Cały zgiełk wokół filmów o Jamesie Bondzie zaczął się od dość skromnego filmu „Dr No” Terence’a Younga z 1962 roku, stosunkowo wiernej adaptacji powieści Iana Fleminga wydanej pod tym samym tytułem. Filmu, w którym 007 udowadnia, że bez jego pomocy Amerykanie być może nigdy nie polecieliby na Księżyc!

Samotny, za to zdesperowany agent specjalny, kontra wielkie zło, które chce zniszczyć istniejący porządek świata – to schemat serii o Jamesie Bondzie, której 25. odsłonę filmową zobaczymy w październiku 2021. „Nie czas umierać” (którego premierę z powodu pandemii koronawirusa przełożono z marca 2020 na 8 października 2021) ma według niektórych nieoficjalnych doniesień nawiązywać do tego pierwszego filmu, zrealizowanego ponad pół wieku temu. Zobaczymy, ile w tym prawdy, choć nie byłoby w tym nic dziwnego – od czasu „Casino Royale”, pierwszej filmowej odsłony przygód Bonda z Danielem Craigiem w roli głównej, mamy do czynienia z rebootem kultowej serii.
Ale film „Dr No” warto obejrzeć ponownie też z wielu innych powodów, także z tego, że akurat teraz, po dziesięciu latach przerwy, Amerykanie znowu chcą wysłać w kosmos załogową rakietę z Przylądka Canaveral. A właśnie o ów Przylądek chodzi w „pierwszym” Bondzie.
Używam cydzysłowu, bo „Dr No” nie tylko nie jest pierwszą powieścią z cyklu stworzonego przez Iana Fleminga, ale nawet drugą czy trzecią. Producenci filmu, który premierę miał w 1962 roku, postanowili na początek sfilmować szóstą książkę z serii. Być może zadecydowały kwestie finansowe – film nie wymagał wielu lokacji, więc budżet, ustalony na… ok 1 mln dolarów, był wystarczający. Ta kwota nie przekraczała przeciętnego kosztu produkcji filmu w tamtym czasie i nic zresztą dziwnego – do roli zatrudniono wszak mało znanego szkockiego aktora Seana Connery’ego, więc w produkcję wkalkulowane było ryzyko, że film może nie sprzedać się wystarczająco dobrze.

Ograniczony budżet na szczęście nie wpłynął na jakość filmu. Kręcono go na Jamajce i w Pinewood Studios w Londynie. Na wyspie dzieje się też właściwie większość akcji, choć film rozpoczyna się od sceny w kasynie, poznania Sylvii Trench (Eunice Gayson) i słynnej frazy „My nam is Bond, James Bond” i późniejszej wizyty w gabinecie M (Bernard Lee). Zaraz potem jednak bohater przybywa na Jamajkę, zaniepokojony zniknięciem rezydującego tam agenta brytyjskiego wywiadu MI6, majora Strangwaysa oraz jego sekretarki. Agent sprawdzał doniesienia dotyczące zakłócania lotu amerykańskich rakiet startujących z Przylądka Canaveral, a sygnał zakłócający pochodził prawdopodobnie właśnie z Jamajki. Sprawa jest bardzo poważna, bo przecież Amerykanie szykują się do lotu na Księżyc. Śledztwo prowadzi na niedostępną, wykupioną przez tajemniczego doktora No wyspę Crab Key.

Bond nie ma lekko – w zasadzie od chwili przybycia na Jamajkę ktoś czyha na jego życie – próbują go porwać, pobić, zabić przy pomocy tarantuli, spalić żywcem i zastrzelić. Na szczęście po swojej stronie agent 007 ma niejakiego Quirella (John Kitzmiller), Feliksa Leitera z CIA (Jack Lord) i pannę Honey Ryder (Ursula Andress), którą spotyka na Crab Key, gdy ta wyławia muszle. Scena jej wyjścia z morza, która zresztą rozreklamowała na świecie bikini, to klasyka serii, cytowana choćby w późniejszych filmach z serii: „Śmierć nadejdzie jutro” czy „Casino Royale”. Choć trzeba przyznać, że sama postać – naiwnej dziewczyny, której jedynym atutem jest w zasadzie sex appeal – dziś drażni. Niestety, takie schematyczne postaci kobiece będą się w filmach z tej serii pojawiać długo, na szczęście równoważone czasami postaciami kobiet silnych i niezależnych.

Pierwsza filmowa przygoda Bonda prędzej czy później musi go oczywiście zaprowadzić przed oblicze demonicznego Dr. No (Joseph Wiseman) – pół-Niemca, pół-Chińczyka, mieszkającego na Crab Key, w trudnym do zdobycia budynku-twierdzy, łączącym luksusy rezydencji ze sterylnością tajnego laboratorium i centrum dowodzenia. Widzi tam m.in. portret księcia Wellingtona pędzla Goi, co jest ze strony realizatorów mrugnięciem okiem do widzów – ten obraz wszak krótko przed realizacją filmu został skradziony z National Gallery. To tu, wśród betonu i miedzi, rozegra się dramatyczny finał, w którym agent 007, pozbawiony Waltera PPK, ale nie sprytu, po raz pierwszy jako postać filmowa, uratuje świat, a przynajmniej amerykański program kosmiczny.

Radioaktywność zamiast guana, czyli jak film ma się do książki
Co ciekawe, film jest dość wierną adaptacją powieści Fleminga, chwilami wręcz dosłowną jej ilustracją, co było zresztą charakterystyczne w przypadku większości ekranizacji z Seanem Connerym w roli głównej. Choć nie obyło się bez odstępstw:
- w książce Bond wylatuje na Jamajkę jako niedawny pacjent szpitala – rzecz rozgrywa się bowiem po „Pozdrowieniach z Rosji”, gdzie 007 cudem przeżył (cudem, bo w istocie Fleming chciał go w tej książce uśmiercić), ukłuty przez Rosę Klebb ostrzem nasączonym jadem ryby gugu,
- ponieważ był to pierwszy film, Bond nie znał Quirella, choć postać ta w książkach pojawiała się już wcześniej. Cała scena z podchodami i rozpoznawaniem czy Quirell może zaufać Bondowi, a Bond Quirellowi została więc w scenariuszu dopisana.
- w powieści Fleminga Dr No skupia się – przynajmniej pozornie – na chronieniu Crab Key jako ostoi kormorana peruwiańskiego i wydobywaniem guana tego ptaka – cennego nawozu. W filmie ten wątek został pominięty i Dr No nie kończy w stercie guana, lecz w zbiorniku z radioaktywnym chłodziwem. Ale mogło być jeszcze dziwniej: podobno scenarzyści w pierwszej wersji planowali uczynić z No obiekt kultu miejscowej ludności, Króla Małp – temu pomysłowi sprzeciwić się miał producent Albert Broccoli.
A skoro o ciekawostkach mowa:
- przed tym filmem do roli Jamesa Bonda odbył się ogólnonarodowy plebiscyt, w którym wygrał… model Peter Anthony. Nie miał on jednak doświadczenia aktorskiego. Pod uwagę brani byli też Trevor Howard i Michael Redgrave, a nawet sam Roger Moore.
- w filmie nie pojawia się jeszcze słynna postać Q – jest za to wzięty z książki kwatermistrz, major Boothroyd, który bezceremonialnie odbiera Bondowi jego Berettę, by w zamian podarować Waltera PPK.
- Lois Maxwell, czyli słynna Monneypenny, początkowo szykowana była do roli Sylvii Trench. Ta postać miała się bowiem pojawiać we wszystkich kolejnych filmach (ale zdarzyło się to jeszcze tylko w „Pozdrowieniach z Rosji”). Maxwell miała ponoć jednak problem ze sceną, w której Trench występuje tylko w bluzie od pidżamy Bonda i tak została sekretarką M, którą to rolę grała aż do „Zabójczego widoku”, a więc ponad dwadzieścia lat.
- w scenie otwierającej film, gdy patrzymy na Bonda przez lufę pistoletu, wcale nie widzimy Seana Connery. To kaskader Bob Simmons. Connery zagrał w tej scenie dopiero w „Operacji Piorun”.
James Bond powróci w „Pozdrowieniach z Rosji”.
Nr No, reż. Terence Young
Eon Productions, United Artists
Wielka Brytania 1962
