„Żyj i pozwól umrzeć” z 1973 roku był jednym z tych filmów o Bondzie, które wpuściły do serii świeże powietrze. I nie chodzi nawet o to, że rolę agenta 007 przejął tu Roger Moore, ale o odejście od zużytych schematów, w tym porzucenie koncepcji globalnego spisku mającego na celu zagładę świata, na rzecz przeciwnika zdecydowanie bardziej realnego, bo reprezentującego lokalne zło.

Seria o Bondzie potrzebowała nowego otwarcia. Po świetnym filmie „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości”, który mógł nadać serii inny kierunek, „Diamenty są wieczne” okazały się powrotem do przeszłości już z lekka trącącej myszką (choć wciąż lubianej przez fanów) – ze złowrogim Blofeldem (choć bez WIDMA), który kosmicznym laserem terroryzuje cały świat. „Żyj i pozwól umrzeć” odszedł od tego modelu. Oto przeciwnikiem Bonda staje się niejaki Mr. Big, lokalny mafiozo, narkotykowy boss, którego spotkać można w Nowym Orleanie, na nowojorskim Harlemie oraz na tajemniczej wyspie San Monique, chronionej przed wścibskimi oczami rytuałami voodoo.
Choć punktem wyjścia fabuły jest śmierć trzech funkcjonariuszy brytyjskich służb specjalnych, to ostatecznie Bond nie tyle okazuje się tu agentem ratującym świat, co policjantem, ratującym co najwyżej wyimek świata przed zorganizowaną przestępczością. Bond staje się więc nie tyle ostatnią nadzieją świata, co jednym z wielu agentów służb, którzy rozsiani na całym świecie ocalają jego fragmenty, zapobiegają lokalnym konfliktom, dławią w zarodku zarzewie większego zła.
Oczywiście nadal pozostaje ten film kolejną odsłoną serii o Bondzie, nie zabraknie więc gadżetów od Q (choć sama postać kwatermistrza tu wyjątkowo się nie pojawia), szalonych pościgów, w tym po raz pierwszy (ale nie ostatni) na motorówkach i jedyny raz piętrowym autobusem, skakania po grzbietach krokodyli i zapadających się pod podłogę krzeseł. Są i dziewczyny Bonda, w tym pierwsza w historii czarnoskóra (nie licząc Thumper z „Diamenty są wieczne”, którą jednak trudno nazwać „dziewczyną Bonda”).
Debiut Rogera Moore’a jako agenta 007 niesie jednak ze sobą powiew nowości – przede wszystkim Bond przestaje być brutalem, ewoluując w raczej szarmanckiego dandysa, rzucającego niewymuszonymi żartami, który nawet w obliczu największego niebezpieczeństwa puszcza do nas oko, jakby uprzedzał, że przecież i tak nic mu nie grozi, bo przecież nie od parady ma przed numerem dwa zera. Jego dość anachroniczne postępowanie wobec kobiet, nie przystające do nowego oblicza agenta Jej Królewskiej Mości, a szczególnie konkretny postępek pozwalający mu uwieść Solitaire, stanowi oczywiste nawiązanie do postaci granej przez Connery’ego, ale już w każdej innej dziedzinie mamy do czynienia z raczej odświeżoną wizją bohatera, odcinającą się od Bonda lat 60.
Szkoda natomiast, że mimo wszystko dość zachowawczo potraktowano tu postaci kobiece. Gloria Hendry jako Rosie jest po prostu głupiutka i jednym jej atutem zdaje się być to, co chowa pod skąpym bikini, a Jane Seymour w roli Solitaire, to kobieta bez reszty uzależniona od mężczyzn (oraz kart tarota), zdająca się na ich łaskę. Szkoda, bo wystarczyło sięgnąć do istniejących w serii wzorców, a w zasadzie do doskonałej postaci Teresy di Vincenzo.
Złoty skarb Morgana czyli jak film ma się do książki
”Żyj i pozwól umrzeć” jest… drugą powieścią o Bondzie autorstwa Iana Fleminga, chronologicznie następującą po „Casino Royale”. Nic więc dziwnego, że jej filmowa adaptacja – będącą już ósmą odsłoną ekranowych przygód agenta 007 – chwilami dość znacząco odbiega od książkowego oryginału. Niektóre rozwiązania fabularne powieści posłużyły zresztą jako podstawa dla dwóch innych filmów: „Tylko dla twoich oczu” i „Licencja na zabijanie”.
- Bond – podobnie jak w filmie trafia w powieści do nowojorskiego Harlemu, gdzie również śledzi gangstera, pana Biga. Ten jest tu jednak agentem sowieckiego Smierszu, podejrzewanym o sprzedaż złotych monet z XVII wieku w celu sfinansowania radzieckich operacji szpiegowskich w Ameryce. Monety pojawiają się w Harlemie i na Florydzie i mają być częścią skarbu, który został zakopany na Jamajce przez pirata Henry’ego Morgana.
- Solitaire w książce nie tyle zostaje uratowana przez Bonda, co sama ucieka od Mr. Biga i kontaktuje się z Bondem.
- Bond i Felix Leiter z CIA szukają magazynów Mr. Biga, w których przechowywane są egzotyczne ryby, Leiter zostaje złapany i oddany na żer rekinom (zobaczymy to dopiero w filmie „Licencja na zabijanie” z Timothym Daltonem”). Traci rękę i nogę.
- Bond kontynuuje swoją misję na Jamajce, gdzie spotyka miejscowego rybaka Quarrela (w filmie jest to syn Quarrela, którego widzieliśmy w filmie „Dr No”) i Johna Strangwaysa, szefa lokalnej stacji MI6 (ta postać też zresztą pojawia się i ginie w „Dr No”).
- Mr Big uciekających Bonda i Solitaire łapie i przywiązuje liną do swojego jachtu, po czym planuje rzucić rekinom na pożarcie (zobaczymy to w filmie „Tylko dla twoich oczu”). Oczywiście ten plan nie może się powieść i ostatecznie to pan Big ginie rozszarpany przez barakudy i rekiny.
21 zniszczonych motorówek, czyli ciekawostki
- Sean Connery odrzucił astronomiczną kwotę 5,5 miliona dolarów (dziś to odpowiednik ponad 30 mln), aby po raz siódmy zagrać Bonda. Za to dał Rogerowi Moore’owi swoją osobistą aprobatę, nazywając go „idealnym Bondem”.
- To jedyny film o Bondzie z Rogerem Moore’em, w którym pojawia się Felix Leiter. David Hedison, który wcielił się w tę rolę, ponownie zagrał ją w „Licencji na zabijanie” z Timothym Daltonem, stając się tym samym pierwszym aktorem, który zagrał tę rolę więcej niż raz.
- Jednym z aktorów rozważanych do roli Bonda był Michael Billington. Ostatecznie pojawił się on tylko w epizodzie w sekwencji przed czołówką filmu „Szpieg, który mnie kochał”.
- Podczas czterech tygodni kręcenia scen akcji zniszczono 14 samochodów, 21 łodzi motorowych, 8 samolotów i jeden piętrowy autobus.
James Bond powróci na zupelnieinnaopowiesc.com w „Człowieku ze złotym pistoletem”.
Żyj i pozwól umrzeć (Live and Let Die)
reż. Guy Hamilton
Scenariusz Tom Mankiewicz na podstawie powieści Iana Fleminga
Wielka Brytania 1973
