recenzja

Kolory apartheidu | Trevor Noah, Nielegalny. Moje dzieciństwo w RPA

„Nielegalny. Moje dzieciństwo w RPA” jest historią dorastania znanego dziś telewizyjnego komika, Trevora Noaha i przy okazji diagnozą socjologiczno-polityczną apartheidu. Ale to też w równym stopniu opowieść o jego matce, niepokornej czarnej kobiecie żyjącej  w nieprzyjaznych czasach.

Republika Południowej Afryki to kraj, w którym oprócz białych i czarnych nomenklatura państwowa wyróżniała jeszcze Hindusów i Chińczyków zaliczanych do… czarnych, a także – uwaga – kolorowych. Segregacja rasowa osiągnęła tu swoje apogeum, a związki międzyrasowe były zakazane i karane więzieniem. Czy zatem niebiały chłopiec z burzą afro na głowie, z założenia nielegalny, mógł w takim miejscu i czasie mieć normalne dzieciństwo?

Trevor Noah opowie nam o tym w swojej książce „Nielegalny”. Nie będzie to jednak ani biografia opisująca karierę popularnego dziś telewizyjnego komika, ani czysta diagnoza socjologiczno-polityczna apartheidu. Dostajemy za to do rąk historię dzieciństwa, pierwszych zauroczeń, dorastania i młodzieńczych lat Trevora, które spędził u babki w Soweto i z kumplami w Alexandrze, ale przede wszystkim z matką w Johannesburgu. Bo jest to też w znacznym stopniu właśnie opowieść o niej – Patricii Nombuyiseli Noah. Opowieść o życiu czarnej dziewczyny w świecie rządzonym przez białych. Noah oddaje w ten sposób hołd matce, która go  wychowała, a czytelnik szybko zorientuje się, że rozpoczynająca książkę dedykacja dla niej to nie słowa na wyrost.

Przeczytaj także:

Niewińska czyta Plebanek: Studium nietolerancji | Grażyna Plebanek, Pani Furia

Podążając za Trevorem Noahem mamy okazję obejrzeć jego oczyma kraj segregacji rasowej i ostatnie lata niehumanitarnego systemu, zbudowanego przez białych osadników wokół najbardziej na południe wysuniętego przylądka Afryki. Ale przede wszystkim autor pozwala nam poznać prywatną historię jego rodziny. Nie mniej fascynującą niż wielkie dziejowe wydarzenia, które rozgrywają się tu trochę w tle codziennego życia Południowych Afrykańczyków. Dlatego z zapartym tchem będziemy sekundowali małemu Trevorowi, gdy nabroi w domu babki, a jego ucieczki przed matką goniącą do nauki mogą niejednemu czytelnikowi przypomnieć jego własne doświadczenia z odrabianiem zadań domowych w pierwszych latach szkoły. Lektura ta po raz kolejny przypomina mi, że niezależnie od miejsca, w którym się znajdujemy i kultur, w jakich wzrastamy, koloru skóry czy przekonań religijnych, łączy nas podobieństwo przeżyć i poczucie pewnej więzi, wynikającej z  życiowych doświadczeń. Wszyscy wszak podobnie dorastamy, bywamy pryszczatymi chłopakami, przeżywamy podobne fascynacje, a pierwsza randka zazwyczaj wiąże się z szeregiem gaf. Tak jest i u Noaha. Ale jest też coś więcej. Bo choć okres po upadku apartheidu jako żywo przypomni polskiemu czytelnikowi pierwsze lata po upadku komunizmu w Polsce, to jednak książka pokaże nam też coś czego nie było nam dane zaznać.

Okładka książki, w tle kadr z programu „The Daily Show with Trevor Noah”

Jeśli nie byłeś w RPA czarny, ani biały, to problem z zaklasyfikowaniem cię do jakiejś grupy miał nie tylko system policyjnego państwa, ale i inni ludzie zamieszkujący ten kraj. Dlatego Noah czasami był obierany jako „indoda yomlungu” – biały człowiek, a czasem wybierał towarzystwo czarnych rówieśników. Jak sam napisał „Jako dziecko rozumiałem, że ludzie różnią się kolorem skóry, ale myślałem o białych, czarnych i brązowych jak o rodzajach czekolady”. Ten świat, w którym przyszło mu dorastać, był mieszaniną nowoczesności i tego co stare. Dlatego gdy pozwala nam podążać za sobą i swoją matką od białego kościoła, do czarnego, po drodze zaglądając do mieszanego, to właśnie w ten sposób najlepiej pokazuje swój kraj. Biały kościół znajdował się w wszak w zamożnej części miasta i uczęszczali do niego tylko biali, położony na przedmieściach kościół mieszany był ogromny i supernowoczesny, a w czarnych osiedlach pod namiotami, po wielogodzinnych nabożeństwach odbywały się egzorcyzmy i wypędzanie demonów. To właśnie RPA, które Noah znał najlepiej w dzieciństwie: z jednej strony nowoczesny biały kraj, w którym czarni mogli być tylko służbą, z drugiej slumsy i bantustany, w których czarni byli u siebie, ale jednak wciąż na warunkach dyktowanych przez białych. Była też jeszcze ogromna sfera pomiędzy tymi światami, pełna luk i furtek, z których zamknięcie jednej natychmiast otwierało następną. A „test ołówka”(nie zdradzę czym był, zachęcam do lektury książki) mógł czasami pogrzebać czyjąś przyszłość.

Przeczytaj także: 

Podróż do tożsamości | Ignacy Karpowicz, Miłość

Noah dorastał w kraju, w którym „nie pasował”. Jako syn czarnej kobiety i białego mężczyzny, nie był, co oczywiste, biały, ale nie był też czarny. Nie był rodowitym Khosa, choć z tego ludu wywodziła się jego matka i, co chyba z dumą  podkreśla – Nelson Mandela. Nie był też, członkiem największej czarnej społeczności RPA, którą stanowili Zulusi. I nie był też „kolorowym” w rozumieniu jakie tej  kategorii rasowej nadawał system apartheidu. To, że Trevor nie należał do żadnej z tych grup, mogło być zarówno przeszkodą, jak i  orężem – obok licznych wymienianych tu talentów – dającym szansę na przetrwanie.

Książka Trevora Noaha jest niezwykle cennym, kulturowopoznawczym dowodem swoich czasów, ale też niezwykle ciekawą opowieścią o życiu biało-czarnego chłopaka z RPA i jego matki. Pozwala poznać z pierwszej ręki wszystkie kolory apartheidu.

P.S. Nie można też nie wspomnieć o Łukaszu Witczaku, który wdzięcznie przełożył książkę dla polskiego czytelnika, tym bardziej że praca tłumacza bywa często niedoceniona, szczególnie, gdy – jak tutaj – wydaje się wręcz niezauważalna, bo książkę czyta się jakby od razu napisana była po polsku.

 

Trevor Noah, Nielegalny. Moje dzieciństwo w RPA (Born a Crime)

Tłumaczenie: Łukasz Witczak

W.A.B. 2018

 

%d bloggers like this: