Od diamentów, przez bikini po but Rosy Klebb – „Śmierć nadejdzie jutro” to ukłon w stronę wcześniejszych części cyklu o „Bondzie”, czasem cytowanych wprost, czasem pośrednio. Ale film Lee Tamahoriego w kilku miejscach zawodzi i trochę szkoda, że właśnie nim Pierce Brosnan pożegnał się z rolą agenta 007.

Zaczyna się z przytupem i tak jest do końca – czego jak czego, ale dynamiki temu filmowi nie brakuje. Oto bowiem Bond przejmuje helikopter z handlarzem diamentami i podszywając się pod niego rusza na spotkanie z niejakim pułkownikiem Moonem (Will Yun Lee), synem północnokoreańskiego generała (Kenneth Tsang), a jednocześnie renegatem, będącym na swój sposób postacią z katalogu takich bondowskich figur jak choćby generał Orłow w „W obliczu śmierci”. O ile ojciec myśli o zbliżeniu Korei Północnej z Zachodem, o tyle syn pała chęcią zniszczenia imperialistów, co przy okazji nie przeszkadza mu budować fortuny i otaczać się sportowymi samochodami.
Misja Bonda, mająca na celu wyeliminowanie młodego Moona z łańcucha nielegalnego handlu objętymi embargiem diamentami z Afryki, niestety pali na panewce. Co prawda pościg na poduszkowcach po strefie zdemilitaryzowanej doprowadza do (domniemanej) śmierci przeciwnika, ale ucieka jego pomocnik, Zao (Rick June), a sam agent Jej Królewskiej Mości trafia do niewoli. Tortury, w tym ukąszenia skorpionów nie są co prawda w stanie złamać Bonda, ale wierchuszka brytyjskich służb, co zrozumiałe, ma inne zdanie – wpadka w krótkim czasie kilku agentów może sugerować, że szpieg sypnął i trzeba go jak najszybciej odebrać Koreańczykom, by nie narobił więcej szkód. Nie ma tu jednak żadnej brawurowej akcji odbijania jeńca, jest prosta wymiana na moście. Wymiana na złapanego w międzyczasie przez zachodnie służby Zao.
Bond w swoim stylu zaczyna prowadzić dochodzenie, które zawiedzie go na Kubę, gdzie pozna Jinx (Halle Berry), która wyłoni się przed nim z morskich fal w bikini i z nożem u pasa, niemal dokładnie tak jak Honey Ryder w „Dr. No” co jest z jednej strony nawiązaniem do ikonicznej postaci granej przez Ursulę Andress, z drugiej zaś, poprzez obsadzenie w tej roli Berry jest udaną próbą wprowadzenia do bondowskiego świata czarnoskórej pierwszoplanowej postaci żeńskiej.
Na jednej z kubańskich wysepek Bond „pomoże” Jinx w rozwaleniu w drobny mak kliniki wymiany szpiku, by ostatecznie wpaść na ślad niejakiego Gustava Gravesa (Toby Stephens), właściciela kopalni diamentów na Islandii, w zadziwiający sposób tożsamych z diamentami ze strefy objętej embargiem.
A potem, w islandzkich lodach, w lodowym pałacu zbudowanym specjalnie na PR-owskie fajerwerki Gravesa, Bond nawiąże bliższe relacje z panną Frost (Rosamund Pike), asystentką Gravesa, kobietą niedostępną i nieodgadnioną.
Już tylko ten opis pokazuje, że twórcy „Śmierć nadejdzie jutro” próbowali do jednego worka wrzucić ile się tylko da. Akcja goni akcję, co samo w sobie jest dobrą wiadomością, ale w pogoni za atrakcyjnością zgubiono gdzieś rozsądek, czego najlepszym przykładem jest niewidzialny samochód Bonda, rodem raczej z filmów science-fiction. Do tego dochodzą niedopracowane efekty specjalne, jak choćby w scenie spadania wyścigowego bolidu z lodowca i surfowania, czy raczej dość ekstremalnego kitesufringu Bonda między górami lodowymi. Podobnie nienajlepszy, bo wtórny jest pomysł laserowego działa zawieszonego w kosmosie, a zbudowanego z diamentów. To samo mieliśmy przecież w filmie „Diamenty są wieczne”, gdzie Blofeld umieścił na orbicie gigantyczny laserowy generator.
Możliwe oczywiście, że w tym ostatnim przypadku chodziło o mrugnięcie okiem do fanów. W końcu w całym filmie aż roi się od cytatów z innych części „Bonda”. I tak choćby w warsztacie Q (John Cleese) znajdziemy nieco już śmierdzący but Rosy Klebb z wysuwanym z podeszwy ostrzem z „Pozdrowień z Rosji” czy odrzutowy plecak z „Operacji Piorun”. W kopalni diamentów dla Jinx przygotowana zostanie śmierć od lasera – to bezpośrednie nawiązanie do „Goldfingera”. Jest jeszcze scena w Hongkongu gdy Bond zamawia krawca, by uszył mu garnitur i koszule – może to być nawiązanie do zdania z „Diamenty są wieczne” (1971), gdzie Bond mówi do Tiffany, że zna dobrego krawca w Hongkongu. I jeszcze oczywiście skok ze spadochronem, na którym znajduje się brytyjski Union Jack, co widzieliśmy po raz pierwszy w filmie „Szpieg, który mnie kochał”. W ten sposób zamknięto symbolicznie nie tylko erę filmów z Piercem Brosnanem, ale i całą serię o agencie 007, rozpoczętą „Dr. No”. Następny film, „Casino Royale” z Danielem Craigiem w głównej roli opowiada przecież całą historię od nowa.
Spin-off o Jinx czyli filmy, które nie powstały
Co ciekawe, w 2003 roku pojawiły się spekulacje na temat spin-offu filmu, koncentrującego się na postaci Jinx, którego premiera była zaplanowana na listopad/grudzień 2004 roku. Pierwotnie donoszono, że MGM chciał stworzyć serię filmową, która byłaby alternatywą dla głównej serii, podobnie zresztą jak miało to miejsce pod koniec lat 90., gdy myślano o spin-offie opartym na postaci Wei Lin, granej przez Michelle Yeoh „Jutro nie umiera nigdy” z 1997 roku. Jednak pomimo wielu spekulacji na temat zbliżającego się filmu, 26 października 2003 r. „Variety” poinformowało, że MGM całkowicie wycofało się z tego projektu, ku konsternacji Barbary Broccoli i Michaela G. Wilsona z Eon Productions. MGM chciało bowiem jak najszybciej przejść do realizacji następnego filmu, czyli wspomnianego już „Casino Royale”.
Przerwa na Oscara, czyli ciekawostki
- Tytułowa piosenka do filmu „Die Another Day”, zaśpiewana przez Madonnę, zadebiutowała na listach przebojów w USA 19 października 2002 r. i osiągnęła ósme miejsce. Piosenka była nominowana do Złotego Globu za najlepszą oryginalną piosenkę i do Złotej Maliny za Najgorszą Oryginalną Piosenkę. Elton John, nazwał ją „najgorszym kawałkiem z Bonda wszechczasów”.
- Główne zdjęcia do filmu rozpoczęły się 11 stycznia 2002 w Pinewood Studios w Londynie, ale film był kręcony nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale też na Islandii i w Kadyksie w Hiszpanii (który udawał Kubę) oraz na Maui na Hawajach.
- Książka, którą 007 bierze do ręki na Kubie to oczywiście „Ptaki Indii Zachodnich”, napisana przez Jamesa Bonda, któremu Ian Fleming podebrał nazwisko dla swojego bohatera. Nie bez powodu agent Jej Królewskiej Mości w rozmowie z Jinx podaje się za ornitologa.
- Rosamund Pike – grająca pannę Frost,drugą z dziewczyn Bonda w tym filmie – została obsadzona w filmie na pięć dni przed rozpoczęciem głównych zdjęć. Był to jej filmowy debiut, ale do świata filmu weszła z przytupem – pierwsza sceną, jaką nakręciła, była rozmowa z samą Judi Dench.
- Z kolei pierwsza z dziewczyn Bonda – Halle Berry grająca Jinx – opuściła produkcję na kilka dni, aby wziąć udział w rozdaniu Oscarów w 2002 roku, gdzie zdobyła nagrodę dla najlepszej aktorki za „Czekając na wyrok” (Monster’s Ball, 2001).
- Grający Gravesa Toby Stephens sam zagrał potem Bonda. Nie w filmach jednak, a w siedmiu radiowych adaptacjach powieści Iana Fleminga dla BBC Radio: „Dr. No” (2008, u boku Davida Sucheta jako Dr. No), „Goldfinger” (2010, z Sir Ianem McKellenem jako Goldfingerem i Rosamund Pike jako Pussy Galore), „Pozdrowienia z Rosji” (2012), „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości” (2014), Diamenty są wieczne” (2015), „Operacja Piorun” (2016) i „Moonraker” (2018).
- W filmie wystąpiła Madonna jako Verity, instruktorka szermierki – to pierwszy taki przypadek w historii filmów o Jamesie Bondzie, w którym na ekranie pojawia się wykonawca piosenki czołówkowej.
- W filmie aż gęsto jest od ewokacji, odniesień do wcześniejszych filmów z Agentem Jej królewskiej Mości. Niewykluczone, że fani przygód Agenta 007 znajdą tu jeszcze więcej nawiązań do wcześniejszych filmów, bowiem obraz „Śmierć nadejdzie jutro” wszedł na ekrany dokładnie czterdzieści lat po premierze „Dr. No”.
James Bond powróci na zupelniennaopowiesc.com w filmie „Casino Royale”.
Śmierć nadejdzie jutro (Die Another Day), reż. Lee Tamahori
Scenariusz Neal Purvis, Robert Wade
USA, Wielka Brytania 2002