Książkę tę można odczytywać na wiele sposobów: jako powieść sensacyjną z wątkiem miłosnym, opowieść polityczną z tajemniczą maszyną szyfrującą w tle, albo też jako opowieść o współtwórcach jednego z mitów założycielskich współczesnego Poznania, a nawet jako bedeker – o „W nogi, panie prezydencie!” Radosława Nawrota – pisze Jakub Hinc.

Wydarzyło się to naprawdę. A przynajmniej większa część tej historii jest najprawdziwszą prawdą. Na zachodnich rubieżach kraju uczestnicy PeWuKi mogli zobaczyć w 1929 roku wystawę osiągnięć odrodzonej Polski. Nim jednak do tego doszło, nim wystawę otworzył prezydent Mościcki, toczyć się musiały gorączkowe prace budowlane i wykończeniowe. W tle cichą wojnę toczyły wywiady, a emocje targające ludzkimi sercami walczyły o palmę pierwszeństwa, nierzadko biorąc górę nad umysłem.
Poznań może i nie ma najpiękniejszych w Polsce zabytków. Dopiero niedawno (od)budowano Zamek Królewski na położonym tuż przy Starym Rynku wzgórzu Przemysła. A choć na rynku pyszni się ratusz, z którego wieży w samo południe wychylają się koziołki, by tryknąć się dwanaście razy, to kamienice stojące na rynku zostały poburzone w czasie ciężkich walk o wyzwolenie w czasie II wojny światowej i na ich miejscu posadowiono dwa wyraźnie niedopasowane pawilony. Na Ostrowie Tumskim, w miejscu gdzie kiedyś Mieszko I miał swoje palatium, stoi dziś kościół Najświętszej Marii Panny. Plan miasta, jaki dziś znamy, wytyczyli cesarscy architekci kaisera Wilhelma II Hohenzollerna.
Ale ma Poznań coś, czego mogą mu pozazdrościć inne miasta Polski, nawet Gdynia, Warszawa czy Kraków.
MTP
Między ówcześnie dwiema „nowymi” dzielnicami miasta: Jeżycami a Łazarzem dumnie prezentuje się kompleks modernistycznych pawilonów utrzymanych w bieli. To właśnie tam, w miejscu, gdzie w 1911 roku zaborca otworzył Wystawę Wschodnioniemiecką, władze Poznania z Cyrylem Ratajskim na czele postanowiły dla międzywojennej Polski urządzić wystawę, która pokazywałaby dorobek odrodzonego Państwa. Miejscu tym samym, ale jednakowoż odmienionym zupełnie.
Powszechna Wystawa Krajowa czyli słynna PeWuKa okazała się nieprawdopodobnym sukcesem propagandowym, prestiżowym, a nawet komercyjnym. Trudno sobie nawet dziś wyobrazić jakim wysiłkiem było zorganizowanie tej wystawy dla włodarzy grodu Przemysła, zwłaszcza, że na 65 ha w centrum miasta stanęło 112 obiektów wystawowych, zaprezentowało się ponad tysiąc czterystu wystawców, a ekspozycje zwiedziło aż 4,5 mln osób, co przy mniej więcej ćwierci miliona mieszkańców miasta robi tym większe wrażenie.
Nie tylko PeWuKa
Ale PeWuKa to nie tylko ekspozycje targowe. Do Poznania zawitał modernizm. Niektóre z targowych pawilonów zaprojektowane zostały przez wybitnych architektów tamtego okresu należących do awangardy architektonicznej II RP. Specjalnie dla odwiedzających Poznań wystawców i turystów zbudowano Dworzec Zachodni. Na dzień przed otwarciem Powszechnej Wystawy Krajowej, oddano nowy, powiększony budynek Palmiarni, gdzie w siedmiu pawilonach oprócz roślin prezentowano również ryby, owady i gady. Zmodernizowane został też ogród zoologiczny, słynny poznański „zoolog”, czyli obecne Stare Zoo i pobudowano stadion sportowy dla Warty Poznań.
Ten ostatni obiekt od samego początku nie nadawał się do użytku, czynny był zaledwie kilka godzin. Podczas uroczystości otwarcia osiadanie konstrukcji wspierającej i wyboczenie niektórych elementów żelbetonowych. Wydarzenia, które rozegrały się na stadionie w dniu jego otwarcia, naturalnie też znajdą swoje fabularne rozwinięcie na kartach tej książki.
Przeczytaj także:
A zima tego roku…
„Polskę dosięgła klęska. Mówiono o zimie stulecia, chociaż nie brakowało głosów, że taką pogodę ostatni raz widziano w XVIII wieku. (…) Zniknęły z ulic bezdomne psy, zaszyły się gdzieś szczury, a liny i szczupaki utknęły pod lodem Warty, czekając na odwilż” – po sienkiewiczowsku zaczyna Nawrot swoją opowieść o kilku miesiącach poprzedzających PeWuKę.
I przyznać trzeba, że przyroda niespecjalnie sprzyjała organizatorom tego przedsięwzięcia, tak spektakularnego w skali kraju, ale też postrzeganego na skalę światową. Mróz początku roku 1929 niemalże sparaliżował prace budowlane i ogrodnicze na terenach targowych, a wskazówki ratuszowego zegara nieubłaganie odliczały kolejne minuty do wystawy. Nerwową atmosferę ratowała siła spokoju prezydenta Cyryla Ratajskiego i jego najbliższych współpracowników, choć wyczuwało się i ich nerwowość. I to zakrawać by mogło na cud, że recenzje z wystawy, które zamieściła prasa światowa były tak pochlebne. „Daily Mail” depeszował: „PeWuKa świadczy wymownie co uzyskali Polacy usilną pracą i oszczędnością. Polacy pokazali na tej wystawie, że nie ma przedmiotu, którego by sami sfabrykować nie mogli. Ten naród jest tak przemyślny, że potrafi zrobić wszystko czego zapragnie”. Mogłoby, gdyby nie to, że znany w kraju poznański „porzundek” pozwolił na dopięcie wszystkiego na ostatni guzik nim prezydent Mościcki otwierając Wystawę przeciął wstęgę.
Narodowcy i Enigma
Historia powstania PeWuKi to nie tylko zmagania organizatorów wystawy z siłami przyrody, choć pewnie i tu zwrotów akcji i nieprzewidzianych, mrożących krew w żyłach zdarzeń było co niemiara, a co Nawrot umiejętnie pokazuje, ale jest to też barwne tło dla osadzenia na nim jeszcze kilku wątków, z których autor skwapliwie korzysta. Bo przecież nie gdzie indziej, a właśnie w Poznaniu bardzo silne wpływy na kształtowanie się światopoglądu politycznego miała Endecja, ONR i ekstremistyczni narodowcy. Nic więc dziwnego, że Nawrot zdecydował się na splecenie tych poglądów z głównym nurtem snutej opowieści. Tak samo zresztą jak i zdecydowanie ciekawym rozwiązaniem fabularnym było włączenie w fabułę wątku podejmowanych przez Niemców działań szpiegowskich, ale i werbunku przez polski wywiad późniejszych pogromców Enigmy.
Bo to właśnie w Poznaniu, właśnie w styczniu 1929 roku, z inicjatywy Biura Szyfrów zorganizowany został na Uniwersytecie Poznańskim kurs kryptologii dla znających język niemiecki najlepszych studentów matematyki. Wybór uczelni poznańskiej nie był przypadkowy, bo ze względu na historię i położenie miasta znajomość niemieckiego była tu powszechna. Tak wprowadzeni do głównego nurtu powieści zostają też mjr Franciszek Pokorny, kpt. Maksymilian Ciężki oraz inż. Antoni Palluth i najzdolniejsi studenci profesora Zdzisława Krygowskiego, Marian Rejewski, Jerzy Różycki i Henryk Zygalski.
Przeczytaj także:
Patent na sukces
Po co więc gdzieś szukać pomysłu na fabułę, gdy doskonałe historie same dopominają się, by je złożyć w całość i w końcu opowiedzieć. Nawrot zdaje się podzielać to zdanie i łącząc wszystkie te wątki pozwala czytelnikom poczuć klimat międzywojennego Poznania, gorączkę przygotowań do epokowego wydarzenia, jakim bez wątpienia była PeWuKa, gorączkę głów rozpalonych nacjonalistyczną, prawicową retoryką, ale i gorączkę trawiącą młodych naukowców mających rozgryźć dla Biura Szyfrów skomplikowaną maszynę szyfrującą.
