recenzja

Matrioszka o twarzy Florence | Sana Krasikov, Patrioci

Tytuł tej powieści zapisany w środku zdania w cudzysłowiu może zostać odczytany zarówno jako jej kwintesencja, jak i motto, morał i memento. Bowiem jak pokazują „Patrioci” to niekoniecznie to samo co patrioci, a ojczyzna może mieć niejedno imię.

Ale po kolei. Sana Krasikov w swojej powieści rysuje obraz dwóch krajów w dwóch epokach. Widzimy zatem ZSRR roku 1934 r. i współczesną Federację Rosyjską oraz Stany Zjednoczone Ameryki w dobie Wielkiego Kryzysu wywołanego przez krach na Wall Street w 1929 r. i w roku 2008 – można by powiedzieć – w przededniu Kryzysu Finansowego, którego symbolicznym początkiem stał się upadek amerykańskiego banku inwestycyjnego Lehman Brothers.

W ten sposób autorka stworzyła klamrę, którą odmierzyła  pewien etap historii dwóch państw. Kraju, który stał się jej nową ojczyzną i nieistniejącego już dziś „kraju” pochodzenia. Bo Ukraina w czasie, gdy emigrowała do USA, była jeszcze częścią ZSRR. I chociaż nie jest to powieść o historii kryzysów ekonomicznych, to właśnie pierwszy z nich stał się punktem wyjścia dla tej intrygującej kilkupokoleniowej epopei, w którą zabiera nas Sana Krasikov. Choć Wielki Kryzys dotknął wszystkie państwa świata, to akurat Rosję ominął. Dlaczego tak się stało? Przyczyn można by doszukiwać się na wielu płaszczyznach, ale wydaje się, że najprostsza odpowiedź jest też najbardziej właściwą – Rosja po Rewolucji Październikowej była krajem izolowanym, zacofanym gospodarczo, z ledwie kilkoma większymi miastami i co najważniejsze pozostającym poza obiegiem głównego nurtu światowej gospodarki i polityki. Jednak izolacja ZSRR, kraju będącego źródłem wielu surowców niezbędnych dla światowego przemysłu, nie mogła trwać w nieskończoność. Amerykańscy producenci poszukiwali nowych rynków zbytu dla swoich towarów, a Kraj Rad był rynkiem mogącym pochłonąć dosłownie wszystko. Tymczasem nowi włodarze dawnego carskiego imperium prowadzili u siebie nacjonalizację, kolektywizację, elektryfikację i industrializację, czyli tzw. NEP. Budowali od podstaw potencjał gospodarczy pierwszego komunistycznego państwa na świecie, nie stroniąc przy tym od kradzieży własności intelektualnej, spekulacji na rynkach surowcowych świata i pozyskiwaniu dewiz w każdy, nie zawsze uczciwy, sposób. Przy tym działania sowieckich władz okraszone było propagandą gloryfikującą lud radziecki i sukcesy socjalistycznej gospodarki. To jednak na zewnątrz Kraju Rad, bo wewnątrz był to moloch zbudowany na „kulcie jednostki” i najbardziej brutalnym terrorze skierowanym nie tylko wobec tzw. czyhającego zewsząd wroga imperialistycznego, ale – co jest cechą wspólną wszystkich dyktatur i reżimów autorytarnych –  również wobec własnych obywateli.

Przeczytaj także:

Kolory apartheidu | Trevor Noah, Nielegalny. Moje dzieciństwo w RPA

I właśnie w tak zarysowanej przestrzeni na scenę wkracza Florence, młodziutka studentka jednego z Collegiów w Nowym Jorku, córka Solomona Feina, nowojorskiego Żyda o kresowych korzeniach. To wraz z nią wsiądziemy na pokład transatlantyku i będziemy towarzyszyli jej w rejsie zakończonym w bałtyckim porcie. Z nią będziemy przemierzali rozległe przestrzenie dawnego imperium Romanowów w pogoni za złudzeniami i marzeniami, w poszukiwaniu szczęścia i własnego miejsca na ziemi. Dotrzemy do dopiero co powstającego w ramach pierwszego planu pięcioletniego jednego z najważniejszych miast przemysłowych na Uralu. I to z nią w końcu zacumujemy w Moskwie. Czy jednak stolica Związku Radzieckiego okaże się wymarzonym miejscem dla emigrantki z USA? Czy znajdzie tu swój dom? I wreszcie jaką cenę przyjdzie jaj za to zapłacić? Zanim jednak na te pytania znajdziemy odpowiedź na kartach „Patriotów”,  Sana Krasikov pokaże nam też Rosję po liftingu wizerunkowym. Kraj pozornie nowoczesny, w którym jednak demony przeszłości czują się nadal dobrze. Współczesną Rosję obserwować będziemy mogli  podążając śladami Juliana Birka, syna Florence i jej wnuka Leny’ego. I to właśnie ten pierwszy stanie się na pewien czas główną postacią w tej opowieści. Bo o ile historia matki, to Rosja przedwojenna, czasów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i okresu stalinizmu, to opowieść syna jest epoką Breżniewa i Putina. I tak jak Florance prezentuje nieco naiwne postrzeganie rzeczywistości cechujące się irracjonalną  pogonią za ideą będąca utopijną mrzonką, często też próbą nadania innego znaczenia faktom i wydarzeniom, tak Julian stanowi jej alter ego. Matka i syn mają jednak wspólną cechę pozwalająca im przetrwać w świecie wrogim zwykłemu człowiekowi, w pełnej absurdów sowieckiej rzeczywistości .

