Kiedy wszystko się w twoim życiu wali, możesz być pewna jednego: to dopiero początek. W „Grze pozorów” Joanna Opiat-Bojarska nie ma litości dla swojej bohaterki, a rzucając jej kolejne kłody pod nogi, daje nam wciągającą opowieść.
„Gra pozorów” zaczyna się klasycznie: od sceny morderstwa – ginie mąż psycholożki Aleksandry Wilk i ojciec dwójki jej dzieci. Mogłoby się wydawać, że to wystarczy jako zaczyn dobrego kryminału – oto wkroczy prokurator lub policyjny detektyw i rozpocznie się pełne niebezpieczeństw śledztwo, które pozwoli odkryć mordercę, a przede wszystkim poznać przyczyny tej zbrodni. Nic z tego: Joanna Opiat-Bojarska ma zupełnie inny pomysł. Zabójstwo okazuje się tylko wstępem do tego, co jeszcze ma spotkać bohaterkę.
Oto widzimy Aleksandrę po roku – w chwili, gdy (także dzięki psychotropom) zaczyna wychodzić z traumy, radzi już sobie w życiu zawodowym i lepiej lub gorzej, ale sprawdza się też jako matka. Ta swoista sielanka nie jest jednak w planie powieści rozpisana na zbyt wiele stron. Kobieta pada bowiem ofiarą porwania, a gdy dochodzi do uwolnienia, nie jest w stanie przypomnieć sobie zbyt wiele z tego, co ją spotkało. I raczej nie pomaga seria pełnych gróźb anonimowych SMS-ów, nakłaniających ją do czynów, które uchodzić mogą za niebezpieczne. Zaczyna się opowieść o szukaniu prawdy, które można nazwać prywatnym śledztwem, ale też o panicznej próbie ratowania nadszarpniętej pozycji zawodowej i zapobieganiu próbom rozbicia rodziny. I choć wiemy, kto ma rację, to próżno wypatrujemy pomocy – osaczenie narasta, wydaje się, że nie ma nikogo, kto stałby po stronie Aleksandry Wilk.
Przeczytaj także: ZABIŁAM. POSŁUCHACIE? | Joanna Jodełka, Kryminalistka
Były chwile, gdy raczej łykałem kolejne strony, niż czytałem, przez co zapewne nie jestem w stanie docenić w pełni literackiego kunsztu tak pochłoniętych akapitów. Ale cóż, Joanna Opiat-Bojarska jest sama sobie winna: nie rozpieszcza swojej bohaterki, pozwala, by cały świat sprzysiągł się przeciw niej, a jednocześnie każe nam czuć nieodpartą sympatię do nieco zagubionej w życiu psycholożki. Tym samym sprawia, że w poczuciu jawnej niesprawiedliwości, jaka dotyka bohaterkę, drżymy z niecierpliwości i jak najszybciej chcemy się dowiedzieć czy dobro aby zwycięży. Nie jest to takie oczywiste, bo co rusz dobrze już znani nam bohaterowie odsłaniają swoje drugie oblicze i prawie nic nie dzieje się po myśli Aleksandry: bank zamyka jej drzwi przed nosem, czepia się jej szef i opieka społeczna, policja szuka na nią haka, a do tego jeszcze wychodzi na jaw prawda, która – zgodnie z tytułem – czyni z ostatnich miesięcy prawdziwą „grę pozorów”.
To oczywiście nieodzowne elementy dobrego kryminału. Ale w książce Opiat-Bojarskiej jest coś jeszcze: próba zgłębienia psychiki osoby osaczonej, przypartej do muru. W pewnym stopniu konstrukcja przypomina więc choćby „Kryminalistkę” Joanny Jodełki, z oczywistymi jednak różnicami: tam mieliśmy do czynienia z przemyśleniami i emocjami morderczyni, tu – ofiary. Zmagania Aleksandry wciągają do tego stopnia, że w pewnym momencie sam powód całego tego zamieszania (skądinąd niebłahy) wydaje się jednak drugorzędny. Nie tyle obchodzi nas już to czy bohaterka rozwikła zagadkę, ile to czy „rozwikła” swoje życie.
Joanna Opiat-Bojarska, Gra pozorów
Czwarta Strona 2016