Przygaszone światła jednej z warszawskich restauracji tworzą nastrój, który idealnie odpowiada rozmowie o najnowszej powieści Joanny Opiat-Bojarskiej* „Gra o wszystko”. To kryminał, odsłaniający mroczne zakamarki ludzkiej seksualności. Rozmawiamy z pisarką o tej książce, ale także o następnej oraz o zupełnie nowym, tajemniczym cyklu, którego premiera już za rok.

Przemysław Poznański: Wszyscy wiedzą, że w przypadku literatury gatunkowej najlepiej sprzedają się cykle. Tymczasem ty właśnie skończyłaś pisać swoje dwie serie, zmykając je na trzecim tomie. Najpierw książką „To koniec, Anno” zwieńczyłaś trylogię o dziennikarce śledczej, teraz „Grą o wszystko” serię o dociekliwej psycholog Aleksandrze Wilk. W co zatem gra Joanna Opiat-Bojarska?
Joanna Opiat-Bojarska: Tak, mam rok zakończeń (śmiech). Ale dotyczy to tylko serii z kobiecymi bohaterkami. Pisze mi się je trochę szybciej, bo nie muszę choćby zastanawiać się nad tym czy bohater zrobił by daną rzecz, czy nie, ale z drugiej strony ciekawiej pracuje mi się z postaciami męskimi. Dlatego mam dość kobiet i skupiam się teraz na pracy nad kolejnym tomem o policjantach z Poznania: Majewskim i Burzyńskim. To będzie czwarty tom, więc nie jest prawdą, że każdy cykl kończę po trzeciej części (śmiech). Uwielbiam tych bohaterów i nie mam powodu, żeby z nimi zrywać.
Czyli za Aleksandrą Wilk nie przepadałaś?
– „Gra pozorów”, miała być tak naprawdę scenariuszem serialu. Dopiero potem stała się książką. I nie planowałam kolejnych części. Także dlatego, że bohaterka została ograniczona charakterologicznie w pierwszej książce do tego stopnia, że nie wyobrażałam sobie, bym mogła z nią iść dalej. To postać z założenia dość denerwująca.
Ale ostatecznie powstała jednak świetna druga cześć, czyli „Niebezpieczna gra”.
– Tak, ale już nie z Aleksandrą jako jedyną główną postacią. Jak zauważyłeś w recenzji, wyciągnęłam z drugiego planu postać Urszuli Zimińskiej, profilerki z Łodzi, która w części trzeciej – „Grze o wszystko” – jest już postacią dla Aleksandry równorzędną.
Do tego stopnia równorzędną, że spodziewałem się – i dałem też temu wyraz w recenzji – że to Urszula dostanie teraz własną serię.
– I pewnie tak by się stało, bo również sadzę, że jest tego warta. A tematu profilowania nie wyczerpali jeszcze ani Mariusz Czubaj, ani Kasia Bonda…
Ale…
– …ale pracuję teraz nad powieścią o Burzyńskim i Majewskim, która ukaże się w pierwszej połowie przyszłego roku.
To na potrzeby tej powieści zaprosiłaś grupkę czytelników do escape roomu?
– Dokładnie. Książka będzie nosić tytuł „Uciekinier”. Znajdą się w niej sceny ucieczki z escape roomu, której być niektórzy nie przeżyją. Gdy książka się już ukaże, będę miała dla czytelników pewną niespodziankę związaną z ucieczkami…

A potem?
– A potem napiszę zupełne nowy trzyczęściowy cykl. Ale nie dopytuj, bo jeszcze nie mogę o nim mówić. Na pewno jednak będzie megamęsko. Będę musiała myśleć jak mężczyzna i czuć jak mężczyzna. Co prawda jestem raczej męskim typem kobiety (śmiech), ale i tak będzie to ode mnie wymagało sporo pracy i skupienia. Co daje postaci Urszuli tę nadzieję, że mogę po napisaniu tych książek na jakiś czas znudzić się mężczyznami i wtedy z przyjemnością wrócę do mojej profilerki.
Zabrzmiało bardzo ciekawie, więc jednak będę dopytywał. Na jakim etapie jest pisanie nowego cyklu? Masz już plan pierwszego tomu? A może całości?
– Zazwyczaj w połowie pisania jednej książki przychodzi mi pomysł na kolejną, ale w tym przypadku jest zupełnie inaczej. Mam już plan całej trylogii. Temat, o którym będę pisać, nie był jeszcze Polsce poruszany, dlatego zabieram się do niego ze szczególną pasją.
Planujesz trzy osobne historie połączone bohaterem czy raczej jedną opowieść rozpisaną na trzy tomy?
– Trzy osobne. Ale – inaczej niż dotychczas – kluczowe i wiążące całość będzie życie zawodowe bohatera. Dlatego to będzie jedyna z moich serii, którą należałoby czytać po kolei.
Z każdą kolejną książką stawiasz sobie wyższą poprzeczkę. W przypadku cyklu z „grą” w tytule zaczynasz od historii osaczenia, potem dajesz nam sprawę zabójstwa wyjętą z policyjnego Archiwum X, by dojść do problemu zabójstw z parafiliami czyli zaburzeniami seksualnymi w tle. Dokąd zmierzasz teraz?
– Idę tam, gdzie jest ciekawie. Gdzie są tematy, które – jak mi się wydaje – w danej chwili nie są poruszane. Nie wyobrażam sobie pisania o tym, o czym już pisałam wcześniej, albo o tym, o czym piszą teraz inni. Znudziłoby mnie to i – co za tym idzie – znudziłoby też czytelnika, bo w takiej książce nie byłoby prawdziwych emocji. Czytelnik doskonale wyczuwa, gdy autor wkłada do w książki coś więcej, niż tylko najlepszy nawet warsztat. Dla mnie każda kolejna książka jest przeżyciem, dlatego szukam ciekawych tematów i dlatego zainteresowałam się parafiliami. Wybrałam z nich te, które budziły we mnie emocje, a przy tym dawały szansę ciekawego pokazania ich na kartach książki.

Która z parafilii wzbudziła u ciebie największe emocje?
– Najbardziej wstrząsnął mną cuckold, czyli uzyskiwanie przez mężczyznę podniecenia poprzez obserwowanie swojej żony lub dziewczyny uprawiającej seks z innym partnerem. Poszłam do psychologa, żeby porozmawiać o parafiliach i żeby spróbować zrozumieć każdego z moich bohaterów. Nie tworzyłam ich bowiem według podręcznikowego katalogu zachowań, ale chciałam wczuć się w ich rolę, zrozumieć dlaczego robią to, co robią. Bo dopiero z tak uzyskanych informacji zbudowałam postaci. Teraz wiem, że chyba dobrze wykonałam swoją robotę, bo mam o wielu parafilikach zupełnie inne zdanie, niż przed pisaniem tej książki – rozumiem, że ich zaburzenia biorą się często z traum, z krzywd, jakie zgotował im los. Ale zrozumiałam też jak bardzo niebezpieczna jest niewiedza w tej kwestii – niewiedza samego parafilika, ale i niewiedza jego partnera lub partnerki. Problemem jest to, że nie rozmawiamy i nie umiemy rozmawiać w związkach o tych naszych potrzebach seksualnych, które wykraczają poza standardowe zachowania. To prowadzi z kolei do stanu, w którym niespełniona parafilia zaczyna rządzić życiem takiej osoby i przeszkadza mu w normalnym funkcjonowaniu.
Znana jesteś z drobiazgowego dokumentowania tematów, o których piszesz. Aby napisać „To koniec, Anno” jeździłaś w karetce pogotowia, bo tam pracować miała też twoja bohaterka. Muszę więc spytać, co zrobiłaś – poza wizytą u psychologa – żeby napisać „Grę o wszystko”?
– Nie o wszystkim mogę mówić (śmiech). Znalazłam się pewnego dnia trochę przypadkiem w miejscu, w którym nie powinnam się była znaleźć i tam usłyszałam o parafiliach. Zainspirowało mnie to, więc naturalnym dla mnie następnym krokiem było znalezienie chętnego do współpracy eksperta, w tym przypadku seksuologa. Trochę się naszukałam, ale w końcu znalazłam. Odbyłam bardzo długą rozmowę, zupełnie inną niż ta, którą miałam wcześniej z ratownikami medycznymi podczas pisania ostatniego tomu „Anny”. Z nich trzeba było „wyduszać” informacje, a seksuolog dzielił się swoją wiedzą chętnie, choć był w tym bardzo odpowiedzialny, bo zastanawiał się praktycznie nad każdym słowem. Dla mnie to spotkanie była zaskoczeniem. Nie miałam wcześniej pojęcia jak to jest rozmawiać z obcą osobą o „wynaturzonym” jak mi się wtedy wydawało seksie.
Jak to jest?
– Zupełnie normalnie. Jeśli rozmówcy się nawzajem szanują, to nie ma żadnego problemu. Ale chcę zaznaczyć, że w dokumentowaniu nie przekraczam pewnych granic. Dzięki jednemu z konsultantów miałam możliwość wejścia do konkretnego grona i zaobserwowania pewnych praktyk, ale nie skorzystałam. Uznałam, że – opisując potem to doświadczenie – mogę nawet niechcący naruszyć czyjąś intymność, prywatność. A tego zawsze staram się unikać. Mam doświadczenie z poprzedniej książki – gdy wsiadłam do karetki, dostrzegłam megatrudną pracę ratowników i ich osobiste emocje z nią związane. Wiele nerwów i łez kosztowało mnie pisanie tej powieści i wiele więcej pracy niż zwykle, bo musiałam sprawić, żeby na kartach nie pojawił żaden konkretny ratownik. Dlatego wolę rozumieć mechanizmy, ale tworzyć fikcyjne postaci.

Czy do nowej serii łatwo było znaleźć konsultantów?
– Prawdę mówiąc gdy wpadłam na pomysł napisania nowej serii, to prawie natychmiast go odrzuciłam. Uznałam, że jest niemożliwy do realizacji. Właśnie z braku – w moim ówczesnym odczuciu – możliwości dotarcia do osób, które szczerze porozmawiałyby ze mną o swojej pracy.
Ale, haj rozumie, jednak udało się. Kiedy możemy się spodziewać pierwszego tomu nowej serii?
– Jesienią przyszłego roku. Za chwilę zacznę wypełniać pierwszy tom tekstem. Czuję w sobie wielką energię. Aż żałuję, że muszę od czas do czasu spać (śmiech).
Rozmawiał Przemysław Poznański
Zdjęcia Karolina Sikorska
*Joanna Opiat-Bojarska – absolwentka poznańskiej Akademii Ekonomicznej, zadebiutowała groteskową i autobiograficzną powieścią „Kto wyłączy mój mózg”, publikuje w wydawnictwie Czarna Owca i Czwarta Strona. Akcję swoich powieści umieszcza przede wszystkim w Poznaniu.