Za granicą książka Krasikov zrównywana jest z największymi arcydziełami światowej literatury. Z pewnością może nieść ze sobą szczególną wartość poznawczą dla współczesnego czytelnika dotychczas nieinteresującego się zbytnio polityką, gospodarką i historią, znającego Federację Rosyjską wyłącznie z mediów jako kraj agresora, który zaanektował Krym i wspiera separatystów w ukraińskim Donbasie, państwo militarnie zaangażowane w kryzys bliskowschodni po stronie syryjskiego satrapy El-Asada, federację rotacyjnie rządzoną autorytarnie przez duet Putin-Miedwiediew, ze skorumpowaną, fasadową demokracją, pozornie przestrzegającą swobód obywatelskich. To co odkryje na kartach powieści ów czytelnik będzie dla niego nie lada zaskoczeniem. Bo mechanizmy wprawione w ruch jeszcze przez Feliksa Dzierżyńskiego i jego czekistów nadal działają tak samo skutecznie, a właśnie na kartach tej książki będziemy mogli się nieco przyjrzeć arkanom ich pracy.

Przeczytaj także: 

„Motorola” już nie zadzwoni | Grzegorz Szymanik, Julia Wizowska, Po północy w Doniecku

Powieść Krasikov ma też głębsze pokłady, czego można na pierwszy rzut oka nie dostrzec. Wczytując się w gładko płynącą narrację, co jest też zasługą doskonałego tłumaczenia Doroty Konowrockiej-Sawy, dopiero po chwili zauważamy, że jest to opowieść o zagubieniu, poszukiwaniu celu i w końcu o odpowiedzialności. „Patrioci” to też opowieść o tożsamości. O jej poszukiwaniu, odkrywaniu, utracie, ukrywaniu i ponownym odkrywaniu. Bo bohaterka Sany Krasikov wprawdzie jest Amerykanką, ale zamiast pod gwiaździstym sztandarem budować New Deal i śnić amerykański sen, ucieka z domu do ZSRR by pod sztandarem czerwonym, własnymi rękoma – dosłownie i w przenośni – kreować realny socjalizm. Nie jest Rosjanką, ale to właśnie w tym kraju będzie musiała nauczyć się życia za żelazną kurtyną i pozna wszystkie odmiany komunistycznej czerwieni. Ale jest Żydówką i ten element jej tożsamości będzie tworzył trzeci wierzchołek trójkąta, w którym zamknięta Flora Solomonowa będzie wciąż od nowa próbowała znaleźć swoje miejsce. Ta opowieść to również historia trudnych relacji rodzinnych i poszukiwania rodziny. Bo każdy wybór matki puentuje tu syn. Każdy jeden wybór ma swoje konsekwencje. I stale nad Florą Salomonową  będzie czaiło się pytanie, czy właśnie taki los wybrała dla siebie i najbliższych. Jest to więc opowieść o wyborach. Dobrych i złych, trudnych i wreszcie jedynych, których można było dokonać.

Tym, co  stanowi nade wszystko o szczególnej wartości tej powieści, jest jej prawdziwie epicki rozmach, charakterystyka postaci pierwszego i dalszych planów, adekwatne dla czasu i miejsca przedstawione realia, a nawet użyte akcesoria, tak świetnie wpisujące się w klimat epoki. Istotne dla opowieści okazują się być epizody umiejętnie wplecione w fabułę utworu, pozornie nieistotne, ostatecznie okazujące się niezbędnymi dla snutej przez Krasikov narracji.

Przeczytaj także: 

W zasadzie… było dobrze, jest lepiej, a najlepiej żeby znowu było dobrze | Jacek Fedorowicz, W zasadzie tak

Współczesnym symbolem Rosji jest matrioszka (choć wcale nie jest rosyjskim pomysłem). Urocza, wydrążona, próżna wewnątrz drewniana lalka, w której znajduje się kolejna, również pusta w środku. Najczęściej przedstawiająca dziewczęta ubrane w stroje ludowe, a ostatnio z namalowanymi postaciami przywódców Rosji. Chyba jak nic innego bardziej nie pokazuje prawdziwego oblicza tego kraju. I tak jak z większej matrioszki wyjmujemy kolejną i następną, tak w powieści Krasikov każda część jej historii mieści się w następnej i tworzy jej sedno. W ten sposób „Patrioci” są alegoryczną opowieścią o losach człowieka sowieckiego i obojętności wolnego świata na los ludzi pozostawionych za żelazną kurtyną. Krsikov każe nam z każdym rozdziałem „Patriotów” odkrywać coraz to nowe warstwy tworzące współczesną Rosję i sprawdzać, czy we Florence lub jej synu zalągł się sowiecki człowiek. I tak jak nie możemy być pewni, czy mamy już w ręce ostatnia matrioszkę, póki nie spróbujemy jej otworzyć, tak i tu nie znamy końca tej opowieści. Ale może być też inaczej. Możliwe, że autorka najpierw każe nam po kolei zdejmować kolejne warstwy, by dokopać się do sedna kraju rad – przejść od zachwytu postrewolucyjną Rosją, poprzez Wielką Wojnę Ojczyźnianą i kult jednostki, aż po breżniewowski czas zimnej wojny – po to by potem złożyć je na powrót i sprawdzić, czy coś się zmieniło. Niewątpliwie jest to złożony, wielowątkowy opis trudnej historii i losów jednej rodziny.

 

Sana Krasikov, Patrioci (The Patriots)

Tłumaczenie: Dorota Konowrocka-Sawa

W.A.B 2018

%d bloggers like this: