recenzja

O zachłanności i szczodrości | Joanna Jodełka, Rektorski czek

Zachłanność kontra szczodrość i bezinteresowność – Joanna Jodełka buduje „Rektorski czek” na tym właśnie kontraście, dając nam wciągającą opowieść, w której przeplata współczesny wątek spod znaku kryminalnej afery z niemniej wciągającą historią, która wydarzyła się równo sto lat temu.

Pisząc książkę na stulecie Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu Joanna Jodełka uniknęła szczęśliwie wszelkich pułapek, jakie mogły na nią czyhać, w tym przede wszystkim pułapki zbytniego epatowania wiedzą zdobytą przy okazji dokumentowania niezbędnych dla tej powieści faktów historycznych, co mogłoby skutkować przytłoczeniem intrygi encyklopedyczną wiedzą. I chociaż nie uniknęli tego nawet najlepsi twórcy gatunku, w tym Zbigniew Nienacki, który w „Samochodzikach” czasami tracił zdolność dobrego zbalansowania akcji z informacjami z dziedziny historii sztuki, to w przypadku „Rektorskiego czeku” dostajemy do ręki powieść wyważoną idealnie. Oznacza to, że zarówno w warstwie retrospekcyjnej, opowiadającej o początkach uniwersytetu, jak i współczesnej, gdzie intryga zasadza się wokół pewnych cennych dokumentów, istotne do przekazania fakty pojawiają się właściwie mimochodem, w czyjejś relacji, w dialogu, w niedługim opisie, pozwalając właściwej akcji toczyć się dynamicznie i konsekwentnie. Dotyczy to tak samo głównej osi fabuły, jak też wątków pobocznych.

Każda z czasowych warstw powieści ma swojego narratora – o ile we współczesnej jest on trzecioosobowy, o tyle w historycznej jest to pierwszoosobowa relacja niejakiego Jana Kantego, niemego służącego Heliodora Święcickiego, fundatora uniwersytetu. Jego relacja nie jest jednak opowieścią o tworzeniu uczelni, a w każdym razie nie tylko, lecz przede wszystkim wciągającą historią o miłości, a przy tym także o kobiecej sile. Najważniejsza – poza Święcickim – bohaterka tego wątku, Olcha Jaworska, to „pierwsza studentka” uczelni, osoba niezależna, ambitna, choć dająca się też wplątać w skomplikowany romans.

Warstwa rozgrywająca się współcześnie też ma swoją bohaterkę – to Karolina Rosada, pracownica naukowa z uniwersyteckiego archiwum, która wraz z mężem przeprowadza się do starej kamienicy i pewnego dnia nieopatrznie uchyla niedomknięte drzwi mieszkania sąsiadki, uruchamiając tym całą lawinę kryminalnych intryg, w których nie zabraknie fałszywych oskarżeń, grożenia bronią, a nawet śmierci.

Przy czym, co ważne, nie dostajemy kryminału mrocznego, ale też nie jest to powieść napisana z przymrużeniem oka. Joanna Jodełka i tu wyważa style, pozwalając nam czuć się chwilami jak w thrillerze, gdzie osaczony bohater nie jest w stanie udowodnić swoich oczywistych racji, a chwilami jak w powieści mogącej wyjść spod pióra jeśli nie Joanny Chmielewskiej (choć wątek z tajemniczym brodaczem czasem zdąża w te rejony), to na pewno jak w książkach o pannie Marple Agathy Christie, gdy spiritus movens intrygi staje się pewna stulatka i „szyfr znaczkowy”.

Co w tego rodzaju prozie oczywiste, warstwy czasowe okazują się ze sobą ściśle powiązane, choć najważniejszy wydaje się tu kontrast, jaki buduje Jodełka, przeciwstawiając zachłanność, która napędza współczesną intrygę, szczodrości i bezinteresowności ludzi sprzed stu lat, szczególnie Heliodora Święcickiego, który wzbogacony na nieruchomościach (ten wątek, jak odbity w krzywym zwierciadle, powróci w warstwie współczesnej), lwią cześć majątku przeznaczył na uniwersytet, myśląc przy tym nie tylko o wpieraniu nauki, ale i tych, których nie zawsze stać na to, by ją zdobyć.    

„Rektorski czek” czyta się jednym tchem, całą zebraną przez Joannę Jodełkę wiedzę chłonąc niejako przy okazji śledzenia akcji. Dzięki temu powstała powieść, która choć odwołuje się do wydarzeń równo sprzed wieku, to nie jest prozą doraźną, okazjonalną, jubileuszową, lecz wciągającym „romansem kryminalnym”, aktualnym zarówno tu i teraz, jak i w każdym innym momencie.

Joanna Jodełka, Rektorski czek

W.A.B. 2019

%d bloggers like this: