Wykorzystując, zmodyfikowaną nieco, formułę „zamkniętego pokoju” Rachel Abbott buduje w „Grze w morderstwo” wciągający psychologiczny thriller, a jednocześnie rasowy kryminał, w którym najważniejsze jest pytanie o to, na ile – mieniąc się przyjaciółmi – tak naprawdę znamy siebie nawzajem.

Strzępy rozmów, dojrzane w ciemnościach sylwetki, porzucone osobiste drobiazgi – czy z czegoś tak ulotnego da się zbudować spójny obraz wydarzeń, które doprowadziły do tragedii? Rachel Abbott udowadnia, że tak, o ile zadba się wcześniej o bohaterów na tyle różnych, by mogło dojść między nimi do konfliktu i na domiar złego zamknie się ich w jednym miejscu – może niezbyt ciasnym, ale wystarczająco ograniczonym, by narzucić postaciom sprawdzone reguły „zamkniętego pokoju”.
Już sam punkt wyjścia pokazuje, do jakiej konstrukcji powieści tym razem zmierza Rachel Abbott – oto w imponującej nadmorskiej rezydencji w Kornwalii zbiera się grupa znajomych – kilka osób, mniej lub bardziej ze sobą zaprzyjaźnionych, by świętować rocznicę ślubu Lucasa i Niny. Rzecz w tym, że przecież tak naprawdę nie ma czego świętować, bo ostatecznie do ślubu nie doszło, ponieważ dzień wcześniej wydarzyła się tragedia, która położyła się długim cieniem na przyszłości młodej pary.
Po co zatem spotykać się dwanaście miesięcy później w tym samym miejscu? Po co rozdrapywać rany? Czyżby po to, by wciągnąć uczestników wydarzeń sprzed roku w grę, która w założeniu ma przynieść katharsis? Tylko na czym owo oczyszczenie miałoby polegać? Czyżby na zebraniu owych okruchów, jakie nosi w sobie każdy z bohaterów i posklejanie z nich jakiejś wersji prawdy? Tylko o czym, skoro w zasadzie wiadomo dokładnie, co się wydarzyło i jaką kto przed rokiem odegrał rolę?
Abbott buduje powieść, która z jednej strony jest rasowym kryminałem, z drugiej – psychologicznym thrillerem. Robi to rozbijając fabułę na dwie w zasadzie równorzędne narracje. Z jednej strony mamy Jemmę Hudson, która z mężem, Mattem, przyjacielem Lucasa, uczestniczy zarówno w przygotowaniach do ślubu, jak i w spotkaniu po roku. To narratorka pierwszoosobowa, obdarzona zmysłem obserwacji, zdrowym sceptycyzmem wobec bogaczy, którzy ich goszczą (Lucas jest spadkobiercą fortuny, posiadłość należy do niego) i sporą niezależnością. Nie można tego powiedzieć o reszcie towarzystwa, w tym jej mężu Matcie, które zdaje się na każdym kroku nadskakiwać gospodarzowi, spełniając jego najdziwniejsze zachcianki.
Z drugiej strony mamy detektyw sierżant Stephanie King, obdarzoną sporą intuicją, dociekliwą policjantkę, która do tej opowieści wkracza nieco przypadkiem i ze sporym opóźnieniem, lecz za to chyba w najlepszej z możliwych chwili – gdy narzucona uczestnikom spotkania gra zaczyna właśnie wymykać się spod kontroli, gdy narastający w coraz bardziej dusznej atmosferze konflikt zaczyna wydobywać na światło dzienne mroczne tajemnice każdego z bohaterów.
Tu nikt nie jest bez winy, pytanie tylko czy popełnione przez konkretnych bohaterów najnowszej powieści Abbott zło było tylko wynikiem ludzkiej słabości, czy może raczej efektem wyrachowania.
Rachel Abbott do perfekcji opanowała gatunek thrillera psychologicznego, którego najważniejszą cechą jest takie skonstruowanie fabuły, by zderzony z przeciwnościami bohater odkrył najgłębsze pokłady swojej osobowości, obnażył swoje słabości, albo pokazał siłę, ujawnił w pełnym świetle swoje złe lub dobre strony. „Gra w morderstwo” nie jest tu wyjątkiem, choć ograniczenie akcji do zaledwie jednego miejsca, czyli kilku pokoi w rezydencji i rozległej, ale jednak zamkniętej przestrzeni wokół posiadłości, jest tu wartością dodatkową. Dzięki niej budowany przez autorkę niepokój, wynikający głównie z niewiedzy bohaterów co do planów gospodarza, zostaje pogłębiony poprzez pozorny brak możliwości wydostania się z miejsca, które staje się matnią. Pozorny, bo przecież każdy z bohaterów może wyjechać z rezydencji, a jednak nie robią tego, w każdym razie nie dość szybko, jakby związani byli niewidzialną nicią wzajemnych zależności.
Rachel Abbott za każdym razem gwarantuje lekturę, od której nie można się oderwać. To proza gatunkowa, nastawiona na masowego czytelnika (4 milion sprzedanych egzemplarzy mówią same za siebie), ale jednocześnie osadzona w prawdziwym świecie, ze wszystkimi jego problemami, w tym – jak w przypadku „Gry w morderstwo” – społecznymi nierównościami czy choćby imigracją zarobkową z Europy Wschodniej.
Ale w książce podniesiony zostaje też inny temat – zaufania. Bo w gruncie rzeczy powieść poddaje w wątpliwość to, co na co dzień wydaje nam się oczywiste: czy rzeczywiście znamy tych, których tak chętnie nazywamy przyjaciółmi.
Rachel Abbott, Gra w morderstwo (The Murder Game)
Przełożył Adrian Napieralski
Wydawnictwo Filia, Poznań 2020