recenzja

Grzechy przeszłości | Joanna Łopusińska, Śmierć i Małgorzata

Choć oczywiście ważna, to wcale nie najważniejsza jest w „Śmierci i Małgorzacie” Joanny Łopusińskiej tytułowa Małgorzata, a nawet zagadka jej śmierci. Jak to w psychologicznym thrillerze, na pierwszy plan wysuwają się tu bowiem przede wszystkim latami narastające między bohaterami zależności, animozje i głęboko skrywane zło.

Użyłem słów „thriller psychologiczny”, choć przynależność gatunkowa tej powieści nie jest tak jednoznaczna. Poza całym bagażem tego, co kotłuje się w głowach bohaterów, mamy tu bowiem także solidnie opisane policyjne śledztwo, żmudne zbieranie dowodów, w tym tych, dostarczanych przez lekarza sądowego po autopsji Małgorzaty. Tym samym Łopusińska miesza gatunki, czerpiąc z tradycji zarówno powieści kryminalnej jak i thrillera policyjnego, i robi to nad wyraz sprawnie, wciągając nas w historię, w której już sam początek jest wystarczająco oryginalny, by dać autorce kredyt zaufania.

Oto bowiem pewnego ranka Henryk Wieroński, młody lekarz, odkrywa zwłoki swojej byłej narzeczonej. Kobieta została pobita i prawdopodobnie zgwałcona. Ofiara, która ginie zazwyczaj w tragicznych okolicznościach to oczywiście w kryminałach rzecz naturalna, lecz w tym przypadku zwłoki znajdują się w sypialni kobiety, w domu, w którym Henryk zastaje siostrę zmarłej i jej rodziców, a ci… nie mają pojęcia, że Małgorzata nie żyje.   

Jak to możliwe? I czy wśród podejrzanych może znajdować się Henryk Wieroński, skoro przybył do mieszkania dopiero rano? To wyjaśnić musi policyjne dochodzenie. Prawdy dociec próbuje też sam Henryk, a wątki te przeplatają się narracyjnie zarówno ze sobą, jak i z wyimkami wspomnień (prawdopodobnie Małgorzaty, choć nie musi to być pewnik), których usadowienie w czasowej strukturze fabuły nie jest z początku jasne, za to dostarcza największego ładunku psychologicznego. I to mimo że nie są to fragmenty rozbudowane, czasem wręcz kilkunastozdaniowe, stanowiące pewnego rodzaju refren, nadający jednak całości ważny rytm i w dużym stopniu tłumaczący to, do czego doszło, lub raczej dlaczego do tego doszło.

Zanim jednak uda się Wierońskiemu i policjantom wyjaśnić zagadkę śmierci, przyjdzie nam wraz z nimi wkroczyć za kulisy ponurych tajemnic, jakie otaczają głównych bohaterów tego dramatu. Odkrycie animozji, skrywanych pod płaszczykiem przyjaźni, namiętności, niepohamowanych żądz, zawiści i szeregu wzajemnych zależności otaczających osoby, wśród których obracała się Małgorzata, sprawi, że i sama postać kobiety okaże się kimś zgoła innym, niż moglibyśmy z początku sądzić. Weroński będzie musiał więc zadać sobie pytanie, czy tak naprawdę znał swoją była narzeczoną.

I to wydaje mi się w tej powieści najciekawsze, a zarazem najbardziej nośne dla intrygi. Recz jasna, zagadka zostanie rozwiązana. Lecz w pewnym momencie lektury nie tyle czekamy już na to, by poznać odpowiedź na pytanie o okoliczności śmierci Małgorzaty, co z rosnącym zdziwieniem obserwować będziemy balansowanie bohaterów między prawdą a kłamstwem i naginaniem faktów pod swoje potrzeby. A przede wszystkim powody, dla których to robią.

A zatem śmierć Małgorzaty jako fakt, ani nawet sama Małgorzata jako ofiara, nie muszą tu być ostatecznie najważniejsze. Istota powieści kryje się w tym, co owa śmierć wyzwala, dla jakich wydarzeń staje się bodźcem. Bo „Śmierć i Małgorzata” to w istocie opowieść o ludziach, których poukładane życie w jednej chwili, zupełnie niespodziewanie pęka, uwalniając stłamszone w ich przeszłości demony. I o tym jak bardzo nie potrafią sobie z owymi demonami poradzić.

Joanna Łopusińska, Śmierć i Małgorzata
Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2020

%d bloggers like this: