recenzja

Ambicja większa niż życie | Grzegorz Kalinowski, Śmierć z ogłoszenia

Grzegorz Kalinowski w „Śmierci z ogłoszenia” przenosi nas w czasy międzywojnia, by dać jednocześnie ponadczasową opowieść o ambicjach tak dużych, że blednie przy nich sama śmierć.

Kornelowi Strasburgerowi nie jest do śmiechu – a to dla czytelników wcześniejszych książek Kalinowskiego nowość. Strasburger wszak to postać, wywodząca się z pierwszej serii tego pisarza – „Śmierci frajerom” – gdzie grał co prawda drugie skrzypce, ale dał się zapamiętać głównie jako dowcipniś. Raz lepszy, raz gorszy, ale zawsze wnoszący uśmiech na karty powieści. Podobnie było jeszcze w powieściach „Pogromca grzeszników” i „Śledztwo ostatniej szansy”, czyli poprzednich tomach z tego cyklu, w którym ten bohater wybił się już na pierwszy plan. Tym razem, w „Śmierci z ogłoszenia”, komisarz Strasburger pracuje już w sekcji specjalnej Komendy Głównej i rzeczywiście woli skupiać się bardziej na pracy, niż na podtrzymywaniu famy, dzięki której swego czasu zyskał ksywę Dodek.

Bo ma co robić – nie zdąży jeszcze dobrze zamknąć jednego śledztwa, w którym wykaże się niestandardową pomysłowością, a już musi przyjrzeć się domniemanemu uprowadzeniu córki bogacza. Szybko zresztą okaże się, że pilnych i co najmniej tak samo skomplikowanych spraw jest wokół niego więcej, nawet jeśli nie od razu zainteresuje go, będąca punktem wyjścia powieści, śmierć pewnego scenarzysty, a potem kolejny zgon znanego, zamożnego producenta filmowego.

A jednak to właśnie wokół polskiej „fabryki snów” toczyć się będzie intryga tej powieści. Intryga, w której przenosić się będziemy z Warszawy do Lwowa, Krynicy, a nawet Bukaresztu i gdzie bohaterowie nie raz wpadną w tarapaty i gdzie padnie niejeden strzał. Gdzie w końcu spotkamy – i to wcale nie jako cameo, lecz jako pełnoprawnych uczestników fabuły – takie postaci jak Eugeniusz Bodo, Jan Kiepura czy Mieczysław Fogg.

Na ile jednak wszystkie te detale epoki – jak zwykle u Kalinowskiego odtworzone z niezwykłą pieczołowitością – są istotne dla fabuły, a na ile stanowią li tylko scenografię, w której rozgrywa się opowieść ponadczasowa? Niewątpliwie oba cykle Kalinowskiego (jako się rzekło, mocno ze sobą powiązane) są zaczepione w tle epoki. W cyklu „Śmierć frajerom”, a już zwłaszcza w części pierwszej, tkanka fabuły pleciona jest wręcz na różnorodności etnicznej stolicy, złożoności historii rosyjskich i niemieckich wpływów, na konkretnej sytuacji ekonomicznej, w tym powszechnej biedzie, która jako istotny czynnik intrygi pcha bohatera serii, Henryka Wcisłę, do spróbowania sił w profesji kasiarza. Książki z serii ze Strasburgerem są pod tym względem skonstruowane podobnie. 

Fabuła każdej z nich rozgrywa się na tle wydarzeń charakterystycznych i istotnych dla epoki. I w każdej owo tło wymusza intrygę. Nie byłoby „Pogromcy grzeszników” bez alfons-pogromu 1905 roku, a „Śledztwa ostatniej szansy” bez problemów polskiego lotnictwa początku lat 30. XX wieku (i to mimo sukcesów Żwirki i Wigury, o których wzmianki nie zabraknie w najnowszym tomie). Nie byłoby więc także „Śmierci z ogłoszenia” bez jedynej w swoim rodzaju szmirowatości polskiego przedwojennego kina, nastawionego jedynie na rozrywkę – czy to ckliwo-miłosną, czy kiczowato-narodową.

Widzę co prawda pewne różnice w konstruowaniu cyklu ze Strasburgerem – te powieści wydają się napisane tak, że łatwiej zaadaptować je do współczesności, łatwiej znaleźć w nich odniesienia i paralele do tego, co wokół, łatwiej byłoby (gdyby ktoś miał taką potrzebę) zrobić z nimi to, co Mark Gatiss i Steven Moffat uczynili na małym ekranie z opowieściami o Sherlocku Holmesie – ale nie to (a na pewno nie tylko) stanowi o ich uniwersalności.

„Śmierć z ogłoszenia” bowiem, to przede wszystkim dość mroczna (choć nie pozbawiona lekkości) opowieść o ambicjach, które nie zważają na nic. Na umowy i przyjacielskie zobowiązania, na ból i rozczarowanie bliskich, wreszcie na ludzkie życie. Opisana tu nieumiarkowana ambicja staje się udziałem wielu bohaterów. Warto wspomnieć choćby znamienną scenę, gdy w sumie przecież przyzwoity posterunkowy Rybski w imię zdobycia większego poklasku wśród kolegów ucieka się do drobnego oszustwa, które potem zresztą obciąża jego sumienie. Bo małe i duże ambicje widzimy tu na każdym kroku. 

Choć rzecz jasna przede wszystkim dotyczy to antagonisty. Warto się przy nim zatrzymać, bo Kalinowski – do czego zdążył nas już przyzwyczaić – stworzył znowu antybohatera, którego trudno nazwać jednoznacznym. Poznajemy go stopniowo, z każdą kolejną stroną coraz bardziej łapiąc się na tym, że przecież w sumie się z nim zgadzamy, że wszak gdyby nie jego metody, okrzyknęlibyśmy go geniuszem, że gdyby nie chorobliwość jego ambicji, mielibyśmy go być może nawet za autorytet. Kalinowski stworzył antagonistę, który jest z pozoru jak każdy z nas i jak niemal każdy z nas – poddany pewnym bodźcom – traci poczucie proporcji. Z tą różnicą, że nie każdemu tak bardzo zatarłaby się granica między dobrem a złem, nie każdy byłby w tej sytuacji zdolny do okrutnej zbrodni.  

„Śmierć z ogłoszenia” umiejętnie miesza historyczną prawdę z fikcją, prawdziwe osoby z bohaterami fikcyjnymi, choć obdarzonymi nieraz autentycznymi nazwiskami (redaktorom z Zupełnie Innej Opowieści też się tym razem dostało), ale przede wszystkim – będąc ową opowieścią o ambicji – znakomicie dopełnia trylogię o Strasburgerze i o jego ambicjach. Osobistych i zawodowych, dzięki którym z dość nieporadnego policjanta stał się w wyniku niesamowitej, ale wiarygodnej przemiany, jedną z najciekawszych postaci polskiej literatury kryminalnej.     

Grzegorz Kalinowski, Śmierć z ogłoszenia
Muza 2019

%d bloggers like this: