felieton filmy

Bond żyje tylko dwa razy | Skyfall, reż. Sam Mendes | #bond25

Po „Quantum of Solace” – filmie zbudowanym głównie z wartkiej akcji, pościgów i strzelaniny, „Skyfall” jawi się jako zupełnie nowa jakość w bondowskiej serii – to obraz wysmakowany, pełen scen tak nawiązujących w twórczy sposób do tradycyjnych elementów cyklu, jak i całkowicie we wcześniejszych „Bondach” nie do pomyślenia. Choć wciąż nie jestem w stanie zrozumieć decyzji agenta 007, by chronić szefową w opuszczonym domu akurat na szkockich wrzosowiskach – pisze Przemysław Poznański. 

Po dwóch pierwszych filmach z Danielem Craigiem (a właściwie jednym podzielonym na dwa odcinki), w których seria zaczęła nabierać nowego rozpędu, „Skyfall” jest tym odcinkiem, w którym wracają wreszcie na ekran drugoplanowe postaci, stanowiące nieodłączny element cyklu. O ile w mikroświecie agenta 007 bo reboocie istniała już M (Judi Dench) i Felix Leiter (Jeffrey Wright), o tyle tu poznajemy nowe wcielenie Monneypenny i Q, postaci wcześniej obecnych niemal we wszystkich filmach o Bondzie.

Ale – co ważne – ikoniczne figury zostały potraktowane tu w nowatorski sposób. Q zyskuje twarz Bena Whishawa, a przede wszystkim umiejętności komputerowego freaka, niemającego wiele wspólnego z postacią (skądinąd sympatycznego) starszego pana grasującego w magazynie mniej lub bardziej wybuchowych gadżetów, znanego z wcześniejszych odsłon. Jest tu scena, która wprost nawiązuje do tej tradycji, gdy Q – po przekazaniu Bondowi pistoletu i nadajnika w National Gallery w Londynie pyta: „Spodziewałeś się wybuchającego długopisu? Już się w to nie bawimy”.   

Monneypenny (Naomie Harris) z kolei zyskała imię Eve i jest z początku agentką MI6 działającą w terenie. Jeśli zmienia się jej zawodowa rola, to w wyniku pewnego niefortunnego postrzału, który trafia Bonda i… kończy jego życie. Cały film podporządkowany jest zresztą tematowi przemijania. Obraz, przed którym stoją w galerii Q i Bond to przecież „Ostatnia droga Temeraire’a” Williama Turnera, w terrorystycznym zamachu bombowym zniszczona zostaje siedziba MI6, a sam Bond – gdy już zgodnie z zasadą, że „Żyje się tylko dwa razy” (podobno to zdanie miało paść w filmie, choć ostatecznie z niego zrezygnowano), w końcu zmartwychwstanie – jest wrakiem człowieka, cieniem wcześniejszego wcielenia agenta Jej Królewskiej Mości. 

Musi jednak wrócić, bo ktoś zamachnął się na świętość – czyli samą M. Atak, w wyniku którego w proch obrócone zostaje je biuro, to przecież tak naprawdę akt osobistej zemsty, co niewybrednie pokazują komputerowe animacje wgrane zdalnie na jej prywatny komputer pod hasłem „Myśl o swoich grzechach”. Do tego dochodzi fakt utraty dysku z listą agentów MI6, co w konsekwencji związanych z tym politycznych nacisków sprawia, że losy M jako szefowej wywiadu zdają się być policzone. Na jej miejsce szykuje się już zresztą niejaki Gareth Mallory (Ralph Fiennes), przewodniczący Komisji Wywiadu i Bezpieczeństwa.

Szybko okazuje się, że za bombowym zamachem i kradzieżą listy agentów stoi niejaki Silva, a właściwie Tiago Rodrigez (Javier Bardem) – jego śladów Bond szuka od Stambułu, przez Szanghaj i Makau po Londyn, który tu gra – jak na filmy z serii – wyjątkowo dużą rolę, i wreszcie Szkocję.  Pragnienie zemsty tkwi głęboko w przeszłości terrorysty jako… porzuconego agenta MI6, a zacietrzewienie pokonuje wszystkie przeszkody, w tym kuloodporną klatkę, do której trafia pojmany przez Bonda, że o ochronie brytyjskiego parlamentu nawet nie warto wspominać. 

Są w tym filmie sceny mocne, które już przeszły do historii kina – to choćby cytowanie przez M wersów z „Ulissesa” Alfreda Tennysona podczas przesłuchania, czemu towarzyszą obrazy Silvy zmierzającego przez Londyn w chęci zabicia szefowej MI6.

