recenzja

Dama we krwi | Joanna Opiat-Bojarska, To koniec, Anno

W tej rozgrywce chodzi z początku wyłącznie o ambicję i o zemstę, a przynajmniej o próbę udowodnienia swoich racji. Z tego punktu widzenia i przestępca, i główna bohaterka powieści „To koniec, Anno” są do siebie dość podobni. Może dlatego rozgrywka miedzy nimi jest tak wciągająca.

Królowa kier – przerażająca, zakrwawiona karta, która wypada z listu wysłanego do dziennikarski śledczej Anny Rogozińskiej przez niebezpiecznego przestępcę o pseudonimie Kapelusznik. I sama Anna – ubrana w charakterystyczny czerwony strój ratownika medycznego. To na wzajemnej relacji tych „krwawych dam” buduje Joanna Opiat-Bojarska swój najnowszy, doskonale skonstruowany kryminał. Ta czerwień odstrasza, naznacza, ale przede wszystkim skrywa pokłady frustracji – Kapelusznika, który z więzienia próbuje wpływać na ludzkie losy oraz Anny, zepchniętej – w wyniku wewnątrzredakcyjnych rozgrywek – na zawodowy margines i stającej przed ostatnią szansą zaistnienia w dziennikarstwie. Może dlatego i przestępca i dziennikarka tak doskonale do siebie pasują i tak dobrze się „dogadują” – oboje bowiem nie zawahają się w tej grze dowolnie przestawiać otaczające ich pionki, by tylko osiągnąć upragniony cel.

Dla  Anny Rogozińskiej nadrzędne jest sprostanie narzuconemu jej zadaniu: ma wniknąć w środowisko ratowników medycznych i zabłysnąć reportażem wcieleniowym spod znaku „krwi, potu i łez”. Będzie to oznaczać wczesne wstawanie, wielogodzinne dyżury oraz próbę przekonania do siebie tych, którzy mają ją tylko za przeszkadzającego im w pracy natręta A wszystko to będzie musiała jakimś cudem pogodzić z pogonią za rewelacjami Kapelusznika, które także mogą dać jej szanse na medialny comeback, i z komplikującym się życiem prywatnym, do którego niespodziewanie wkracza ktoś z przeszłości. A w tle Poznań rozgorączkowany sprawą mężczyzny, oskarżonego o terroryzm wyłącznie z powodu pochodzenia i ciemniejszej karnacji skóry, atakami nożownika i alarmami bombowymi. Jakby tego było mało, do jednego z morderstw dochodzi podczas trwającego właśnie Poznańskiego Festiwalu Kryminału Granda – imprezy młodej, a już urastającej do miana jednego z najciekawszych tego typu wydarzeń na kulturalnej mapie Polski.

Joanna Opiat-Bojarska doskonale przeplata wątki, prowadząc je do imponującego finału. Przy tym skutecznie myli tropy, każąc nam myśleć podczas lektury ostatnich kilkudziesięciu stron, że oto już wszystko wiemy i że przewidzieliśmy zakończenie. Nic bardziej mylnego – zakończenie, którego się spodziewamy, jest tylko przygrywką do właściwej puenty.

Znakiem rozpoznawczym prozy Joanny Opiat-Bojarskiej jest drobiazgowa dokumentacja – to dzięki niej realia pracy ratowników medycznych przedstawione są ze szczegółami, które obalają obiegowe opinie o codzienności pracy pogotowia. Tym jednak, co w „To koniec, Anno” moją uwagę zwraca najbardziej, są  psychologiczne mikro-portrety bohaterów drugiego czy nawet trzeciego planu. Szczególnie postać Patrycji Gołębiewskiej, z której autorka wydobywa całą nagromadzoną latami gorycz, zmieszaną z uległością wobec życia i niewłaściwych mężczyzn, pogodzeniem się z konsekwencjami niewłaściwych wyborów. Dzięki temu (a także opisaniu sprawy Mohameda) „To koniec, Anno” wpisuje się też w nurt kryminału zaangażowanego społecznie, komentującego współczesność, a więc oferującego czytelnikowi znacznie więcej, niż tylko świetną rozrywkę.

 

Przeczytaj także: Mój mózg nie jest płci żeńskiej | Rozmowa z Joanną Opiat-Bojarską

Przeczytaj także: Uwikłana | Joanna Opiat-Bojarska, Niebezpieczna gra

Przeczytaj także: Show must go on! | Joanna Opiat-Bojarska, Bestseller

Przeczytaj także: Osaczona | Joanna Opiat-Bojarska, Gra pozorów

 

Joanna Opiat-Bojarska, To koniec, Anno

Czwarta Strona 2017

 

%d