Kultura czy natura? Zaangażowanie czy obojętność? Kolektywizm czy indywidualność? Nie do końca wiadomo, co zwycięży z świecie instynktów, niezaprzeczalnego dziś rozerwania więzi z przyrodą i jej coraz silniejszego upominania się o swoje. Sarah Hall nie próbuje nawet dawać odpowiedzi na te pytania. Pokazuje za to splątaną sieć zależności, uwikłanie w samotność i siłę natury, o jakiej zapomnieliśmy lub nie chcemy na co dzień pamiętać.
Piękna obojętność*
ŻEBROWSKA: Zbiór opowiadań „Madame Zero” w przekładzie Dobromiły Jankowskiej to dwie antologie autorstwa Sarah Hall: „Madame Zero” oraz „Piękna obojętność”. Tematyka opowiadań w dużej mierze oscyluje wokół natury, kultury, obaw o przyszłość cywilizacji ludzkiej jak i obaw o kondycję Ziemi. W opowiadaniach pobrzmiewa również motyw odłączenia się ludzi od natury oraz konsekwencji, jakie to odłączenie przyniosło – wysiłek, jaki włożyliśmy w bycie „ponad naturę” powraca do nas jak bumerang, gdy ta upomina się o swoje.

NIEWIŃSKA: Dla mnie motywem przewodnim jest wewnętrzna rana – nie zagojona, ciągle krwawiąca. Nieumiejętność zaleczenia jej, a nawet odrobinę perwersyjna przyjemność z „grzebania w traumie” widzę niemal w każdym opowiadaniu. To także opowieść o samotności kobiet, świecie matek bez dzieci, ich własnych, intymnych marzeniach i potrzebach. „Madame Zero” to kolejny zbiór opowiadań, w którym światło pada na kobiety. I dobrze, tego nam ciągle trzeba. To lektura nie tylko dla kobiet – mężczyźni też się tu mogą przejrzeć jak w lustrze.
Nocna rzeka
ŻEBROWSKA: Człowiek kulturalny i obyty wie, jak się zachować. W swoje codzienne postępowanie ma wpisane pewne kody kulturowe, silne niemal tak samo jak kwas deoksyrybonukleinowy, powszechnie znany jako DNA. Wiemy, jak postępuje dobra żona, matka, co wolno, a czego nie wolno człowiekowi w chwilach kryzysu, burzy i naporu. Co jednak się stanie, gdy życie nas zaskoczy? Gdy wydarzy się coś, co wykolei pociąg życia, dzielnie stawiający czoła przeszkodom znanym od pokoleń? Co, jeśli natura przejmie w nas i wokół nas kontrolę nad kulturą? Wyniki swoistych eksperymentów Hall są nader interesujące. Okazuje się bowiem, że od natury, mimo naszych starań, nie uciekliśmy zbyt daleko. Jedno zakrzywienie rzeczywistości (np. problem neurologiczny, jak w opowiadaniu „Evie” czy zmiana kobiety w lisa, która nastąpiła w „Pani Lis”) powoduje, że kultura, pracowicie wtłaczana nam w głowy od zarania ludzkości, ustępuje przed naturą, rozsypując się w rękach jak piaskowa babka. I znów prowadzą nas jedynie instynkty, czego efekty nie są tak straszne, jakby się mogło wydawać.
NIEWIŃSKA: W perspektywie natury wszyscy jesteśmy samotni. Opowiadania Sarah Hall przypominają mi, że natura to jeden wielki cykl i naczynia połączone. W tym kontekście człowiek, który nieustannie dąży do zerwania więzi z naturą, staje się samotnikiem na własne życzenie. Odcinając się od natury, odcinamy się od społeczności, indywidualizujemy swoje zachowania, potrzeby, myślimy o sobie i tylko o sobie. Co z tego wynika? Czasem pustka, czasem ogromna tęsknota. Dbamy o ego bardziej, niż o równowagę – pomiędzy innymi członkami naszego gatunku, pomiędzy nami i przyrodą. Ona sobie bez nas poradzi, my bez niej – nie. Mocno dla mnie wybrzmiewa tutaj teza wszechmocnej przyrody, która nie potrzebuje nas, ludzi, żeby istnieć. Tylko ci, którzy potrafią być jej integralną częścią, zjednoczyć się z nią, odnajdują wewnętrzny spokój. Tylko ci, którzy rozumieją cykle życia i śmierci, potrafią być szczęśliwi. Kultura nie daje ukojenia, staje się niemal dosłownym źródłem cierpień. Hall podkreśla, jak ważne są nasze instynkty, seks, bliskość, zaufanie. To wszystko, co próbujemy ucywilizować, kontrolować, zamiast zintegrować w naszej osobowości – to właśnie sprawia, że stajemy się zgorzkniali, nie rozumiemy siebie samych i naszych bliskich.
