Jesteśmy bezwolnymi manekinami, marionetkami w rękach ukrytego w mroku demiurga. Najczęściej z własnej woli – o „Powrocie” Wojciecha Guni pisze Przemysław Poznański.

Gunia nie bierze jeńców. Zaprasza nas do świata, który albo zaakceptujemy w całości z jego mroczną, pozbawioną nadziei i zanurzoną w grotesce dziwnością, albo w całości odrzucimy. Nie da się tu wejść jedną stopą, by tkwiąc drugą w codzienności próbować racjonalizować to, co widzimy na kartach „Powrotu”. Trzeba do tej otchłani, zanurzonej we mgle, stęchliźnie i rozkładzie, bez reszty przejść. By w pełni poczuć się tak, jak bohaterowie prozy Wojciecha Guni: zagubieni, bezradni, nieważni.
Gunia uprawia weird fiction, ba, jest prekursorem tego gatunku w Polsce, ale szafowanie etykietami nie na wiele się zda, skoro jednocześnie jest autor „Powrotu” twórcą osobnym, kreującym w swoich książkach własne, konsekwentne uniwersum. Widać to było w (chronologicznie późniejszym, bo „Powrót” to wznowienie) zbiorze dwóch nowel „Miasto i rzeka”. Tu, w „Powrocie” – w czternastu opowiadaniach, czy raczej trzynastu i jednej minipowieści – te realia wybrzmiewają jeszcze mocniej. Widzimy, że tym, co interesuje autora, jest obnażenie niemocy jednostki w obliczu czegoś większego, czegoś, co możemy nazwać siłą sprawczą czy władzą.
Nie ma znaczenie, co nią jest – magistrat, Zamek, Kombinat, figura ojca czy przemijanie. Jesteśmy w rękach tej siły narzędziami do wypełniania zadań, często niekoniecznie istotnych, wręcz zbędnych. Jesteśmy klockami do przestawiania, które im częściej są zmuszane do słuchania absurdalnych poleceń, tym mniej mają siły na bunt. Jesteśmy powolnymi sługami, manipulowanymi słowem: pozorną prośbą lub nakazem. I nie buntujemy się, przekonani najczęściej o słuszności racji tych, którzy rządzą. Zatraciliśmy już instynkt, lub nam go odebrano, czasem wraz ciałem, jak w „Ostrzach”, gdzie powoli każdy zamieniany jest w uśmiechniętego manekina. O ile w ogóle jest jeszcze potrzebny.
Przeczytaj także:
Owszem, zdarzy nam się jeszcze zadać pytanie czy spróbować ucieczki, ale prędzej czy później musimy zdać sobie sprawę, że nawet te akty buntu są pozorne, wliczone w mechanizmy stosowanej na nas socjotechniki, często wręcz pożądane, jak w „Ojcu”, gdzie pytania syna pozwalają utrzymać psychiczną zależność z rodzicem, niezbędną do wypełnienia większego planu jaki ten ma wobec dziecka. A reakcja na wezwanie przyjaciela w użyczającej swojego tytułu dla całego zbioru minipowieści „Powrót” – rozgrywającej się w zimnej, pustej, przesyconej mgłą przestrzeni miasta – jakkolwiek by nie wyglądała na odruch woli podyktowanej troską, pozostaje punktem zawczasu zapisanym w agendzie ludzkiego losu.
Zresztą, te przejawy buntu czy ciekawości są tu rzadkie i nie do końca podyktowane przekonaniem o ich sensie, są raczej odruchem, ostatnią oznaką dogorywającego człowieczeństwa. Bo „Ludzie chcą być rządzeni. To jest jedyny powód, dla którego władza istnieje” – jak mówi bohater opowiadania „Bardzo długo była tylko ciemność”. Bo i owszem, choć niektórym zdarza się przebudzić z letargu i poczuć, „(…) że od nikogo nie zależę. Że mogę iść gdzie chcę, robić, co chcę…”, to albo okazuje się to złudzeniem, albo początkiem drogi, która nie ma celu, lub ma cel z góry narzucony.
Bohaterowie Guni częściej poddają się woli Władzy, akceptują ją, lub – jak w opowiadaniu „Ogród, nocne niebo” – oddają się Władzy bez reszty, odnajdując sens i cel życia w wykonywaniu poleceń, żądni Jej akceptacji, pochwał, dopuszczenia przed Jej oblicze.
Choć opowiadania Guni mieszczą się w szeroko pojętej fantastyce grozy, to nie epatują strachem. Nie tym w każdym razie, którego zadaniem byłoby nas na chwilę przerazić, wywołać przypływ adrenaliny. Groza w „Powrocie” sączy się w nasz umysł powoli, jest jak ciemny jad, który rozchodzi się po całym ciele bardzo długo i obdarza z każdą chwilą większym niepokojem. Długo po tym jak skończymy lekturę. Nie będziemy się więc po tej lekturze za siebie oglądać i zamykać drzwi na cztery spusty, lecz raczej będziemy z narastającym bólem odkrywać, że Gunia pisze o nas: o naszych obawach, lękach, bezwolności i ułudzie władzy. O wszystkim tym, co przeczuwamy, lecz co zagłuszamy na co dzień w obawie przed odkryciem prawdy.
Wojciech Gunia, Powrót
Wydawnictwo IX, Kraków 2020