Ale są i  sceny, które z logicznego punktu widzenia nie bardzo się bronią – trudno zrozumieć, czemu Bond wywozi M do opuszczonego domu w Szkocji – zresztą swojego rodzinnego, gdzie może liczyć tylko na pomoc przypadkowo spotkanego starego Kincade’a (Albert Finney) i samej M, majstrującej z żarówek pułapki wybuchowe niczym Kevin sam w domu. Owszem, atak na siedzibę MI6 pokazał, że mury instytucji rządowych nie są bezpieczne, jednak decyzja o rezygnacji z jakiegokolwiek wsparcia w obliczu spodziewanego Ataku „armii” Silvy wydaje się nieodpowiedzialna. Nawet zakładając, że w szeregach policji i służb mogą być ukryci współpracownicy terrorysty. Finał, jeden z najsmutniejszych w historii „Bondów” jest w dużej części konsekwencją takiej decyzji Bonda.   

Niemniej „Skyfall” pozostanie jedynym z najlepszych filmów o 007 w historii nie tylko serii, ale i kina gatunkowego w ogóle.

„Carte Blanche”, czyli film, który nie powstał

W sierpniu 2011 roku serbska gazeta „Blic” oświadczyła, że ​​Bond 23 będzie zatytułowany „Carte Blanche” i będzie to adaptacja wydanej chwilę wcześniej powieści Jeffery’ego Deavera. To opowieść, w której poznajemy agenta 007 na miarę XXI wieku, odnowionego, odmłodzonego, weterana wojen w Afganistanie, który zaraz na pierwszych stronach zapobiega w Serbii atakowi terrorystycznemu z użyciem pociągu, by ostatecznie trafić do Kapsztadu, gdzie musi stawić czoła demonicznemu Severanowi Hydtowi, miłośnikowi nekrofilskich klimatów. Jedna niebezpieczna przygoda goni tu następną, pościgom i strzelaninie nie ma końca.

Jednak Eon Productions oficjalnie zaprzeczył jakiemukolwiek powiązaniu między Bondem 23 a „Carte Blanche”. 3 października 2011 r. zarejestrowane zostały za to domeny „jamesbond-skyfall.com” i „skyfallthefilm.com”. Tytuł Skyfall został potwierdzony na konferencji prasowej miesiąc później. Jak stwierdzono, zawiera on „pewien emocjonalny kontekst, który ujawni się w filmie”.

Napisanie scenariusza zlecono pierwotnie Peterowi Morganowi, ale opuścił projekt, gdy MGM ogłosiło upadłość i produkcja filmu utknęła w martwym punkcie. Ostatecznie scenariusz został napisany przez stałych scenarzystów „Bonda”: Neala Purvisa, Roberta Wade’a i Johna Logana.

Bond i królowa, czyli ciekawostki

  • Przed premierą „Skyfall”, na osobiste zaproszenie Jej Królewskiej Mości królowej Elżbiety II, Daniel Craig wystąpił jako James Bond w filmie wyświetlonym na rozpoczęcie ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich 2012 w Londynie. Bond spotyka się z królową, aby bezpiecznie odprowadzić ją na stadion. Widzimy ich w Pałacu Buckingham, w helikopterze lecącym nad najważniejszymi obiektami Londynu, wprost na stadion olimpijski, gdzie królowa i agent 007 skaczą ze spadochronami. Występ Elżbiety II uznany został za pierwszą rolę aktorską królowej.
  • Na początkowym etapie planowania obsady pojawił się pomysł, żeby rolę Kincade’a, powierzoną ostatecznie Albertowi Finneyowi, zagrał… Sean Connery. Ostatecznie uznano jednak, że w tej serii Connery to Bond. Tylko i aż Bond.
  • Javier Bardem był drugim zdobywcą Oscara, który zagrał głównego złoczyńcę w filmach o Bondzie. Pierwszym był Christopher Walken w „Zabójczym widok” (1985), zdobywca Oscara za rolę w „Łowcy jeleni (1978)”. Bardem został laureatem Oscara za „To nie jest kraj dla starych ludzi” (2007). Trzecim zdobywcą Oscara grającym „bondowskiego” łotra jest Christoph Waltz w roli Blofelda w „Spectre”, czwartym – Rami Malek, nagrodzony za „Bohemian Rhapsody” (2018), a występujący w „Nie czas umierać” (2021). Oscara ma też oczywiście Judi Dench za rolę królowej Elżbiety I w „Zakochanym Szekspirze” (1998).

James Bond powróci na zupelnieinnaopowiesc.com w filmie „Spectre”.

Skyfall, reż. Sam Mendes
Scenariusz Neal Purvis, Robert Wade, John Logan
Wielka Brytania, USA 2012

%d