„Świat to za mało” jest kolejnym „gospodarczym” filmem o Bondzie, tym razem tłumaczącym, dlaczego tak zły jest monopol. Choć nie sposób przecenić też świetnej roli Sophie Marceau oraz faktu, że po raz ostatni widzimy tu Desmonda Llewelyna w roli Q.

W poprzedniej odsłonie przygód agenta 007, czyli „Jutro nie umiera nigdy” złoczyńcą był prasowy magnat, dążący do monopolu na rynku mediów. Tym razem producenci postanowili iść za ciosem i dalej przybliżać widzom tajniki wielkiego biznesu, ale zdecydowali się na znacznie większy rozmach. Czymże jest bowiem władza na informacją wobec władzy nad najbardziej pożądanym surowcem współczesnego świata?
Plan antagonisty jest prosty: zbudować nowy rurociąg transportujący ropę z Azerbejdżanu do Europy Zachodniej, ale inną drogą niż prowadzą istniejące instalacje. Ma to oczywiście sens tylko wtedy, gdy na trasie dotychczasowych rurociągów dojdzie do katastrofy, która konkurencji uniemożliw dalszy przesył surowca. Aby to osiągnąć, potrzebujemy trochę plutonu i terrorystę, który nie zawaha się go użyć, poświęcając nawet w razie konieczności własne życie.
Wcześniej trzeba tylko zabić dotychczasowego właściciela rurociągu, by do władzy dopuścić kogoś, kto nie cofnie się przed złem. Kogoś takiego jak Elektra King (Sophie Marceau), dziedziczka rodzinnej fortuny Kingów, a wcześniej ofiara porwania, za którym stał Viktor Zokasa, używający pseudonimu Renard (Robert Carlyle). Okazuje się, że ojciec Elektry był dobrym znajomym M (Judi Dench), która znała doskonale też jego córkę, więc misja, z którą rusza Bond, ma trochę charakter „publiczno-prywatny” – M boi się bowiem o bezpieczeństwo młodej kobiety, dlatego 007 ma stać się w zasadzie jej osobistym bodyguardem. Do czasu jednak – instynkt agenta Jej Królewskiej Mości jak zwykle nie zawodzi. Zanim jednak Bond odkryje prawdę, wraz z dziedziczką fortuny Kingów zostanie zaatakowany przez motolotniarzy na narciarskiej trasie, gdzieś na stokach gór Kaukazu. Śledztwo rozpoczęte po brutalnym ataku na Elektrę prowadzi do go kasyna Walentina Żukowskiego (Robbie Coltrane), gdzie dzięki specjalnym okularom od Q agent 007 w porę zauważa, kto nosi broń (i jaką ma bieliznę). A potem Bond pozna dr Christmas Jones (Denise Richards) i samego Renarda, by w końcu przejrzeć szczegóły jego niecnego planu. Będzie to skutkowało wyjazdem do Stambułu, gdzie przyjdzie mu jeszcze uratować M, która w międzyczasie znajdzie się w nie lada opałach, zniszczy manufakturę kawioru i skoczy z Wieży Panny wprost do podwodnej łodzi atomowej.
„Świat to za mało” to film z wielu względów przełomowy. A to dlatego, że to tu po raz pierwszy antagonistą jest kobietą. Oczywiście, były już takie postaci jak Rosa Klebb w „Pozdrowieniach z Rosji”, Pussy Galore w „Goldfingerze” czy tytułowa Ośmiorniczka, ale wszystkie one grały jednak drugie skrzypce u boku męskiego lidera, a niektóre z nich ostatecznie nie okazywały się takie złe. Tu jest inaczej – to kobieta jest mózgiem operacji, bezwzględnym demiurgiem, zdolnym do poświęcenia milionów ludzkich istnień w imię stałego wzrostu wskaźników EBITDA i prywatnej zemsty na wyimaginowanych winnych.
Ten film warto zapamiętać także z jednego jeszcze powodu – po trzydziestu siedmiu latach z rolą Q pożegnał się tu Desmond Llewelyn. Co ciekawe, choć aktor miał się pojawić w jeszcze jednym filmie, scenarzyści napisali mu scenę, w której żegna się z Bondem, mówiąc, że zawsze trzeba mieć drogę ucieczki. Nikt nie mógł przewidzieć, że aktor zginie w wypadku po premierze tego filmu.

Tracy czy Blofeld, czyli jak powstawał scenariusz filmu „Świat to za mało”
W listopadzie 1997 r., producentka „Bondów” Barbara Broccoli obejrzała reportaż pokazujący jak największe światowe koncerny naftowe rywalizują o kontrolę nad niewykorzystanymi rezerwami ropy na Morzu Kaspijskim tuż po rozpadzie Związku Radzieckiego. Uznała, że to doskonały temat na kolejny film o agencie 007. Wraz z Michaelem G. Wilsonem zatrudnili scenarzystów Neala Purvisa i Roberta Wade’a do pracy nad nowym filmem – co ciekawe, ta para sprawdziła się na tyle, że pisze (czasem przy współpracy z innymi twórcami) scenariusze aż do tej pory. To scenarzyści zasugerowali, żeby głównym złoczyńcą uczynić tu kobietę. Mieli podobno stwierdzić: Bond pomyśli, że znalazł kolejna Tracy, tymczasem tak naprawdę odnajdzie nowego Blofelda.
Co ciekawe, istnieją pogłoski, że pierwotnie film następujący po „Jutro nie umiera nigdy” miał mieć zupełnie inną fabułę – głównym przeciwnikiem Bonda miał być jego potomek, o którego istnieniu sam agent 007 nie miał pojęcia. Stąd właśnie tytuł „Świat to za mało”, który w istocie jest mottem rodziny Bonda (o czym wiemy z „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości”).
Bond 2000, czyli ciekawostki
- W zamku będącym szkocką siedziba MI6 nad biurkiem M wisi portret Bernarda Lee, czyli pierwszego odtwórcy roli M.
- Podobno ze względów bezpieczeństwa żaden członek obsady nie pojechał do Stambułu. Ujęcia z aktorami kręcono w Pinwood Studios w Londynie. Widać to choćby w scenie na Wieży Panny, gdzie oryginalna metalowa barierka tarasu staje się nagle barierką betonową.
- Imponująca piła tarczowa zwisająca z helikoptera to pomysł, który pierwotnie został zapisany w scenariuszu do GoldenEye, ale było tam tak wiele atrakcji, że część z nich przesunięto do innych filmów.
- Żukowski posługuje się w jednej z finałowych scen pistoletem ukrytym w lasce. Podobna broń pojawiła się wcześniej w powieści Iana Fleminga „Casino Royale”.
- Początkowo film miał mieć premierę nie w 1999 roku, ale w 2000 i (podobno) nosić tytuł „Bond 2000”.
James Bond powróci na zupelnieinnaopowiesc.com w „Śmierć nadejdzie jutro”.
Świat to za mało (The World Is Not Enough)
reż. Michael Apted
scenariusz Neal Purvis, Robert Wade, Bruce Feistein
Wielka Brytania, USA 1999