Lucyna Olejniczak pokazuje w „Księżniczce” bezsilność – jednostki w obliczu systemu i dziecka w obliczu domowej przemocy. Pokazuje przejmująco prawdziwie destrukcję rodziny na tle konstrukcji sztandarowej inwestycji komunistycznej Polski – miasta molocha, Nowej Huty.

Wokół trwa gra pozorów. Rośnie miasto, które wyrasta z gołej ziemi – monumentalne, gargantuiczne wręcz, rozrzutne w architektonicznym zamyśle. Powstaje w rytm socrealistycznych pieśni, przy warkocie kamer Kroniki Filmowej. A przecież wyrasta tak naprawdę w powojennej biedzie, stawiane rękami ludzi nieposiadających nawet odpowiednich narzędzi. Nic dziwnego, że rodzi się odczłowieczone miasto-potwór, jak mgłą zasnute mrożącymi krew w żyłach opowieściami o ciałach robotników, którzy chowani byli tam, gdzie padali ze zmęczenia i spłodzonych w barakach nieślubnych dzieciach zalewanych fundamentami. Powstaje miasto w założeniu dla ludzi, w praktyce przeciw ludziom, bo przytłaczające, a przy tym kpiące choćby z ich nieporadności, gdy zmyleni podobieństwem brył mylą budynki, błądzą.
Nowa Huta jest symbolem – dla władz to symbol nowego ustroju, dla ludzi to symbol odhumanizowanej opresji, którą wprost wyraża wdzierająca się w krajobraz dumna, ciężka bryła pomnika Lenina. Zbyt wielka, by ją ignorować i zbyt potężna, by ją zburzyć, o czym przekonają się sprawcy desperackiego aktu podłożenia pod stopę Wodza materiałów wybuchowych. Okażą się bezsilni, bo właśnie o tym jest powieść Lucyny Olejniczak – o bezsilności. I to na wielu poziomach.
Dla bohaterki książki, dziesięcioletniej Lenki, statua jest uosobieniem Wielkiego Mongoła, forpocztą najazdu łupieżców, ujrzanych w czarno-białym radzieckim filmie. Ten motyw strachu przez Mongołami powróci tu zresztą wielokrotnie, obrazując przede wszystkim lęki – z jednej strony przed tym, co nadeszło ze Wschodu, z drugiej kameralny, osobisty strach, jaki staje się udziałem dziewczynki.
W tę grę pozorów, jaką jest samo wybudowanie Nowej Huty, wplata bowiem autorka inną, ważniejszą, choć schowaną mocno w labiryncie ulic, wysoko sklepionych bram i mieszkań wielkiego miasta. Oto okazuje się, że postawione z takim trudem mury, nie tyle chronią samych ludzi, co ukrywają zło, jakie ci ludzie w sobie noszą. „Księżniczka” to wszak przede wszystkim historia rodziny – jednej z wielu jakie zasiedlały Nową Hutę, jednak wcale nie takiej zwykłej, bo przecież inżynierskiej, a zatem wyróżniającej się na tle robotniczych mas. Rodziny, jakiej inni zazdroszczą, bo ojciec inżynier to ktoś ważny, powód do dumy. Ale prawda schowana w czterech ścianach nowohuckiego mieszkania, prawda, której nikt się nie spodziewa, jest zgoła inna, dużo mniej warta pozazdroszczenia. Ktoś, kto na zewnątrz jest wymuskanym przedstawicielem komunistycznych elit, w domowych czterech ścianach okazuje się człowiekiem zwyczajnie słabym, bezwolnym wobec destrukcyjnego nałogu, a przy tym oprawcą rekompensującym sobie swoje ułomności demonstrowaniem władzy nad osobami od niego zależnymi. Za fasadą ścian rozgrywa się więc dramat – dzieci, choć przede wszystkim córek, oraz żony. To historia przemocy fizycznej i psychicznej, bicia, poniżania i okazywania nieskrywanej pogardy.
Olejniczak pokazuje ogrom rodzinnej tragedii z dwóch perspektyw. Słyszymy nie tylko relację dziesięcioletniej Lenki, lecz także opowieść dorosłej Leny, stojącej właśnie w obliczu istotnej życiowej decyzji. To przeplatanie punktów widzenia buduje niezwykle skomplikowany portret psychologiczny narratorki, wielowymiarowy, rozdarty między nienawiścią a jednoczesną miłością do ojca. Między strachem dziewczynki, która we śnie kuli się w pozycji embrionalnej a chęcią znalezienia akceptacji w oczach ojca, gdy najbardziej na świecie pragnie pochwalić się mu szkolnymi sukcesami. Między chęcią ucieczki dorosłej kobiety ze znienawidzonego domu a próbą zrozumienia ojca, dania mu ostatniej szansy, porozmawiania.
Podobnie niejednoznaczne są też inne postaci – sam ojciec: zarówno oprawca jak i opiekun, który nie tylko karze, ale i nagradza – choć widzimy, że przede wszystkim cynicznie wykorzystuje uczucia córki, tytułowej „księżniczki”, przeciwstawiając jej sukcesy życiowym porażkom niewykształconej matki. I właśnie matka: pogodzona z pełnymi pogardy komentarzami rzucanymi pod jej adresem, także przy obcych, a jednocześnie wierna, przywiązana, przepełniona chęcią pozostania lojalną aż do końca.
I tak jak portrety psychologiczne, tak i cała powieść zbudowana jest na kontrastach: system-człowiek, pozory-prawda, wreszcie budowa miasta przeciwstawiona destrukcji rodziny. To też kontrast między patriarchalnym punktem widzenia, wyrażanym z jednej strony przytłaczającą sylwetką kamiennego Lenina bacznym wzrokiem obserwującego nowe miasto i figurą ojca, jako ludzkiego uosobienia tego sposobu myślenia a kobietami, które dopiero próbują odnaleźć w sobie siłę. Siłę, by odeprzeć najazd Mongołów.
Lucyna Olejniczak napisała książkę ważną, bo prawdziwą. Odtworzona z zadziwiającymi detalami Nowa Huta z czasów budowy jest tłem dla historii, która boli i porusza. I nie pozwoli już o sobie zapomnieć.
Lucyna Olejniczak, Księżniczka
Prószyński i S-ka 2019
