recenzja

Aspirant Strasburger na tropie | Grzegorz Kalinowski, Pogromca grzeszników

Zgłębianie przeszłości może być świetną trampoliną do budowania przyszłości. Pod warunkiem, że czerpiemy z niej i się uczymy, a nie ją rozpamiętujemy. Inaczej żadna przyszłość nas już nie czeka. Doskonale wie to Grzegorz Kalinowski, a jeszcze lepiej bohaterowie jego „Pogromcy grzeszników”.

Był w historii Polski i Warszawy pogrom, dokonany na Żydach przez… Żydów. W 1905 roku nastroje złości wobec żydowskich alfonsów i dziwek, szargających opinię o całej społeczności, nabrzmiały i wybuchły, przeradzając się w kilkudniową masakrę – płonęły domy, z podartych poduszek leciało pierze, ginęli ludzie. Pewien mały chłopiec, dopiero co przybyły z prowincji (dowiemy się pod koniec powieści, o kim mowa), ujrzy na własne oczy ów chaos, nazwany  przez warszawiaków „alfons pogromem”, ale przypomni sobie o nim dopiero po latach. Dokładnie po ćwierćwieczu.

Tyle czasu mija bowiem od tamtych dramatycznych wydarzeń, gdy pewnego dnia znalezione zostają zwłoki wpływowej prostytutki i burdelmamy Madame Gali. Zamordowana jest Żydówką – dla początkującego, ale ambitnego dziennikarza wniosek jest więc jasny (nawet jeśli wielu innym wydaje się pochopny): mamy do czynienia z echem alfons pogromu, albo z wręcz „nowym alfons pogromem”. Drżyj, Warszawo!

Tym dziennikarzem jest niejaki Edward Giez, który zrobi wszystko, by odbić się od sprawy z 1905 roku i zbudować na niej solidną karierę – niekoniecznie szanując fakty, za to rozumiejąc jak może być w życiu pomocny koniunkturalizm. Co jednak istotne –Kalinowski wykreował tę postać (de facto jedną z dwóch pierwszoplanowych) z dużą dozą sympatii i życzliwej wyrozumiałości, dzięki czemu żurnalista „Kuriera Warszawskiego” jest postacią niejednoznaczną, a tym samym mogącą nieść powieść na równi z niewątpliwie najważniejszym w powieści Kornelem Strasburgerem – policjantem doskonale znanym nam z wcześniejszej serii Grzegorza Kalinowskiego „Śmierć frajerom”.

Wszystko to z nienasycenia | Z Grzegorzem Kalinowskim rozmawia Przemysław Poznański

„Pogromca grzeszników” to spin-off tamtego cyklu (jeszcze niezamkniętego), ale i w pewnym sensie kontynuacja – akcja powieści toczy się w roku 1930, a więc już po wydarzeniach z „Tajemnicy skarbu Ala Capone”, co ma dla fabuły bardzo konkretne konsekwencje. Przede wszystkim aspirant Strasburger ma już na tyle mocną pozycję w policji, że to jemu przypada ważne śledztwo w sprawie Madame Gali. Okazuje się, że niebawem dochodzi też do kolejnych, podobnych morderstw, o które prasa szybko zaczyna obwiniać żydowskiego bandytę i zapaśnika Goliata. W sukurs mediom przychodzi niezbyt może uzdolniony, za to chorobliwie ambitny przełożony aspiranta, wyznający, że teoria o seryjnym zabójcy nada śledztwu większej wagi. Strasburger – któremu intuicja podpowiada inne rozwiązanie kryminalnej zagadki – dostaje się więc między młot prasy snującej teorie często wyssane z palca a kowadło szefostwa nalegającego na szybki postęp w sprawie. I nawet jego legendarne wśród policjantów poczucie humoru  na niewiele mu się tu zda.

Napiszę jeszcze dziewięć kryminałów | Z Markiem Krajewskim rozmawia Przemysław Poznański

A wszystko to w Warszawie, która kipi życiem – dziennym i nocnym. Miasto oferuje najlepsze kabarety z Eugeniuszem Bodo i Mieczysławem Foggiem (pierwszemu Strasburger niechcący wytnie przykry numer, drugi pomoże aspirantowi w śledztwie, bo Miecio Fogiel to wszak kolega Strasburgera z jednej kamienicy). Są zatem i partyjki brydża w eleganckich salonach i, a może nawet przede wszystkim, życie knajp, spelun i melin. Jest pijaństwo, jest prostytucja, a nawet handel ludźmi spod znaku słynnej organizacji Zwi Migdal, wywożącej kobiety do domów publicznych w Argentynie. Kalinowski – nie stroniąc od opisu warszawskiej socjety (także dzięki świetnemu pomysłowi, by wykreować postać redaktor Pohulanki z kroniki towarzyskiej) – z lubością zabiera nas do rynsztoka. Bo to przecież tam czai się zbrodnia, a zatem i tam znaleźć można jej sprawcę lub sprawców.

Dawno temu w Ameryce (i nie tylko) | Grzegorz Kalinowski, Śmierć frajerom. Tajemnica skarbu Ala Capone

Zanim sprawa zostanie rozwiązana, czeka nas prawdziwa jazda bez trzymanki z pościgiem dorożką po całej Warszawie i jej obrzeżach. Bohaterowie zapuszczą się aż na odległą Saską Kępą i pod cmentarz żydowski. Będziemy świadkami śmiertelnego pojedynku i zupełnie niespodziewanego finału.

Scena przy cmentarzu ma dla mnie zresztą symboliczne znaczenie: Kalinowski zdaje się nam tu mówić wprost: Zostawcie umarłych w spokoju. Nie rozgrzebujcie przeszłości, lecz wyciągajcie z niej wnioski. Kto tak uczyni, ten wygra – dotyczy to bohaterów powieści, ale i jej autora. „Pogromca grzeszników” jest bowiem bez wątpienia wciągającym kryminałem, z łotrzykowskim rysem, ale napisaną z olbrzymią dozą sympatii dla przedwojennej Warszawy i empatii dla jej często pokrzywdzonych przez historię mieszkańców.

Teraz spytacie pewnie: no dobrze, a gdzie w tym wszystkim Heniek Wcisło, alias Henry Haas ze „Śmierci frajerom”? Nie obawiajcie się, autor o nim pamięta. I zapewne spotkamy go jeszcze nie raz.

 

Grzegorz Kalinowski, Pogromca grzeszników

Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza 2017

%d bloggers like this: