajne jednostki są po prostu faktem, a jak już mówiliśmy – im coś jest bardziej tajne, tym budzi większe zainteresowanie. Także czytelników.

Przeczytajcie też o serialu „Nielegalni” według prozy Vincenta V. Severskiego i filmie dokumentalnym Tomasza Sekielskiego o pedofilii w polskim Kościele.

Rozmawiał Przemysław Poznański

Zdjęcia Magdalena Adamczewska i Przemysław Jakub Hinc

* Tomasz Sekielski – dziennikarz śledczy, reporter, korespondent, pisarz i reżyser, pomysłodawca i założyciel wydawnictwa „Od deski do deski”. Jest twórcą wielu programów telewizyjnych (m.in. Prześwietlenie, Teraz My!, Czarno na białym, Po prostu), a także filmów dokumentalnych (m.in. Władcy marionetek). Jest autorem bestsellerowej trylogii „Sejf” oraz cyklu „Susza”. Wyróżniony prestiżowymi nagrodami: m.in. Dziennikarz Roku, Grand Press, Wiktory, Telekamery, Niptel. Przez dwa lata, w programie „Po prostu” na antenie TVP1 ukazywał się jego 45-minutowy reportaż nt. najważniejszych lub najbardziej kontrowersyjnych wydarzeń na świecie np. nt. morderstwa Litwinienki, kartele narkotykowe w Meksyku, problemy żołnierzy walczących na froncie na Ukrainie, obozy dla uchodźców (Calle) i terroryzm. 11 maja będzie miał premierę jego film dokumentalny poświęcony pedofilii w polskim Kościele.

** Vincent V. Severskipisarz i były oficer wywiadu PRL i RP, działający przez 26 lat pod przybraną tożsamością. W 1990 roku został pozytywnie zweryfikowany. Za granicą spędził 13 lat. Realizował zadania na Wschodzie, Azji, Bliskim Wschodzie, Afryce i Europie. Odbył około 140 misji w blisko 50 krajach. Zna biegle trzy języki. Jest postacią dobrze znaną w międzynarodowym środowisku oficerów służb specjalnych. Ze służby w wywiadzie odszedł w 2007 roku na własną prośbę w stopniu pułkownika. Odznaczony i wyróżniany przez prezydentów i premierów RP, szefów zaprzyjaźnionych służb wywiadowczych oraz Legią Zasługi przez prezydenta Baracka Obamę. Jako prozaik zadebiutował w 2011 roku powieścią „Nielegalni”, kontynuowaną książkami „Niewierni”, „Nieśmiertelni” i „Niepokorni”. W 2017 roku ukazała się jego powieść „Zamęt”, rozpoczynająca nową serię. W tym roku ukaże się jej kontynuacja – „Odwet”. 

*** Grzegorz Kalinowski – studiował historię na UW, nauczyciel i dziennikarz, reżyser filmów dokumentalnych.  Był korespondentem na wojnie w dawnej Jugosławii, zrealizował teledysk Brygady Kryzys oraz komentował finały piłkarskiej Ligi Mistrzów i Pucharu Polski. Autor cyklu powieściowego „Śmierć frajerom” oraz powieści „Pogromca grzeszników” i „Śledztwo ostatniej szansy”. Ostatnio ukazał się jego pierwszy kryminał współczesny „Gra w Oczko”.

Dekonspiracja. Co kogo kręci i jak to się kręci. Spotkanie na Poznańskim Festiwalu Kryminału Granda z Vincentem V.Severskim i Tomaszem Sekielskim. Gościnnie Grzegorz Kalinowski. Prowadził Przemysław Poznański, 22 września 2018

%d