recenzja

#NiewińskaCzyta: (Nie)prowincjonalna opowieść | Jakub Żulczyk, Wzgórze psów

Jakub Żulczyk zachwycił mnie powieścią „Ślepnąc od świateł”. Czytałam tę książkę i bałam się zasnąć. Groza i ciemna strona człowieka, jaką w niej opisał, sprawiły, że zaczęłam się bać swojej własnej ciemnej strony, zastanawiałam się, co może ją wyzwolić i jak tego uniknąć. Dlatego długo nie sięgałam po „Wzgórze psów”, choć bardzo mi zależało na przeczytaniu tej książki. Wreszcie ciekawość, co dalej Żulczyk nam, czytelnikom, zaproponuje, zwyciężyła.

Kiedy odbierając książki, przechowywane u przyjaciółki na czas mojego kilkumiesięcznego wyjazdu na Gran Canarię, uświadomiłam sobie, że mój egzemplarz „Ślepnąc od świateł” poszedł sobie w świat, poczułam ulgę. Nie byłam w stanie przeczytać tej książki raz jeszcze, choć uważam ją za znakomitą. Ale ulga nie trwała długo. Kilkanaście tygodni później okazało się, że Żulczyk wydał nową powieść. Koniecznie musiałam ją mieć.

„Wzgórze psów” po przylocie do Andaluzji leżało na nocnym stoliku przez kilka tygodni. Bałam się tej książki. Bałam się, że znów przytłoczy mnie świat ludzkiej rozpaczy, słabości i dramatów. Zupełnie niesłusznie. „Wzgórze psów” jest co prawda historią mroczną, pełną brudu i przekleństwa, ale nie rozdziera serca i nie budzi lęku, jak poprzednia powieść Żulczyka. To dobrze i źle.

PIEKŁO WEDŁUG ŻULCZYKA | Jakub Żulczyk, Ślepnąc od świateł

Przede wszystkim to książka dojrzała, pisana przez świadomego autora, który sięga do jądra zła, nie epatując przy tym mniej lub bardziej tanimi chwytami dramaturgicznymi. Być może wpływ na to ma dyscyplina, którą wymusza na pisarzu poznanie jakiś czas temu innego pisarskiego narzędzia, jakim jest scenariusz filmowy. Powieść może zasugerować każdy obraz, każdą możliwą i niemożliwą wersję rzeczywistości. Obraz filmowy musi się trzymać realiów. Sylwetki psychologiczne postaci i ich motywacje muszą być w każdym detalu wiarygodne. W powieści wystarczy wykreować potencjał alternatywnej możliwości, żeby uwiarygodnić pozornie niewiarygodne.

„Wzgórze psów” to o mężczyznach i ich odkrywaniu siebie. To historia o bólu po stracie. I o życiowych wyborach. Choć głównym bohaterem jest Mikołaj, to tak naprawdę bohaterów tej powieści jest wielu. Mikołaj to narrator, pisarz, człowiek, który zbiera się po upadku. Kolejnym, jaki rozsypał życie jego samego i jego bliskich w drobny pył. Poznajemy tę historię we fragmentach, jakby siłą wyrwanych przeszłości. Jak w zwierciadle przeglądają się w niej też inne historie, związane z innymi, najbliższymi mu, mężczyznami. Ale, jak to w zwierciadle, nie zawsze widzimy wszystko do końca takim, jakim jest. Sami musimy więc dotrzeć do tego, jaka jest prawda. Autor nie będzie nam niczego ułatwiał, nie taka jest jego rola.

Niesie mnie wyobraźnia | Z Grażyną Plebanek, autorką „Pani Furii”, rozmawiała Edyta Niewińska

Często słyszę zarzut, że Żulczyk pobieżnie traktuje w swoich powieściach kobiece bohaterki i buduje ich sylwetki w sposób mało skomplikowany. Nie zgodzę się z tym. Choćby dlatego, że pisarz opisuje świat mężczyzn, w którym kobieta nie jest centralnym punktem. Nie jest, bo nie dla każdego musi. Mam wrażenie, że ci, którzy domagają się mocniejszych kobiecych bohaterek, bardziej projektują rzeczywistość, niż oczekują jej odzwierciedlenia. Bohaterowie Żulczyka dokonują konkretnych wyborów. Konsekwencją tych wyborów są takie, a nie inne relacje międzyludzkie. Autor nie ma więc obowiązku pogłębiania postaci kobiecych, ani stawiania ich w centrum historii. Taki punkt widzenia jest dla mnie wiarygodny.

„Wzgórze psów” to powieść wielowątkową. Oprócz głównej osi fabuły, mamy tu też opowieść o pisaniu i o tym, jak jedna książka potrafi wpłynąć na życie całej społeczności. Znajdzie się tu także historia o współczesnych mediach, ich sile i bezsilności oraz zmaganiach dziennikarzy z rzeczywistością – tą rynkową i tą społeczną. Dla mnie jednak najważniejszym, drugoplanowym wątkiem powieści, jest opowieść o polskiej prowincji. Już dawno nie czytałam tak przenikliwej książki na ten temat. Wpływy, lokalne zależności, układy i układziki, uwikłanie w spiralę zła, narkotyków, namiętności i pożądania – to wszystko tworzy tkankę polskiej rzeczywistości z dala od metropolii. To są też realia i codzienność tych, którzy zdecydowali, lub „życie zdecydowało za nich”, aby na tej prowincji pozostać. Czytając tę część nie czuję strachu, nie czuję też żalu czy pogardy. Czuję natomiast zrozumienie. Wiem, dlaczego. I wiem, po co.

#NiewińskaPyta: Słucham swoich bohaterek | Z Jarosławem Kamińskim rozmawia Edyta Niewińska

Żulczyk zaskoczył mnie tą powieścią. Spodziewałam się kolejnego, mocnego thrillera. Dostałam dojrzałą, wielowątkową historię. Dlatego trochę żal mi, że zakończenie wydaje się niedopracowane. Miałam wrażenie, że nagle ktoś powiedział „kończ już, Żulczyk, bo za długa ta książka” i Żulczyk skończył w pośpiechu. Czytałam zakończenie dwukrotnie, z nadzieją, że może to ja, w pośpiechu, przeoczyłam ważny dla zakończenia wątek, czytałam, szukając drugiego dna, którego jednak nie znalazłam. Ale – mimo tego małego rozczarowania – jest to książka ważna i znakomita. To książka, która pokazuje, że polska proza jest na wysokim poziomie.

 

Jakub Żulczyk, Wzgórze psów

Świat Książki 2017

 

 

%d bloggers like this: