recenzja

Obecność nieobecności | Wojciech Gunia, Nie ma wędrowca

Używając – zresztą dość oszczędnie – anturażu powieści grozy, Wojciech Gunia mówi nam o bolesnej nieobecności tych, którzy wbrew swej woli wplątani zostali w większe od nich, bo systemowe, zło – o „Nie ma wędrowca” pisze Przemysław Poznański.

Proza Wojciecha Guni – autora docenionego właśnie Nagrodą im. Jerzego Żuławskiego za powieść „Dom Motta” (z tomu „Dom wszystkich snów”) – zawsze wyrasta z naszych lęków, obaw, traum i nigdy nie jest skupiona na grozie jako zabiegu formalnym. A jednak „Nie ma wędrowca”, powieść z 2016 roku, wydaje się być w twórczości autora jedyną prozą tak ściśle osadzoną w realiach, które w wydają się nam rozpoznawalne (przynajmniej w jakimś stopniu), nasze. Może rozpoznawalne nie po konkretnych nazwach krajów czy miast, ale już choćby po brzmiących swojsko nazwiskach. Owszem, we wspomnianym „Domu Motta” też mamy Byrkicza czy Antunowicza, tu jednak nazwisko Roszczuk, czy Dębniak albo Woźniak, znacząco zmniejszają dystans do opisanych wydarzeń, sugerując, że mają one miejsce tuż obok. Obok nas.

Dla lektury książki niesie to istotne konsekwencje. Rezygnując (pozornie) z uniwersalności, Gunia każe nam czytać swoją powieść przez pryzmat środkowoeuropejskiego DNA, splecionego tak hojnie z narodowościowych czystek i pogromów, odbijającego jak w lustrze albo nasze własne doświadczenia, albo doświadczenia wcześniejszych pokoleń. Pokoleń naszych przodków. Co więcej, w posłowiu autor odnosi się wręcz do konkretnych historycznych zdarzeń, będących dla niego punktem wyjścia przy pisaniu książki, co jeszcze bardziej mogłoby zawężać potencjalne odczytanie przesłania powieści na jej najbardziej ogólnym poziomie.   

A jednak „Nie ma wędrowca” nie jest w ostatecznym odbiorze komentarzem do konkretnych momentów z kart naszej historii. Opowieść o okrucieństwie i wynikających z niego traumach zyskuje przecież u Guni uniwersalizm – i to w dwojaki sposób. Pierwszym jest wybranie owego tematu etnicznych czystek i cierpienia niewinnych, który rozpatrywać można wszak także w oderwaniu od doświadczeń lokalnych i potraktować jako temat nośny w dowolnym zakątku świata i historii. Drugim okazuje się wybór głównego bohatera, narratora – osoby uwikłanej we własne traumy, dokonującej wyborów wynikających z jego moralnej kondycji, a nie z obowiązku wobec miejsca i czasu.

Przeczytaj także:

Punktem wyjścia powieści jest przyjazd bohatera do znajdującego się na odludziu tartaku, gdzie ad hoc podejmie on decyzję o podjęciu pracy w charakterze stróża, w miejsce niejakiego Roszczuka, który niedawno zmarł. Natychmiast musi to budzić u nas pytania o tło takiej decyzji, o przeszłość i teraźniejszość kogoś, kto z dnia na dzień jest w stanie nie tylko porzucić swoje dotychczasowe życie, ale nawet rozpocząć je niejako od nowa. Jednak zanim poznamy wyjaśnienie tej zagadki, przyjdzie nam zagłębić się w przeszłość owego poprzednika narratora, kogoś, kto urośnie tu do roli właściwego bohatera, przedmiotu badań i podmiotu zdarzeń, wokół kogo toczyć będzie się cała opowieść.   

Roszczuk staje się wielkim nieobecnym, który jednocześnie okazuje się motorem zdarzeń, bramą do całego grona nieobecnych, których nieobecność właśnie staje się jednocześnie najważniejszą obecnością – i to nawet bez odwolywania się do sztafażu fantastyki grozy. Mamy tu bowiem do czynienia z prymatem tego, co choć już nie istnieje, to wciąż nie daje o sobie zapomnieć, domagając się naszej uwagi, pamięci, może zadośćuczynienia.

Przeczytaj także:

Oczywiście znajdziemy w tej powieści elementy grozy, przede wszystkim te, które są znakiem rozpoznawczym Guni, a którym autor wierny jest do dzisiaj, bo znajdziemy je choćby w późniejszym „Mieście i rzece” czy „Domu wszystkich snów” – to groza obecna w istocie przede wszystkim w dotkniętych bólem umysłach bohaterów, groza nie tyle może przywidzeń, ile ucieleśnień, emanacji osobistych strachów, kompleksów, win.

Proza Guni wciąga jak wir, jak śnieżna zamieć. Zamieć będącą tu zresztą również jednym z istotnych atrybutów niesamowitości. Cokolwiek nadprzyrodzonego się tu zdarzy, wywołane zostanie bowiem tarciem między owym wszechogarniającym chłodem, przeraźliwym ziąbem a również tu obecnym gorącem, gorączką, żarem.

To na styku tych żywiołów: mrozu i ognia zmieści się więc cała opowieść Guni – o umieraniu, o szukaniu pociechy, o próbie mierzenia się z własnymi winami, o odczłowieczeniu, ale i próbie ratowania resztek własnego człowieczeństwa. 

Wojciech Gunia, Nie ma wędrowca
C&T, Toruń, 1 września 2016
ISBN: 9788374703383

%d bloggers like this: