Sztuka może zbliżać i łagodzić obyczaje, ale może być też inspiracją do zbrodni. Najmniej w tym zresztą winy samej sztuki – to raczej kwestia tego czy obcując z nią więcej mamy w sobie miłości, czy nienawiści i złości.
Joanna Jodełka weszła pewnego dnia do gnieźnieńskiej archikatedry jako historyk sztuki, ale wyszła z niej jako jeden z najważniejszych na polskim rynku autorów powieści kryminalnych, zdobywając nawet „Nagrodę Wielkiego Kalibru”. A to dlatego, że jej „Polichromia” to – poza świetnie skonstruowanym kryminałem, z rozwiązanie, które musi zaskoczyć każdego – także (a może przede wszystkim) opowieść o braku miłości. I to na wielu poziomach – czysto „kryminalnym”, gdzie ów brak staje się jedną z przyczyn zbrodni, oraz obyczajowym, gdzie brak miłości prowadzi w pułapkę, każąc dokonać niemożliwego wyboru: odpowiedzialność czy wolność, dająca szansą na lepsze życie, ale oparta na krzywdzie.
Czytaj także: ZABIŁAM. POSŁUCHACIE? | Joanna Jodełka, Kryminalistka
„Polichromia” zaczyna się od morderstwa na poznańskim Sołaczu, ekskluzywnej dzielnicy willowej ze stuletnią tradycją. Ginie tu emerytowany konserwator zabytków, wdowiec Antoniusz Mikulski. Sprawę rozwiązać ma komisarz Maciej Bartol, a do sprawy przydzielony zostaje prokurator Pilski, raczej niedarzony przez Bartola miłością. Jakby tego było mało, okoliczności śmierci Mikulskiego od początku sugerują, że nie będzie to sprawa prosta: nagie zwłoki, niezrozumiałe łacińskie maksymy, otoczka tajemniczości, sugerująca nawet przez moment, że może wkraczamy w świat pokrewny realiom tworzonym przez Dana Browna, albo co najmniej tym, znanym z powieści o Panu Samochodziku.
Zapomnijcie jednak o Panu Samochodziku (o ile go w ogóle jeszcze pamiętacie). Teraz czas na Magdalenę Walichnowską. Można wręcz zaryzykować twierdzenie, że tak jak Pan Samochodzik miał swój niezwykły wehikuł, tak komisarz Bartol ma właśnie Magdalenę. I od razu uprzedzam wszelkie oburzenie – nie oznacza to uprzedmiotowienia pięknej poliglotki, tłumaczki i specjalistki od symboli. Oznacza, że bez niej Bartol niewiele znaczy. To nie tak, że jest złym śledczym, wręcz przeciwnie, stara się jak może i dociera, do kogo trzeba – po prostu sprawa, którą musi się tym razem zająć, przerasta jego zawodowe doświadczenie i do tego trafia mu się w najgorszym możliwym momencie – kiedy przerastać zaczyna go również życie.
Czytaj także: W PUŁAPCE| Zygmunt Miłoszewski, Uwikłanie
Walichnowska wnosi do śledztwa i życia bohatera to, czego najbardziej mu brakowało: z jednej strony ekspercką wiedzę, wspartą detektywistyczną pasją, z drugiej poczucie, że i w życiu prywatnym może istnieć szansa na odmianę, że może nie wszystko stracone. I to dlatego pani ekspert, a nie zahukany przez życie Bartol, szybko urasta do rangi najważniejszej postaci tej książki, stanowiąc – obok fenomenalnie zarysowanej postaci matki głównego bohatera – jeden z motorów napędzających akcję „Polichromii”. I być może to jest jedną z największych zasług Joanny Jodełki, że dała polskiej literaturze postać nietuzinkową, wartą być może całej serii książek.
Tu znajdziesz blog Joanny Jodełki
Joanna Jodełka, Polichromia
Świat Książki 2014 (pierwsze wydanie 2009)