Bardzo mi zależało, żeby każde zdanie miało znaczenie, a każdy akapit był osobnym obrazem, skojarzeniem, na które bohaterka mogła wpaść. To zajęło mi sporo czasu, zdarzało się, że pojedyncze zdanie powstawało godzinę, a akapit – cały dzień – mówi Katarzyna Kubicka, pisarka, autorka powieści „Ballada o Sylwii”. Rozmawia Przemysław Poznański.

Przemysław Poznański: „Ballada o Sylwii” to gęsta psychologiczna proza, a zarazem literacki debiut. Jak dochodzi się do takiej książki, jak się ją „wymyśla”, nie mając wcześniejszego pisarskiego doświadczenia?
Katarzyna Kubicka: Ta książka powstawała bardzo długo. Pierwsze pomysły pojawiły się na początku moich studiów, a więc jakieś dziesięć lat temu, choć oczywiście były to tylko wstępne przymiarki. Od początku jednak widziałam moją bohaterkę i nawet jeśli nie miałam jeszcze pojęcia, co się jej przydarzy, to wiedziałam jaka ma być: trochę infantylna, trochę wstrętna, trochę zawistna. Od początku lepiłam ją z tych cech. Potem powstały dwie wersje „Ballady”, które nie zyskały uznania wydawców, więc poprawiałam, cyzelowałam, aż doszłam to tego kształtu, który ukazał się drukiem. Takie pisanie na serio, codziennie rano, trwało około czterech lat.
Na jakim etapie powstał język tej powieści? Oryginalny, a przy tym używany bardzo konsekwentnie, w zasadzie główny budulec tej prozy.
– Język przyszedł na końcu. Długo miałam tylko postać, bo zastanawiałam się gdzie ją umieścić – w małym mieście, w wielkim mieście? Dać jej telewizor, który ostatecznie jest dla Sylwii bardzo ważny, czy nie, mają się pojawić samochody czy raczej postawić na pewną bezczasowość? Dopiero gdy miałam te wszystkie elementy, gdy wiedziałam już, co się wydarzy, wtedy zaczęłam tworzyć język opowieści, który od początku miał być w miarę infantylny, ale jednak opowiadający o osobie dorosłej. Miał być też rytmiczny i naturalistyczny, zawierać erotyczne odniesienia, bo przecież jednym z elementów psychiki Sylwii jest poczucie niesprawiedliwości, że musi oddawać własne ciało, jeśli chce uszczknąć z tego bogatego stołu. Bardzo mi zależało, żeby nie było żadnego wodolejstwa, żeby każde zdanie miało znaczenie, a każdy akapit był osobnym obrazem, skojarzeniem, na które bohaterka mogła wpaść. To zajęło mi sporo czasu, zdarzało się, że pojedyncze zdanie powstawało godzinę, a akapit – cały dzień.
Pozostając przy języku, muszę spytać o specyficzną formę narracji. To teoretycznie narrator trzecioosobowy, ale w rzeczywistości nie mówi nam on nic, czego sama Sylwia nie chciałaby o sobie zdradzić.
– Taka forma wydała mi się ciekawa. Nie lubię w powieściach narratora pierwszoosobowego, który oddaje jeden do jednego wydarzenia i dialogi, nadając swojej opowieści znamiona obiektywizmu. Taki narrator niczym w sumie nie różni się od trzecioosobowego. Chciałam znaleźć dla Sylwii formę, która odpowiadałaby jej psychice, która pozwoliłaby wejść do środka osoby, skrojonej przeze mnie – mówiąc w sporym uproszczeniu – na chorą psychicznie. Taka postać po pierwsze nie może odbierać wszystkiego tak jak osoba zdrowa, a po drugie musi mieć swoje demony, muszą się w jej głowie pojawiać głosy. Więc ten narrator, choć formalnie trzecioosobowy, w rzeczywistości jest trochę bohaterką, jest jej najbardziej samokrytyczną wersją. Cokolwiek Sylwia sobie nie wymyśli, on jej mówi: „Nie, nie zrobisz tego! Nie dasz rady!”. W istocie to ona sama mówi tak do siebie, sama sobie podcina skrzydła. Trzecioosobowy narrator wynika w całości ze świata Sylwii, oglądanego na jej warunkach. Zależało mi, żeby pokazać, że wszyscy jesteśmy osobnymi światami, każdy z nas koniec końców jest sam, choćby się zrzeszał, należał do jakichś grup, stowarzyszeń. Świat, takim jak go widzimy, jest naszą wersją świata. Subiektywnym odczuciem. U Sylwii to po prostu rozbuchałam do większych rozmiarów. Bo Sylwia tak funkcjonuje, że intensywniej, niż inni, odbiera to, co ją spotyka, wszystko znacznie bardziej bierze do siebie. Jeśli ogląda program o bogaczach, to przeżywa intensywnie fakt, że sama nie urodziła się w bogatej rodzinie.

Wzorowała się pani na konkretnej chorobie?
– Nie studiowałam psychologii, ani psychiatrii, wiec choć opierałam się trochę na książkach, to przede wszystkim jest to moja wizja tej konkretnej psychiki. Stawiałam na wyczucie, obserwowałam też intensywnie dziwne reakcje ludzi, ich liczne fobie, jak choćby negatywne reakcje na dotyk. Potem wszystko to zwielokrotniłam, aż do przesady, do takiego momentu, że może nawet nie chce się mieć z moją bohaterką nic wspólnego.
Cofnijmy się o te dziesięć lat, gdy postać Sylwii dopiero się rodziła. Skąd taki pomysł? Bohaterka zbudowana jest tak, że można czasem odnieść wrażenie odwzorowywania kogoś konkretnego, autentycznego.
– Na stworzenie postaci Sylwii złożyło się kilka czynników. Wychowywałam się w specyficznej okolicy, dorastałam otoczona kamienicami, które wypluwają przeróżne, często pokraczne postaci drobnych pijaczków, kobiet bez pracy, dziewczyn pełnych agresji, nasłuchałam się też od mamy wielu historii. Nie lubiłam tego miejsca, ale gdy się stamtąd wyprowadziłam, strasznie za nim zatęskniłam. Chciałam je odtworzyć. Nie chciałam, by moja bohaterka była dobra, ale musiała mieć w sobie prawdziwe emocje, jakie widziałam, reagować odrazą, jeśli ją czuje, wściekłością. Chciałam, żebyśmy jej może i po części żałowali, ale i zauważali jej ewidentne wady. Oczywiście Sylwia nie jest mną, ale pewnie zawiera w sobie wszystko to, co można najgorszego u mnie znaleźć.
A jak konstruowała pani tę postać literacko? Bo przecież co innego postać wymyślić, a co innego konsekwentnie ją prowadzić przez całą powieść, zderzając ją z innymi postaciami, z wydarzeniami.
– Nie spisałam sobie cech postaci, cały czas miałam ją w głowie. Ale w procesie pisania pojawiały się kolejne elementy, które dodatkowo ją definiowały, jak choćby kolor żółty, który na zasadzie skojarzeń z „żółtymi papierami” ukazuje Sylwię jako osobę potencjalnie chorą, a w każdym razie sugeruje, że coś z nią jest nie w porządku, choć do końca nie wiadomo co. Decyduje też o tym pewien rys dziwactwa, ciemnego, gęstego niepokoju, który wprowadziłam do opisu tej postaci. Aby osiągnąć ostateczny obraz psychiki Sylwii musiałam wystawić ją na kolejne nieprzyjemne sytuacje, stawiać przed trudnymi wyborami, zakładając jednocześnie, że ona każdy sposób kontaktu odbiera jako atak.
Widać to w scenie, gdy Sylwia próbuje podjąć pracę w sklepie. Jej interakcja z otoczeniem zamienia się w katastrofę. Zastanawiam się jednak czy na pewno wynika to tylko z psychiki bohaterki, czy może jednak świat zewnętrzny także reaguje na nią i jej odmienność w sposób agresywny.
– To co się dzieje, jest połączeniem jednego i drugiego. Świat jej nie rozumie, to prawda, a ona nie rozumie świata, nie umie się wpasować w jego zasady, bo nimi gardzi. Nawet gdyby spróbowała się przystosować, to na krótko – musiałby nagiąć się tak mocno, że ta poza i tak by pękła. To pokazuje scena w sklepie. Jest też inna scena, pokazująca, że sposób postępowania Sylwii nie spotka się z akceptacją otoczenia. To rozmowa z Paulinką, w której ta zdradza, że czeka ją świetlana przyszłość za granicą, bo ma tam krewnych. I nagle Sylwia, która nie miała nic do powiedzenia, bo na nią nic przecież nie czeka, nagle twierdzi, że ona też ma rodzinę za granicą i też wyjeżdża. I o ile cała rozmowa toczyła się do tego momentu, powiedzmy, normalnie, o tyle tu następuje zgrzyt. Zachowanie Sylwii przekracza jakieś normy, nie wydaje się, żeby sobie kpiła, zdaje się, że uwierzyła we własną fantazję. W Paulince wywołuje to niepokój, już wie, że nie ma sensu dalej rozmawiać z niezrównoważoną koleżanką, dlatego żegna się i odchodzi.

Jak po takiej książce, której obmyślanie i pisanie zajęło lata, pisze się kolejną?
– Trudno pozbyć się tego rytmicznego języka, który tu sobie wypracowałam, muszę się od niego odkleić, a jest to bardzo trudne. Pomyślałam, że ratunkiem będzie diametralna zmiana bohatera, którym teraz jest mężczyzna. Na razie nie znalazłam idealnego sposobu wyrazu dla tego, co chcę oddać w nowej książce. Znów próbuję, robię przymiarki, sprawdzam. O ile o Sylwii opowiadałam prostymi słowami i zdaniami, o tyle tutaj chciałabym wejść na wyższy poziom. To musi być coś innego, ale nie do końca. Wciąż z pewną dozą dziwactwa i niepokoju. Bo jednego nie zmienię na pewno – nie porzucę mojej dziwności.
Rozmawiał Przemysław Poznański
*Katarzyna Kubicka – ukończyła filologię polską na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Mieszka na warszawskiej Ochocie. „Ballada o Sylwii” to jej debiut literacki.
