artykuł felieton filmy

Bond tuż przed końcem | Spectre, reż. Sam Mendes | #bond25

Choć „Spectre” odwołuje się do najbardziej archetypicznych wątków z samych początków serii o 007, to cały film podporządkowany jest bez reszty nastrojowi schyłku i przemijania. I choć wiemy, że „James Bond will return” w „Nie czas umierać”, to wiemy też, że nastrój przemijania nie jest tu przypadkowy.

Kamera (prowadzona być może ręką Łukasza Bielana, jednego z operatorów w tym filmie), pod czujnym okiem Hoyte van Hoytemy, wiedzie nas jednym długim ujęciem, bez widocznych cięć (tak naprawdę to trzy połączone cyfrowo ujęcia), z ulic stolicy Meksyku, przez wąskie korytarze jednej z kamienic, aż po dachy domów, jak na smyczy ciągnąc za obiektywem mężczyznę ubranego w strój kościotrupa, który szybko okaże się być agentem 007.

Nim ten wykona swoje zadanie, zdoła przemierzyć kilkaset metrów w marszu z okazji Święta Zmarłych – barwnej paradzie, oswajającej śmierć, po to tylko, by w końcu ujęcia samemu śmierć zadać. Ta scena nie tylko nawiązuje pośrednio do „Żyj i pozwól umrzeć”, pierwszego odcinka serii z Rogerem Moorem w roli agenta Jej Królewskiej Mości, ale symbolicznie opisuje cały film, który jest właśnie o tym: o końcu. Może nie tyle o końcu jako śmierci (w każdym razie nie tylko), ale o końcu pewnej epoki. Przedsmak tego mieliśmy już w „Skyfall” wraz ze śmiercią M, tyle że tam ostatnia scena niosła wprost wypowiedzianą nadzieję. W „Spectre” podobnego optymizmu jest jak na lekarstwo. Ostatnie scena pokazuje, że cos definitywnie się tu kończy.

W filmie aż roi się od cytatów z poprzednich części. Oto milczący pan Hinx (Dave Batista) jako nieodrodny spadkobierca Jawsa czy Oddjoba z „Goldfingera”, oto scena walki w pociągu jak ze „Szpiega, który mnie kochał”, oto klinika na szczycie zaśnieżonej góry jak w „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości”, oto przechwałki członków organizacji dotyczące kolejnych etapów przejmowania władzy nad światem (jak choćby w „Operacji Piorun”). A do tego Aston Martin db5, ratujący życie zegarek i w końcu sama organizacja Spectre z jej szalonym przywódcą, zakochanym w globalnej zbrodni (Christoph Waltz).

Co więcej, film cytuje nie tylko klasykę. Oto w jednej ze scen pada stwierdzenie, że dron nie zastąpi wyszkolonego agenta, który, patrząc w oczy złoczyńcy, musi podjąć decyzję czy strzelić. Toż to nawiązanie do „Skyfall”, a dokładnie do genialnego dialogu między 007 a Q o wyższości pracy w terenie nad pracą w piżamie przed ekranem komputera (czyżby seria zżerała własny ogon?). Przede wszystkim jednak „Spectre” stara się łączyć wszystkie wątki, rozpoczęte w chwili, gdy w „Casino Royale” nieopierzony kandydat na agenta 00 wkracza do praskiej siedziby MI6, by wykonać  zadanie dające mu „licencję na zabijanie”. Nie sposób oprzeć się więc wrażeniu, że oto zamykany jest rozdział pod znakiem Daniela Craiga jako odtwórcy głównej roli – mówi nam o tym nie tylko (niezapadająca niestety za bardzo w pamięć) czołówka, ale także doskonała scena w dawnej siedzibie wywiadu, zburzonej przez Silvę w „Skyfall”, gdy Bond wkracza w swoistą galerię, a w zasadzie muzeum własnych zbrodni, miłości, upokorzeń i niespełnionych nadziei. Nie zabraknie w tym filmie M z twarzą Judi Dench, nie zabraknie Vesper Lynd, Silvy, Dominica Greene’a i Le Chiffre’a, którzy de facto wraz z odtwórcą głównej roli zdefiniowali serię. A z żywych pojawi się znów sam pan White.

Zanim jednak Bond znajdzie się w finale tej opowieści, poznamy koniec innej historii, która być może zaważyła na tym, że młody chłopak w ogóle został szpiegiem. Jeśli bowiem mam mówić o towarzyszącej filmowi atmosferze przemijania, to nie sposób pominąć momentów w życiu samego bohatera (niektórych odsłoniętych dopiero tutaj), które zdefiniowały nieodwołalnie jego dalszy los. Śmierć rodziców, śmierć opiekuna, śmierci kolejnych pięknych kobiet i samej M. A teraz może koniec kariery, bo oto na politycznych salonach staje temat likwidacji sekcji agentów z licencją na zabijanie. Oczywiście nie zdradzam nic, czego nie wiedziałby uważny widz „Skyfall” – wszak i tam jednym z głównych wątków była próba zdyskredytowania pracy MI6 i likwidacji wydziału. Tu sprawy idą po prostu dalej: widzimy powolny rozkład wywiadu w kształcie, który znaliśmy. Najlepszym przykładem jest Q, wybierający życie swoistego eremity, uciekającego przed innym końcem świata – świata intymności i prywatności, pochłanianej przez wszechobecną inwigilację: kamery, podsłuchy, lokalizatory, drony… Czy w takim apokaliptycznym świecie wymachujący pistoletem twardziel w smokingu może jeszcze cokolwiek sensownego zdziałać? Czy jest mu potrzebny kwatermistrz oferujący sprytnie schowaną bombę lub kuloodporny wóz?

„Mówią, że się skończyłem”, stwierdza w jednej ze scen 007. „Myślę, że dopiero się rozkręcasz”,  odpowiada Moneypenny. Ale żadne z nich w to nie wierzy, bo Bonda do dalszej walki pcha już nie tyle poczucie obowiązku agenta wobec kraju, ale po prostu zemsta, chęć ochrony bliskich osób, próba naprawienia krzywd wyrządzonych innym. Tylko przypadkiem okaże się, że znowu ratuje cały świat, ale nie wydaje się, żeby przyniosło mu to satysfakcję. Dogłębnie pokazuje to scena na londyńskim moście, gdy agent z licencją na zabijanie musi wybrać między tym, do czego go powołano, a własnym sumieniem. Co zrobi? I czy po tym jak postąpi, w ogóle jeszcze powróci?

Być może będę mocno nieortodoksyjny, ale tytułowy Spectre nie jest tu dla mnie tylko nazwą organizacji. Jest – tłumacząc dosłownie – widmem i być może tak powinien zostać przetłumaczony tytuł filmu. Widmem czego? Właśnie owego nadciągającego końca, schyłku, zagłady i rozkładu świata jaki znamy? A może serii w jej obecnym kształcie? Serii w ogóle?

Daniel Craig wróci w „Nie czas umierać”, ale już „Spectre” oddaje mu hołd, celebrując jego interpretację postaci. Nie brakuje tu akcji, ale nie brakuje też takich, w których kamera skupia się na postaciach, na ich emocjach, na nastroju chwili. Sprawia to, że niektóre sceny mogą wydawać się nudne (posiedzenie w kwaterze Spectre w Rzymie), ale częściej sugeruje, że być może gatunek bondowski wkroczył oto w etap, w którym bliżej będzie mu do ekranizacji prozy Johna Le Carré, niż choćby Toma Clancy’ego.

Czy tak będzie? Zobaczymy, bo James Bond powróci w „Nie czas umierać” – premiera (prawdopodobnie) w kwietniu 2021.

Prawa do Widma czyli ile w „Spectre” jest z prozy Iana Fleminga

Pomimo tego, że film powstał jako oryginalna opowieść, to czerpie z materiału źródłowego Iana Fleminga, w szczególności w postaci Franza Oberhausera, granego przez Christopha Waltza i jego ojca Hannesa.

  • Hannes Oberhauser jest postacią drugoplanową w opowiadaniu „Ośmiorniczka” – w filmie wymieniony jako tymczasowy opiekun prawny młodego Bonda.
  • Z prozy Fleminga pochodzi też oczywiście organizacja Spectre (Widmo), która po raz pierwszy pojawia się w „Operacji Piorun”.
  • Wykorzystanie w filmie organizacji Spectre i Blofelda nie było proste: zadecydował o tym wynik długotrwałego sporu między Eon Productions a Kevinem McClorym, który pozwał twórcę Jamesa Bonda, Iana Fleminga w 1961 r., domagając się uznania współautorstwa powieści „Operacja Piorun”, a przede wszystkim prawa do nazwy Spectre. McClory zmarł w 2006 r., a w listopadzie 2013 r. MGM i spadkobiercy McClory’ego formalnie rozstrzygnęli spór, co pozowoliło twórcom filmowej sagi wreszcie jej użyć, tak jak i nazwiska  największego wroga agenta Jej Królewskiej Mości.
  • Kiedy M spotyka Jamesa Bonda w kryjówce, szyld na drzwiach pokazuje, że lokal to „Hildebrand & Company – Rarytasy i Antyki”. Kryjówka Hildebranda to nawiązanie do opowiadania Iana Fleminga z antologii „Tylko dla twoich oczu” (1960) zatytułowanej „Specjał Hildebranda”. Duże fragmenty „The Hildebrand Rarity” zostały wykorzystane w „Licencji na zabijanie” (1989) z Timothym Daltonem. Obejmowały one m.in. postać Miltona Kresta.

Bond pije polską wódkę czyli ciekawostki

  • To pierwszy film o Jamesie Bondzie, od czasu „Śmierć nadejdzie jutro” (2002), w którym na początku filmu pojawia się kultowa sekwencja z lufą pistoletu. W „Casino Royale” (2006) widok „przez lufę” to część sceny, w „Quantum of Solace” i „Skyfall” scena pokazana jest na końcu.
  • Wiadomość wideo, którą Bond otrzymuje od M (Judi Dench) pokazuje ją w jej mieszkaniu i w stroju, w jakim grała w scenie ze „Skyfall”, gdy otwierała mejla od Silvy z linkiem do filmu dekonspirującego agentów NATO.
  • Jesper Christensen (Mr White, Blady Król) jest pierwszym aktorem, który w „Bondzie” zagrał tego samego złoczyńcę aż trzy razy. Dwa razy tego samego łotra wcześniej zagrali Anthony Dawson (Blofeld w ”Operacji Piorun”, 1965 i „Pozdrowieniach z Rosji”, 1963) oraz Richard Kiel grający Jawsa w „Moonrakerze” (1979) i „Szpiegu, który mnie kochał” (1977).
  • Wśród produktów, które zostały ulokowane w filmie znajduje się… polska wódka Belvedere, choć jej etykieta nie pojawia się na ekranie. W bazie Blofelda zobaczymy też asystory medyczne (specjalistyczne szafki) gdańskiej firmy Design Medica.

James Bond powróci 1 października 2021 w „Nie czas umierać”.

Spectre, reż. Sam Mendes
Scenariusz John Logan, Robert Wade, Neal Purvis i Jez Butterworth
USA, Wielka Brytania 2015
Produkcja EON Productions, Danjaq LLC
Dystrybucja Metro-Goldwyn-Mayer, Columbia Pictures
Dystrybucja w Polsce Forum Film Poland

%d