wywiad

Grzegorz Brudnik: Historie noir są historiami o ludziach, bo najczarniejszy mrok kryje się w ludzkich sercach | Rozmawia Przemysław Poznański

Chciałem napisać noirową książkę, a historie noir są historiami o ludziach, bo najczarniejszy mrok kryje się w ludzkich sercach. Potrzebowałem jedynie spoiwa, cechy – prawdziwej, niewydumanej – która połączy bohaterów, pozwoli mi każdego z nich sportretować przez jej pryzmat. I tak pojawiła się samotność – mówi Grzegorz Brudnik, pisarz, autor powieści „Szafarz”. Rozmawia Przemysław Poznański.

Grzegorz Brudnik, fot. Bartosz Pussak Photography

Przemysław Poznański: Bohaterami „Szafarza” kieruje ból, wynikający najczęściej z ich osamotnienia. Skąd pomył na kryminał, w którym właśnie samotność stanie się motywem łączącym wątki i postaci?

Grzegorz Brudnik: Przede wszystkim nie jest to przypadek i cieszę się, że to dostrzegasz. Rzeczywiście samotność wyziera z każdego kąta tej powieści, obecna jest choćby w scenach erotycznych, które niektórzy postrzegają jako chęć przelewania przeze mnie na papier własnych fantazji, gdy tymczasem sceny te powstały tylko po to, by pokazać, że ludzie, którzy w nich uczestniczą, są do tego stopnia samotni, że szukają jakiejkolwiek bliskości fizycznej z drugą osobą, nawet z taką, z którą nie są w żadnej relacji uczuciowej. Fascynuję się tematem samotności od jakiegoś czasu, szczególnie w kontekście wielkich miast, gdzie jest ona szczególnym problemem. To zjawisko uniwersalne dla współczesnych czasów. Wydaje mi się, że samotność jest też cechą, za pomocą której bardzo fajnie można sportretować bohaterów, a także całe ich otoczenie, ich świat, pokazać, jak żyją. Jak żyjemy my wszyscy – bezkontaktowo, bo nasze sprawy załatwiamy przez internet, łącznie z lekarzem i zakupami. A to znaczy, że wszystkie te preteksty, które mieliśmy, żeby wyjść i spotkać przy tej okazji jakiegoś człowieka, nagle znikły. Dotyczy to nawet randkowania. Nie każdy umie się w tym odnaleźć i dlatego stajemy się coraz bardziej samotni.

Skąd jednak pomysł, żeby wokół tego tematu, niewątpliwie frapującego i społecznie ważnego, ukuć mroczną intrygę kryminalną?

– Chciałem napisać noirową książkę, a historie noir są historiami o ludziach, bo najczarniejszy mrok kryje się w ludzkich sercach. Potrzebowałem jedynie spoiwa, cechy – prawdziwej, niewydumanej – która połączy bohaterów, pozwoli mi każdego z nich sportretować przez jej pryzmat. I tak pojawiła się samotność, która bardzo pasuje do tej stylistyki. Mogłem dzięki temu pokazać, jak każdy z bohaterów mierzy się z nią w trochę inny sposób: jedni będą sobie z nią radzić lepiej, inni gorzej. Będę się trzymał tej koncepcji także w kolejnych częściach, choć tam samotność zejdzie na dalszy plan, bo w drugiej powieści będę wraz z bohaterami chciał się skupić na szeroko rozumianym pięknie, a w trzeciej na wolności. Na razie mam plan właśnie na trzy części, ale jeśli czytelnicy zadecydują, że chcą więcej, to nie zamierzam się sprzeciwiać. Planuję na pewno też co najmniej dwa spinoffy – z wybranymi bohaterami „Szafarza”, w różnych okienkach czasowych.

Fascynuję się tematem samotności od jakiegoś czasu, szczególnie w kontekście wielkich miast, gdzie jest ona szczególnym problemem. To zjawisko uniwersalne dla współczesnych czasów. Wydaje mi się, że samotność jest też cechą, za pomocą której bardzo fajnie można sportretować bohaterów, a także całe ich otoczenie, ich świat, pokazać, jak żyją. Jak żyjemy my wszyscy – bezkontaktowo, bo nasze sprawy załatwiamy przez internet, łącznie z lekarzem i zakupami. A to znaczy, że wszystkie te preteksty, które mieliśmy, żeby wyjść i spotkać przy tej okazji jakiegoś człowieka, nagle znikły. Dotyczy to nawet randkowania. Nie każdy umie się w tym odnaleźć i dlatego stajemy się coraz bardziej samotni.

Rzeczywiście pokazujesz, że nie każdy radzi sobie z samotnością tak samo, choć zawsze pozostaje ona siłą wyniszczającą. W przypadku jednych prowadzi do destrukcji, w przypadku innych do autodestrukcji. Dotyczy to twojego głównego bohatera, ekskomisarza Rafała Lichego, który ma za sobą nawet epizody samobójcze.

– To, co niesie ze sobą samotność, wyniszcza powoli. Na wczesnych jej stadiach nie dostrzegamy problemu, aż w którymś momencie orientujemy się, że czegoś nam brakuje i że nie potrafimy sobie z tym brakiem poradzić. Bardzo chciałem pokazać bohatera, który będzie miał swoje problemy, ale nie chciałem, żeby był to kolejny alkoholik, który tak naprawdę pije, żeby pić. Gdy poznajemy Lichego, jest on trochę żulem i tak postrzegają go inni bohaterowie, choć trzeba pamiętać, że oni nie zawsze mówią prawdą. Lichy alkoholikiem nie jest. Jest człowiekiem, który dotarł do tego etapu samotności, w którym nie potrafi sobie z tym poradzić w żaden inny sposób. Ważne było przy tym dla mnie, żeby ten bohater miał historię, która uwiarygodni w oczach czytelników jego stan, pokaże, że alkohol jest w jego przypadku tak naprawdę tylko narzędziem do znieczulania się, zapomnienia o samotności i jej źródłach. Oczywiście jest to postać bardziej skomplikowana, ale samotność w jego przypadku jest triggerem, który tak naprawdę wyciąga z bohatera to co najgorsze. Gdy wymyśliłem, że ma to być bohater, który trzykrotnie próbował popełnić samobójstwo, musiałem dojść, dlaczego to zrobił, co do tego doprowadziło, ale i jaki to miał wpływ na innych. Próba samobójcza zmienia wiele w relacjach z ludźmi, wpływa na wizerunek bohatera, na jego odbiór i na jego zachowanie w towarzystwie.

Pokazujesz, że Lichy potrafi odstawić alkohol, gdy dostrzeże jakiś cel. A w „Szafarzu” tym celem staje się śledztwo, do którego zostaje zaangażowany przez podinspektora Krzywańskiego. Punktem wyjścia intrygi są odnajdywane od lat, na przełomie sylwestra i Nowego Roku, zdekapitowane zwłoki kobiet. Kiedy zrodziła się w twojej wyobraźni taka intryga?

– Na początku była samotność i bohaterowie. Dopiero potem doszła zbrodnia, która też poniekąd wynika z samotności. Mogę zdradzić, że pierwotnie planowałem napisać inną książkę z tymi bohaterami, ale na pewnym etapie uznałem, że skoro wracam na rynek po pięciu latach przerwy, a więc na dobrą sprawę ma to być mój „drugi debiut”, to powieść, którą tworzę, jest może trochę za mało spektakularna. Postanowiłem więc napisać inną powieść i na jej potrzeby wymyślić coś, czego jeszcze nie było, a w każdym razie czego ja jeszcze nie czytałem. I tak doszedłem do koncepcji zbrodni przechodniej, która ma co rok swoją kontynuację. Taka zbrodnia pasuje zarówno do bohatera, jak i do świata przedstawionego. Pozostało tylko wymyślić wszystko to, co za taką zbrodnią stoi.

Przeczytaj także:

Te zbrodnie odbywają się w konkretnym miejscu – w konurbacji górnośląskiej. Dwie ofiary znalezione zostają w Katowicach, po jednej w Dąbrowie Górniczej, Gliwicach, Sosnowcu, Pyskowicach, na pograniczu Chorzowa i Świętochłowic oraz w Bytomiu. Nie pochodzisz z Górnego Śląska, mówisz o sobie, że jesteś włóczęgą, co oznacza, że nie mieszkasz nigdzie na stałe. Skąd zatem wybór takiej scenerii?

– Jestem gdańszczaninem, a włóczęgą z wyboru zawodowego. Generalnie mieszkam w Gdańsku, ale ponieważ pracuję wyłącznie zdalnie, staję się cyfrowym nomadą: gdy mam taką potrzebę, biorę  plecak, komputer i jadę np. do Bułgarii na miesiąc, potem na Węgry, czy do Dominikany, gdzie mieści się firma, w której pracuję. A zatem jak ktoś mnie pyta, skąd jestem, to odpowiedź jest prosta, ale jak pada pytanie, gdzie mieszkam, to już jest trochę trudniej. Jeśli zaś chodzi o „Szafarza”, to od początku nie rozważałem innego miejsca. Przez długi czas postrzegałem je stereotypowo jako mało atrakcyjne, brudne, takie, którego nikt nie lubi. Jest dokładnie odwrotnie, o czym przekonałem się, gdy zamieszkałem na rok w Bielsku. Wtedy zacząłem zwiedzać Górny Śląsk, który mnie totalnie zafascynował. To jedno z najbardziej romantycznych miejsc w Polsce, choć jest to romantyzm wynikający z surowości. Są tu Katowice, pełne nowoczesnej architektury, ale są i miejsca niekoniecznie dla ludzi bogatych. Wybrałem trochę sztampowe lokalizacje z familokami, kopalniami, bo uznałem, że to nie jest słabość, ale siła tego miejsca – jedynego w Polsce, gdzie przemysł wciąż jest żywy i to na taką skalę. Potrzebowałem miejsca, które wygląda tak jak sto lat temu, gdy je zbudowano, i wciąż służy do tego samego. Na Śląsku kopalnie wciąż funkcjonują, wciąż stoją familoki, nawet jeśli są odnowione, to przecież wciąż mieszkają w nich ludzie, którzy w jakimś sensie żyją tak, jak kiedyś. Nie wyobrażam sobie by ta powieść, jak i cały ten cykl, mogła rozgrywać się gdzie indziej. Rozważam nawet zupełnie serio, czy nie przeprowadzić się na pól roku na Śląsk podczas pisania trzeciej części, żeby jeszcze lepiej poczuć klimat.    

Na razie umieszczasz tam zespół wyrzutków, samotników, ale zarazem zdolnych śledczych i oddajesz ich pod wodzę wslomnianego podinspektora Krzywańskiego, który z ich pomocą chce rozwiązać wreszcie zagadkę zbrodni. To zbiór postaci mocno niejednoznacznych, stojących na pograniczu dobra i zła, wydających się być zagubionymi w labiryncie własnych emocji, własnej przeszłości. To przy tym zbiorowisko indywidualistów, którzy niekoniecznie potrafią działać razem. Skąd taka decyzja? Mogłeś przecież ograniczyć się do jednej czy dwóch postaci.

-Pada w książce porównanie do „Parszywej dwunastki”. Stworzenie grupy bohaterów to dla mnie pretekst, żeby pokazywać próbę budowania relacji między postaciami, które często czują do siebie niechęć. W miarę poznawania się nawzajem ta niechęć albo słabnie, albo narasta, a potem jeszcze sympatia może zmienić się w antypatię i na odwrót. Jak to w życiu, gdzie także w miarę przyswajania informacji o drugim człowieku, próbujemy się z nim dotrzeć. Uważam, że dobra książka to książka pogłębiona, także w kwestii psychologicznych portretów bohaterów. To buduje klimat, to czyni też książkę interaktywną, a więc taką, która pozwala czytelnikowi odnaleźć się w przedstawionym świecie. Aby to było możliwe, trzeba ten świat wiarygodnie narysować. W realnym świecie mamy sąsiadów, z których każdy ma swoją opowieść i jeśli chcemy, możemy ją poznać w miarę poznawania człowieka. Chcę, żeby czytelnik traktował moich bohaterów jak takich sąsiadów, wniknął do ich świata, do ich przeszłości. Dlatego precyzyjnie zaplanowałem sobie, o którym bohaterze chcę powiedzieć coś więcej, a o którym mniej i jaki będzie to miało potem wpływ na fabułę. Chciałem przy tym, żeby nie byli to ludzie idealni, szlachetni, krystalicznie czyści, a zarazem, żeby każdy był trochę inny i gdy w pewnym momencie padnie jego nazwisko, to czytelnik ujrzy cały ten zestaw cech, charakterystyczny dla tej postaci i poczuje w stosunku do niej konkretne emocje: czy negatywne, czy pozytywne to już zdecyduje sam odbiorca.

Na początku była samotność i bohaterowie. Dopiero potem doszła zbrodnia, która też poniekąd wynika z samotności. Doszedłem do koncepcji zbrodni przechodniej, która ma co rok swoją kontynuację. Taka zbrodnia pasuje zarówno do bohatera, jak i do świata przedstawionego. Pozostało tylko wymyślić wszystko to, co za taką zbrodnią stoi.

Porozmawiajmy o warsztacie. Jak tworzy się tak skomplikowaną powieść, w której mamy nie tylko rozbudowaną zagadkę zbrodni, ale i liczne grono bohaterów, z których każdy sam w sobie też jest zagadką?

– Max Czornyj zawsze powtarza, że po prostu siada nad pustką kartką i ją zapełnia, wręcz nie wyobraża sobie, że mógłby cokolwiek planować, wymyślać wcześniej, bo jak twierdzi, wtedy by się podczas pisania nudził. Ja mam całkowicie odwrotnie. Najpierw wymyślam fabułę i to jest najdłuższy proces, zajmujący kilka miesięcy. Wymyślam może nie sto procent książki, ale dobre sześćdziesiąt, czyli cały główny szkielet fabularny, zdarzenia krok po kroku, postaci i miejsce, w którym powinny się pojawiać, a także ich funkcję w intrydze. I wtedy siadam do pisania. To w tym momencie rodzi się pozostałe czterdzieści procent, choć oczywiście sam szkielet też czasem ulega modyfikacjom, gdy coś mnie zainspiruje, choćby klimat piosenki w radiu. Pisanie to dziesiątki godzin wymyślania, zapisywania, planowania, do czego mam odpowiednie narzędzia, pozwalające wszystko precyzyjnie rozpisać, żeby nie gubić wątków, dopiąć każdy szczegół, wykorzystać każdą poszlakę. Uważam, że to mój obowiązek jako autora wobec czytelników, którzy mi płacą i to dwukrotnie – raz kupując książkę, a potem poświęcając swój czas na jej czytanie. Jeśli dostarczam komuś coś, za co ten ktoś chce zapłacić, to wszystko się musi w książce zgadzać i to już na etapie szkicu fabularnego. Jednocześnie piszę tak, żeby dać czytelnikowi możliwość odkrywania zagadki razem z bohaterami, muszę więc precyzyjnie zaplanować, kiedy jaką informację podać.

„Szafarz”, jak sam wspominałeś, jest twoim „drugim debiutem”. Skąd ta przerwa? Nie miałeś czasu, pomysłu, ochoty na pisanie?

– Poprzednie dwie powieści to sensacja z elementami komediowymi, trochę jak w „Szklanej pułapce”, tyle że o ludziach badających zagadki katastrof komunikacyjnych. „Mayday” powstawał siedem lat, bo nie zakładałem, że to będzie powieść do wydania. Zawsze zarabiałem pisaniem, jako copywrighter czy strateg marketingowy, i opowiadanie historii mnie fascynowało, więc postanowiłem sprawdzić się w prozie. Gdy okazało się, że wydawca jest zainteresowany, to na fali entuzjazmu napisałem „Fracht”. Jednak przyjęcie tych książek rozczarowało mnie. Okazało się, że ludzie niekoniecznie chcą czytać takie książki. Trochę się poddałem, tym bardziej że trzeba było zarabiać pieniądze, nastał w moim życiu okres dynamiczny zawodowo, zostałem dyrektorem marketingu w klubie piłkarskim, potem w kolejnym. Ale cały czas tęskniłem za pisaniem, a dodatkowo wydawca się przypominał za każdym razem, gdy udawało się nam spotkać. Namawiali mnie też moi pisarscy przyjaciele: Marek Stelar, Robert Małecki, Max Czornyj. Powtarzali: pisz, pisz, pisz! I w końcu przyszedł moment, kiedy stwierdziłem, że mam w mojej głowie opowieść, którą muszę napisać. Po prostu musiał nadejść dobry moment i nadszedł. Napisałem więc i wysłałem książkę do wydawnictwa. Dwa miesiące później była na rynku. Jestem wdzięczny wydawnictwu, że czekało na mnie tyle lat i że wróciłem do niego jak do siebie. Taka sytuacja daje ogrom pewności siebie. Tym bardziej że gdy patrzę na ileś lat do przodu, to pisanie książek ma tam swoje miejsce, a inne rzeczy niekoniecznie.

Rozmawiał Przemysław Poznański

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading