recenzja

Zbrodnie i krzywdy | Ryszard Ćwirlej, Zaśpiewaj mi kołysankę

W „Zaśpiewaj mi kołysankę” Ryszard Ćwirlej zabiera nas w podróż do narysowanego z dbałością o każdy szczegół przedwojennego Poznania, by opowiedzieć wciągającą, miejscami drastyczną kryminalną historię o ludziach, którzy czy to z racji pełnionej funkcji, czy chęci szybkiego wzbogacenia się, czy w końcu wykorzystując chaos charakterystyczny dla czasów przejściowych, opowiadają się po stronie zła, krzywdząc innych i folgując swoim najmroczniejszym zachciankom.  

Książki Ryszarda Ćwirleja – niezależnie od tego czy opowiadają o czasach komuny, czy o współczesności, czy w końcu – jak w „Zaśpiewaj mi kołysankę” – o latach międzywojnia, za każdym razem oferują znacznie więcej niż tylko wciągającą kryminalną historię. Odnoszę wrażenie, że pisarz zamierza przenosić nas w opisywaną rzeczywistość w taki sposób, byśmy nie tylko jej doświadczali wszystkimi zmysłami, ale wręcz byśmy zamieszkali w niej, rozgościli, zostali nią otoczeni bez reszty. Służy do tego Ćwirlejowi zabieg, polegający na takim opowiadaniu historii, by nie przeoczyć w niej niczego istotnego – zarówno w narysowanej scenografii, wiernie przedstawionym tle obyczajowym i historycznym. Dlatego czytanie książek tego pisarza to wyprawa, z której niekoniecznie chce się szybko wracać.

Także dlatego, że przy tym wszystkim Ćwirlej ani na chwilę nie gubi intrygi. Jeśli nawet rysuje świat swoich bohaterów z najdrobniejszymi detalami, to zawsze służy to temu, co najważniejsze w opowieści, czyli uwiarygodnieniu opisywanych zdarzeń i wynikających z nich ludzkich emocji. Nie byłoby przecież tej opowieści bez Poznania sklejającego dopiero swoją mocno skomplikowaną tkankę społeczną, zaludnionego i Polakami, i mieszkającymi tu od pokoleń Niemcami. Nie byłoby tego nastroju bez charakterystycznej gwary, która wciska się do języka niemal każdego z bohaterów, a intrygi bez konkretnej miejskiej infrastruktury – zwłaszcza bez Chwaliszewa, uchodzącego za najbardziej zdemoralizowaną pod każdym względem dzielnicę, pełnego wszelkiej maści szumowin i drobnych złodziejaszków, co to jeśli w ogóle chodzą na msze, by się pomodlić, to w poniedziałki, bo w niedziele w kościołach muszą wszak „pracować”.

„Zaśpiewaj mi kołysankę” – kolejny tom retrokryminalny z Antonim Fischerem w głównej roli – rozgrywa się w roku 1922, a więc chronologicznie rzecz biorąc po „Pójdę twoim śladem”, ale przed znanymi już tomami „Tam ci będzie lepiej”, „Już nikogo nie słychać” i „Tylko umarli wiedzą”. To czas, w którym wciąż słychać echa Wielkiej Wojny , do której wracamy w retrospekcjach, czy Powstania Wielkopolskiego, ale i pełen napięcia moment wyczekiwania na to, co przyniesie historia. Gdzieś w tle rozgrywa się wielka polityka ze źle wróżącym Polsce sowiecko-niemieckim paktem z Rapallo, więc i na ulicach niedawnego Posen słychać głosy wieszczące kolejny wielki konflikt.

Ale tym, co stoi u zarzewia intrygi w tej konkretnej opowieści, jest zaginięcie ośmiolatki, która wychodzi z mieszkania po wodę na podwórko i znika bez śladu. I pewnie nikt nie przejąłby się losem dziecka z biednej rodziny, gdyby nie interwencja Grety, dziewczynki przygarniętej kilka lat wcześniej przez podkomisarza Fischera. Ten podejmuje się rozwiązać zagadkę, choć nie będzie to proste, bo ma już na głowie sprawę zabójstwa pewnego niemieckiego obywatela, którego zwłoki zostały znalezione w centrum miasta. I choć podejrzanym bardzo szybko staje się złodziejaszek Zenuś Brodziak z bandy Tolka Grubińskiego, to sprawa okazuje się znacznie bardziej skomplikowana.  

Ćwirlej zabiera nas więc w bogatą w wątki podróż – w której nie zabraknie też opowieści o działaniach polskiego kontrwywiadu – zarówno przez istotne dla fabuły miejsca Poznania jak i poza granice miasta, a nawet państwa, choć tylko do odległego o niewiele ponad sto kilometrów niemieckiego miasta Schneidemühl, czyli Piły. Pokazuje nam też jednak znacznie więcej – choćby początki używania przez polską policję daktyloskopii, co przyczyni się nie tylko do wykrycia złodzieja pewnej świni, ale i pozwoli odnaleźć spory fragment głównej kryminalnej układanki.

 W końcu zabiera nas Ćwirlej na wycieczkę po przedwojennej mentalności, niewolnej od narodowościowych uprzedzeń, ale i obyczajowości, z jej zarówno lekko skandalizującymi, jak i naprawdę mrocznymi stronami. Pisarz rozrysowuje dla nas choćby ważną w fabule sieć poznańskich burdeli i przedstawia nam ich klientelę, nierzadko wywodzącą się z najważniejszych miejskich kręgów. A wszystko po to, by konsekwentnie ułożyć z tych obrazków nie tylko wciągającą kryminalną opowieść, trzymającą w napięciu nawet wtedy, gdy śledczy trafią już na właściwy trop, ale i opowieść o ludziach, którzy – czując się bezkarnymi z racji pełnionych funkcji, czy kierowani chęcią jak najszybszego wzbogacenia się – krzywdzą innych i folgują swoim najmroczniejszym zachciankom.

Ale – i może to jest najważniejsze przesłanie tej powieści – jest to też opowieść o tych, którzy mimo wszystko chcą i potrafią zachować przyzwoitość w czasach, które z powodu chaosu wywołanego ich przejściowością, ułatwiają wszak opowiedzenie się po stronie zła.  

Ryszard Ćwirlej, Zaśpiewaj mi kołysankę
Czwarta Strona, Poznań 2020

%d bloggers like this: