recenzja

To, co ukryte | Wit Szostak, Rumowiska

Wit Szostak odsłania w „Rumowiskach” to, co zwykle ukryte, a przecież ważne dla tożsamości: dna rzek, strukturę powieści, drobne tajemnice, z których zbudowane jest nasze życie – pisze Przemysław Poznański. 

Już zawarta w tytule powieści liczba mnoga wskazuje jednoznacznie, że interesuje Szostaka opowieść wielopoziomowa, rozgrywająca się jednocześnie w trzech warstwach – równie ważnych, choć przecież nieprzenikających się wprost, za to wchodzących ze sobą w dyskurs, mających na siebie wpływ, przekazujących sobie pałeczkę we wspólnej sztafecie będącej opowieścią o niezmienności czasu, w którym to, co trwa, musi kiedyś zniknąć, a w każdym razie się zmienić, ale i musi mieć początek, nawet jeśli czasem trudny do ustalenia. 

Wit Szostak zanurza nas w rzece, która okazuje się być życiem, które okazuje się być powieścią, która okazuje się być rzeką. A może powieść okazuje się być życiem, a życie rzeką? Te wzajemne zależności, te przenikające się metafory („Rzeka jest metaforą. To jasne. A jeśli metafora jest rzeką?”) sprowadza autor do wspólnego mianownika w przywołanej tu triadzie: rzecz – rzec – rzeka. „Rzecz” jako to, co zostaje po ludzkim życiu i co je buduje, „rzec” jako mowa, słowo, składowa powieści, „rzeka” jako rzeka – w całym bogactwem niesionych tym pojęciem znaczeń. 

W poszukiwaniu tożsamości

Tytułowe rumowiska, a więc z taką pieczołowitością wyliczane tu przez autora toczyny, wleczyny, unosiny, zawiesiny i roztwory, są więc zarówno przywołaną wprost składową rzeki, ale i wszystkim tym, co konstrukcyjnie składa się na opowieść, a także tym, co niosą ze sobą przez całe życie bohaterowie książki: mieszkaniami czy domami, przedmiotami, wspomnieniami, emocjami, tajemnicami, które mogą zostać odkryte, lub nie, ale i tak staną się budulcem tego, co najistotniejsze: tożsamości.

Ta tożsamość – jej poszukiwanie i odkrywanie – stanie się tu kluczem do przynajmniej jednej z możliwych interpretacji powieści Szostaka. Meandrującej wszak i kapryśnej, zmieniającej narratorów, wędrującej od czasu do czasu, choćby przez chwilę – wbrew sile grawitacji, co zdarza się i rzekom – w kierunku źródeł, odkrywającej co i rusz nowe pokłady tego, co zdążyła nanieść. Starczyłoby tego zanurzania się w tożsamości już tylko na przykładzie samej rzeki, próbie zrozumienia czym ona w istocie jest. Ale Wit Szostak – z czego jest znany – idzie znacznie dalej, odsłaniając w innej z warstw strukturę (a więc w jakimś sensie tożsamość) powieści jako takiej, w końcu dając nam też pełnoprawną fabułę – biografię bez reszty podporządkowaną poszukiwaniom odpowiedzi zakorzenionych w przeszłości, a stanowiących o teraźniejszości.

Ciężar słowa

W „Cudzych słowach” pochylał się Szostak nad człowiekiem jako zbiorem doznań i wyobrażeń innych ludzi, nad słowami, które opisują go bez jego woli, w arcydzielnej książce „Szczelinami” przyglądał się temu, co pomiędzy, co do tego stopnia intymne, że często niedostrzegalne, co nieraz wymyka się słowom innym niż te poetyckie. Tutaj, w „Rumowiskach”, zastanawia się: „Jeśli rzeka jest ciągłą zmiennością, na zawsze przejętą przez Heraklita metaforą, to dlaczego rzeki mają imiona?”. Słowo niewątpliwie ma przecież ciężar, który ciągnie za sobą wszystkie warstwy opowieści – tak jak imię rzeki niesione jest wzdłuż jej biegu (aż uchodząc traci je, „podobnie jak kobiety tracą swe nazwiska, wychodząc za mąż”) i najczęściej niezależnie od pokonanego dystansu okazuje się niezmienne, tak imię, albo nazwisko, bohatera staje się tu przyczynkiem do konstruowania jego biografii.

Tomasz Chodnikiewicz, wnuk Tomasza Chodnikiewicza, który nazwisko przejął po żonie, traktuje poszukiwanie przyczyn takiego kroku protoplasty jako platformę dla opowieści o losach rodziny, doświadczonej – bezpośrednio lub pośrednio – traumą Holokaustu, etosem antykomunistycznej działalności opozycyjnej, czy bólem emigracji zarobkowej, ale też aktywnym uczestnictwem w ustrojowych przemianach. Bo dość powiedzieć, że powieściowy nestor rodu był senatorem sejmu kontaktowego z ramienia Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”. To poszukiwanie przez młodego Chodnikiewicza jest – w sposób oczywisty –  metaforycznym ujęciem wędrówki ku źródłu rzeki. Podobnie – i w tym nie ma już nic oczywistego – trudna, skoro źródło wcale nie musi być początkiem, a na przykład emanacją  zaczynającej się kilometry wcześniej rzeki poziemnej albo jednym z wielu początków tego, co wpada do jeziora czy morza.  

Przeczytaj także:

Imię i nazwisko

Chodnikiewicz senior był nie tylko politykiem. Był też dziadkiem, mężem i ojcem, figurą rzucającą cień na dzieciństwo głównego z narratorów. Cień nazwiska (i imienia) zasłużonego działacza opozycji, ale i cień międzypokoleniowych nieporozumień, których najlepszym przykładem niech będzie historia z wiecznym piórem, zielonym Pelikanem – dumą dziadka, przyczyną kpin, gdy wnuk przyzna się do fascynacji tym przedmiotem i zapragnie go w spadku po nestorze. Kpin z natury niewinnych, a przecież karmiących poczucie niższości chłopca, wzmagających jego frustrację, odbijających się na jego stosunku do protoplasty rodu. Kpin będących jak toczyny czy wleczyny, spowalniające nurt życia.       

Figura dziadka stanie się też jednak figurą stylistyczną. Jego śmierć – na jednej z pierwszych stron książki – okaże się wszak w opowieści o strukturze książki „narracyjną klęską”, skoro to dopiero początek powieści. Stanie się też jednak przyczynkiem do rozważań o budowie postaci literackiej, o powoływaniu jej do życia i złudzeniu, że poprzez swą fikcyjność ma szansę na wieczne istnienie. Nie ma, ale to, co ze sobą niesie, będzie elementem struktury – zarówno w warstwie konstrukcji, jak i fabuły. Powodem, dla którego istnieją choćby przedmioty i wymuszana przez nie interakcja tych postaci, które jeszcze funkcjonują na kartach: niszczenie, palenie, zachowywanie.

Istnienie i przemijanie

W zdaniu otwierającym książkę: „Żal, że powieść można zacząć tylko raz”, rozbrzmiewa świadomość nieuchronności. Zdanie raz wydrukowane, podobnie jak każdy nasz czyn, pozostaną już na zawsze. Niezmienne. Niemożność wejścia dwukrotnie do tej samej rzeki to wynikający z ciągłego ruchu fakt, nie metafora. Szostak zaprasza nas więc do światów naturalnie przemijających, kończących się starorzeczami, ostatnimi zdaniami, śmiercią. Jego opowieść rozpięta jest jednak między owymi końcami a próbami określenia początków. Właśnie: próbami, a nie jednoznacznymi stwierdzeniami, skoro nawet pierwsze zdanie nie jest de facto początkiem opowieści, lecz prędzej podkreśleniem bezradności wobec praw wynikających z jej struktury.

Zanim jednak rzeka wpadnie do morza Szostak pozwala nam zajrzeć pod jej taflę, dotknąć dna, koryta, poczuć ruch rumowiska, podobnie jak daje nam możliwość obcowania z procesem twórczym, pisaniem jako takim, konstruowaniem przedstawionego świata i zaludniających go postaci, w końcu daje nam możność sięgnięcia do konkretnych życiorysów postaci, wydobycia z nich owych drobnych tajemnic, z których tak naprawdę zbudowane jest życie jako opowieść o poszukiwaniu siebie, o chęci zrozumienia sensu istnienia i przemijania. Rzek, powieści, ludzkich losów.

Wit Szostak, Rumowiska
Wydawnictwo Powegraph, Warszawa 11 października 2023
ISBN: 9788367845168

1 komentarz

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading