Korzystając z archetypu bohatera – zwycięskiego, pozbawionego skaz, a przy tym samotnego – Wojciech Chmielarz opowiedział nam w „Prostej sprawie” o cenie desperackiego trzymania się zasad w świecie tych zasad pozbawionym. Czasem cenie najwyższej – pisze Przemysław Poznański.

To też jednocześnie opowieść o długu. Długu liczonym w brudnej forsie, długu wdzięczności, długu jakim jest cena, którą trzeba zapłacić, by sprawiedliwości stało się za dość.
Tytuł powieści ma tu wiele znaczeń, może choćby nawiązywać do ksywki Prostego – mężczyzny, który stoi w centrum zdarzeń, choć sam pojawia się późno i na drugim planie. Może też jednak odwoływać się do formy, na jaką postawił tu Wojciech Chmielarz. Jest to bowiem opowieść klasyczna – o walce dobra ze złem, w której jest oczywiście miejsce na półcienie, szczególnie w psychologicznych portretach postaci, ale w gruncie rzeczy opierającej się właśnie na prostych zasadach, których autor trzyma się od początku do końca – że czarne jest czarne, a białe jest białe.
To zatem rodzaj bajki, choć atrybuty baśniowości zastępuje tu brutalna rzeczywistość, to zatem western, choć współczesny i rozgrywający się na polskim „dzikim zachodzie”, czyli w na pograniczu Polski i Czech, niedaleko niemieckiej granicy, gdzieś pod Jelenią Górą, w karkonoskich lasach. To tam przybywa bezimienny bohater Chmielarza, by spłacić dług zaciągnięty u Prostego.
Problem w tym, że nie zastaje go pod znanym sobie adresem, za to spotyka tam dwóch zakapiorów, którzy najwyraźniej także szukają Prostego. Dlaczego? W jaką sprawę niechcący wplatał się Bezimienny? Jedno jest pewne – Chmielarz bardzo szybko ujawnia w tej scenie atuty swojego bohatera, który zarówno siłą ciosów, jak i wiedzą, jak ciosów unikać, udowadnia, że jest przeciwnikiem nie do pokonania. A w każdym razie do pokonania bardzo trudnym.
Gdyby chcieć szukać postaci, które mogłyby bohaterowi „Prostej sprawy” podać rękę, to na pierwszy plan wysuwa się Jack Reacher stworzony przez Lee Childa. Bezimienny ma bowiem w sobie podobną wrażliwość na zło i podobnie skutecznie potrafi z tym złem walczyć. Kibicujemy mu, trzymamy jego stronę, odwołuje się bowiem do naszych najprostszych instynktów, w tym do chęci wymierzania sprawiedliwości na własną rękę tam, gdzie zawodzi system.
To postać, której musimy kibicować, niezależnie od metod, jakie stosuje, bo wiemy przecież, że celem jej działania jest ukaranie tych, którzy pastwią się nad słabszymi. Chmielarz przynosi nam zatem dobrą nowinę: pokrzywdzeni wreszcie doczekali się Obrońcy.
Ów bohater – archetypiczny heros i samotny mściciel – jest więc niewątpliwie siłą tej niezwykle wciągającej, sensacyjnej historii, rozgrywającej się w realiach przygranicznej wojny gangów, gdzie ścierają się interesy różnych grup przestępczych, w tym bandy niejakiego Kazika – wyjątkowo obleśnego typa oraz gangów Czechów i Romów. Bohater „Prostej sprawy” wkracza w sam środek tych krwawych rozgrywek, ale wolny jest od tego, by opowiadać się po którejś ze stron konfliktu. Być może nawiąże krótkotrwały sojusz z tymi najmniej winnymi, którzy nie krzywdzą ludzi prostych, by obronić tych, którzy nie są w stanie obronić się sami, a którzy – jak on – stali się celem nie do końca z własnej winy, ale od początku do końca pozostanie samotny. Nawet jeśli znajdzie pomoc u pewnej zdesperowanej w dojściu do celu wdowy oraz analityczki z ABW.
Wojciech Chmielarz napisał „Prosta sprawę” jako kwarantannową powieść wypuszczaną w odcinkach na Facebooku (tu oczywiście poprawioną, przeredagowaną). Ale nie stworzył opowieści błahej, doraźnej, lecz jeden z najciekawszych kryminałów ostatnich lat z bohaterem, który wart jest zapamiętania. A jeszcze bardziej – godzien całej powieściowej serii.
Wojciech Chmielarz, Prosta sprawa
Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2020