Same jednak te historie, nawet jeśli ciekawe, nie poniosłyby akcji powieści, gdyby autor nie stworzył pełnowymiarowych bohaterów, ludzi mających swoje życiorysy, ale też emocje. I to właśnie wydobyte na karty powieści doświadczenia, przeżycia, nadzieje, miłości i rozczarowania, czynią tę lekturę zajmującą.
W opowieści Radosława Nawrota o tym okresie w historii międzywojennego Poznania, gdy z sukcesem zmierzył się on z tytanicznym zadaniem organizacji największej w odrodzonej Polsce wystawy, wyraźnie widać nie tylko znajomość historii i topografii miasta, bo to i owszem też, ale co najważniejsze sentyment, pasje autora i jego atencję do grodu Przemysła. Miasta, które właśnie na taką opowieść zasługuje.
Powieść wielopoziomowa
Przy tym „W nogi, panie prezydencie!” jest książką, którą można też poniekąd potraktować jak bedeker wiodący przez zakamarki historii ku teraźniejszości przez konkretne punkty na planie miasta. Bo wystarczy tylko chwila uważnej lektury i w targowym pawilonie 3A leżącym u zbiegu ulic Grunwaldzkiej i Roosevelta odnajdziemy Halę Reprezentacyjną PeWuKi, a zaraz za nią ujrzymy poznański plac św. Marka, nazwany tak przez podobieństwo otaczających go pawilonów do jego weneckiego pierwowzoru. W kilka minut stamtąd idąc w kierunku południowym, mijając Dworzec Zachodni przez który, mający niecne zamiary, Paweł Łudzikowski wchodzi na dworzec kolejowy, znajdziemy się w Parku Wilsona i odnajdziemy tam Palmiarnię wypełnioną egzotyczną florą.
Przeczytaj także:
Z kolei idąc stąd na północ, a potem nieco skręcając w lewo i dalej wzdłuż Alei Wielkopolskiej, dojdziemy do Parku Sołackiego, gdzie na mostku Olga von Königsegg, córka pracującego dla wywiadu Republiki Weimarskiej pułkownika von Eichendorfa spotkała się po latach z Edą Wrzesińskim. Z kolei idąc na wschód od iglicy targowej, która dziś stoi dokładnie w tym samym miejscu, w którym gości targowych witała kiedyś masywna Wieża Górnośląska, a potem przy znanym wszystkim odwiedzającym stolicę Wielkopolski „Starym Browarze” skręcając w ulicę Ratajczaka dojść możemy do miejsca, w którym zabłysnął pierwszy neon w Poznaniu, a potem nadano pierwszą transmisję radiową meczu piłkarskiego.
Książkę tę można więc odczytywać na wielu poziomach, a każdy z nich będzie tak samo uprawniony. Autor przeplata życiorysy stworzonych przez siebie bohaterów biogramami postaci prawdziwych, luki w historii wypełnia fabułą, podkreśla i uwydatnia to wszystko, co będzie pomocne w recepcji powieści, ale pozwala sobie też na liryczne meandry i emocjonalne uniesienia w Parku Sołackim. Bo jest to tyleż opowieść o realiach, w których przyszło włodarzom dawnej stolicy Polski stawić czoła stojącemu przed krajem wyzwaniu zorganizowania wystawy, która pokaże osiągnięcia odrodzonego państwa, co, co ponadczasowa opowieść o targających ludźmi emocjach. W końcu z książką pod pachą możemy też pospacerować po mieście znajdując miejsca, o których mogliśmy przeczytać i zobaczyć na ile opis wierny jest rzeczywistości.
Radosław Nawrot, W nogi, panie prezydencie!
Wydawnictwo Miejskie Posnania, Poznań 1 marca 2023
ISBN: 9788377683316
This book can be read in many ways: as a thriller novel with a love story, as a political story with a mysterious cipher machine in the background, or as a story about the co-creators of one of the founding myths of contemporary Poznań, or even as a bedeker – about „W nogi, panie prezydencie!” (Let’s run, Mr President!) by Radosław Nawrot, writes Jakub Hinc.