Samorozpoznanie
ŻEBROWSKA: Najbardziej zaskakujące opowiadanie to dla mnie historia chłopca wyrwanego ze szponów toksycznej rodziny-sekty, sprowadzonego z powrotem na łono społeczeństwa. Uratowany przed utratą zmysłów, przed cierpieniem, przed zaburzonymi relacjami. Chudy, wystraszony, pełen lęku, społecznie nieprzystosowany. Trafia na terapię do doświadczonej psychoterapeutki. Efekty ich wspólnej pracy zaskakują, każą się zastanowić nad społecznymi normami i tym, że traktujemy je jako oczywiste. Jak bardzo nasze poczucie indywidualności jest nabyte? Czym jest tożsamość? Czy rzeczywiście potrzebujemy rozpoznania naszego „ja”, czy też równie dobrze funkcjonowalibyśmy, czując się częścią większej całości, częścią swoistego ludzkiego organizmu? Opowiadanie „Studium przypadku 2: samorozpoznanie” pociągnęło za sobą ciąg skojarzeń i przemyśleń. Okazuje się bowiem, że nasz zachodni model społeczeństwa i jednostki wcale nie musi być najbardziej wydolny, że coś w naszym pędzie do indywidualizmu, być może, straciliśmy.
NIEWIŃSKA: Mnie zaskoczyło opowiadanie „Później jego duch”, którego akcja dzieje się w zniszczonym przez człowieka świecie, którym rządzi dzika natura. Opowiadanie, w którym czuć ducha apokalipsy. Dzięki któremu możemy wyobrazić sobie, niemal poczuć na własnej skórze, jak to będzie, gdy świat pod wpływem destrukcyjnych ludzkich działań zmieni się bezpowrotnie. To historia człowieka, który dokonuje ogromnego, nadludzkiego wręcz wysiłku, żeby ocalić kulturę dla przyszłości. Czytałam to opowiadanie i czułam sprzeciw. Miałam ochotę mu powiedzieć – nie rób tego, to bez sensu. Ocal życie, nie ocalaj książek. W obliczu świata, który ma we władaniu przyroda, kilka kartek z encyklopedii czy z Szekspira nie wnosi żadnej wartości. Nie pozwala zrozumieć reguł nowej rzeczywistości, nie pozwala się z nią zaprzyjaźnić, wręcz przeciwnie – odcina od niej jeszcze bardziej. Nie takiej przyszłości chciałam dla dziecka, które przyjdzie na ten nieprzyjazny świat i będzie musiało się w nim urządzić. Chciałam, żeby stało się dzieckiem natury, nauczyło się z nią organicznie współistnieć. Kultura to nie papier, to nie to, co zostało kiedyś napisane. Nową kulturę będzie tworzyć to dziecko – taką, którą podyktuje mu jego serce i dusza, ukształtowane przez nieprzychylną człowiekowi przyrodę.
Studium przypadku
ŻEBROWSKA: Przemiana to jeden z najbardziej nośnych motywów literackich, mający w sobie coś z alchemicznego cudu. Metamorfozy niosą nową jakość, często też są początkiem większych zmian, nie tylko w odniesieniu do jednostki, lecz i całych społeczeństw. Niczym kostki domina, których tysiące pada od jednego ruchu, jedna metamorfoza może zmienić świat.
Co by było, gdyby kobieta, zamieniona w lisa, dała nowe życie hybrydzie lisio-ludzkiej? Co, jeśli chłopiec uratowany przed życiem w sekcie, zmieniłby świadomość psychoterapeutki i podał w wątpliwość jej stan wiedzy? Metamorfoza to chwyt stylistyczny, który Hall stosuje nader często. Przemienia również nasz sposób myślenia, wrzucając prowokujące ziarno w muszle naszych umysłów, z którego, być może, będziemy w stanie zrodzić perłę.
NIEWIŃSKA: Dla mnie metamorfoza u Hall to symbol wewnętrznej przemiany albo też zasygnalizowanie jej możliwości. To wołanie o większą świadomość i o wsłuchanie się w tę część naszej osobowości, która pozostaje wciąż połączona ze światem poza nami. Tę część, którą nieustannie chcemy wypierać, transformować i podporządkować rozumowi. Okazuje się, że ona jest silniejsza niż my i nasze wysiłki. Jest w pewnym sensie wszechmocna. Czy sens ma nieustanne działanie ludzkości zmierzające do tego, żeby ją okiełznać? Hall pokazuje, że nie. Nie wiem czy chcę jej wierzyć. Bardziej skłaniam się ku temu, żeby przyjrzeć się sobie i poszukać wewnętrznej spójności. Metamorfoza jest dla mnie zaproszeniem, drzwiami do głębszego bycia ze sobą, zrozumienia siebie. Ci, którzy tego nie przyjmują, zostają skazani na cierpienie. Na niezrozumienie siebie i świata wokół.
Godzina luksusu
ŻEBROWSKA: Jeden moment, jedna chwila, która zmienia wszystko. To kolejny ulubiony motyw Hall. Oto kobieta w opowiadaniu „Godzina luksusu” dawno temu podjęła decyzję, której do dzisiaj żałuje. Tęsknota za kochankiem wciąż rozrywa jej serce. Kobieta z opowiadania „Pszczoły” po wielu latach związku decyduje o odejściu od męża, by znaleźć się w Londynie, w obcym dla siebie środowisku. Uwalnia się od przemocy, płacąc samotnością. Z kolei bohaterka „Agencji”, chcąc zrobić coś dla siebie i podarować sobie odrobinę luksusu, korzysta z usług agencji towarzyskiej. Czy zmieni to jej życie, czy tylko dostarczy przyjemności, na którą przecież zasługuje? Zadaję sobie takie i podobne pytania, dywagując, co w moim życiu było „punktem zero”, który zdecydował o nowym rozdaniu.
NIEWIŃSKA: Ten moment to dla mnie świadomość, że nikt i nic nas nie ocali, że jesteśmy zdani tylko na siebie i w sobie musimy znaleźć siłę i oparcie. Znalezienie się u progu życiowego przełomu niczego nie zmienia, o ile nie znajdziemy dla siebie innej perspektywy. Czy bohaterowie są na to gotowi? Nie wiem, nie potrzebuję tego oceniać. Z uwagą przyglądam się ich rozterkom, nie porównując siebie ani nie przywołując własnych wspomnień. Nie jestem tylko obserwatorem wewnętrznego świata bohaterów – czuję się do niego zaproszona. W tym świecie każdy moment jest ważny, każda rozterka niesie obietnicę zmiany. Nie wiem, co stanie się przełomem – podobnie, jak nie wiedzą tego bohaterowie. Być może transformujący moment nie przyniesie niczego. Raczej skłaniam się ku refleksji, że nadajemy zbyt wielką wagę momentom pozornie przełomowym, zamiast doceniać i zauważać procesy, przez jakie przechodzimy. Tego uczy nas natura – nic tu nie transformuje się z dnia na dzień, z godziny na godzinę. To my, niecierpliwy gatunek ludzki, chcemy mieć wszystko, czego zapragniemy, tu i teraz. Patrzę na bohaterów z czułością, mając nadzieję, że na końcu procesów, które zaprosili do swojego życia, zrozumieją coś, czego dziś jeszcze nie mogą wiedzieć. I że zaproszą w końcu naturę do swojego życia.
I zabiła śmiertelnego
ŻEBROWSKA: Sarah Hall pisze w zupełnie innym stylu niż ostatnio przez nas omawiana Lauren Groff. Zdania przez nią kreślone nie są tak finezyjne ani wyrafinowane, nie skrzą potoczystością, nie mają takiego wdzięku. Nie uśmiechają się do czytelników ani nie puszczają oka. Jednak są efektywne, dojmujące i przylepiają się jak niewygodne myśli, które generują. Warto wspomnieć o różnorodności zabiegów stylistycznych, które stosuje autorka: mamy opowiadanie pisane w drugiej osobie liczby pojedynczej („Pszczoły”), dziennik terapeutki („Studium przypadku 2: samorozpoznanie”), mamy również dialog dwóch opowiadań – bohaterki „Pani Lis” i „Pszczół” nawiązują ze sobą kontakt. Imponuje też różnorodność gatunkowa: od prozy postapokaliptycznej, poprzez typowo psychologiczną aż do dystopii. Język sam w sobie nie zrobił na mnie kolosalnego wrażenia, jednak różnorodność zabiegów stylistycznych, połączona ze spójnością tematyczną, jest nie do przecenienia.
NIEWIŃSKA: A ja lubię ten język – zdyscyplinowany, niemal oszczędny, ale zarazem ostry jak sceniczny snop światła, który oświetla to, co jest najważniejsze, zwracając tam właśnie całą naszą uwagę. To język bardzo intymnych i osobistych rozważań. To język duszy. Podoba mi się, jak Hall oddaje w opowiadaniach osobowość postaci poprzez język ich wewnętrznych monologów. Szczególnie widzę to u młodych bohaterek, których jest tu dość sporo. Lubię podążać za ich sposobem myślenia, odkrywania świata. Ten trudny i bolesny proces dorastania zostaje tutaj oswojony, poprzez język właśnie. I mimo, że nie wracam do własnych młodzieńczych rozterek – na chwilę staję się jednością z dzieckiem, które odczuwa więcej i mocniej, niż mogłoby się nam zdawać. Dzieckiem, które w sytuacjach trudnych okazuje się być dużo bardziej ludzkie, niż my, dorośli. Jednocześnie doceniam różnorodność stylistyczną i gatunkową opowiadań. Lektura tych opowiadań była dla mnie mocno odświeżająca – jak koktajl, w którym wyczuwam na języku poszczególne smaki i umiem je nazwać, ale całość wciąż niesie posmak nieznanej rześkości.
* Tytuł recenzji oraz śródtytuły są tytułami opowiadań ze zbioru „Madame Zero” Sarah Hall
Sarah Hall, Madame Zero i inne opowiadania
Przełożyła Dobromiła Jankowska
Pauza 2019
