recenzja

Zło złem zwyciężaj | Mariusz Czubaj, R.I.P.

Zapomnijcie o schematach znanych z baśni – jest na świecie takie zło, którego nie da się pokonać dobrem. Bo takie zło zbyt szybko zaraża, przylepia się jak błoto, wciąga we własną grę, nie pozostawiając ani czasu, ani miejsca na dylematy.

ripZło bierze się z nierozliczonych grzechów przeszłości – to stwierdzenie pozostaje wspólne dla obu książek z nowego cyklu Mariusza Czubaja, gdzie główną rolę gra Marcin Hłasko, specjalista od bezpieczeństwa i poszukiwań osób zaginionych. W „Martwym popołudniu” u źródeł zła tkwiły powojenne fortuny zbite na krzywdzie innych, w „R.I.P.” punktem wyjścia jest próba wyjaśnienia powodów zaginięcia ojca bohatera – traumatycznego wydarzenia sprzed dwudziestu sześciu lat. Hłasko rusza na Mazury, w okolice niesławnych Starych Kiejkut, bo tam właśnie wiedzie go świeżo znaleziony trop. Przyjmuje też przy okazji dobrze płatne zlecenie odnalezienia dziewczyny, która w tamtej okolicy zaginęła przed rokiem. Nie ma pojęcia, że wkracza tym samym na ścieżkę usianą trupami – tymi świeżymi i tymi sprzed lat, ścieżkę, na której i jemu grozić może śmiertelne niebezpieczeństwo.

Sam Czubaj nazywa swoją książkę czarnym westernem. Nie przywiązywałbym się do tego określenia zbyt ściśle: „western” to w tym przypadku pojęcie umowne, które oznaczać może awanturniczą historię rozgrywającą się na dzikich bezdrożach (choć nie zabraknie koni, w tym mechanicznych, a tym bardziej strzelaniny). Że jest on czarny, nie ulega za to najmniejszej wątpliwości: nie ma tu tak naprawdę pozytywnych bohaterów – sam Hłasko, w pierwszej części cyklu dający się poznać jako, co najwyżej, cyniczny profesjonalista, wymachujący glockiem, tu przekracza granice oddzielające bohatera od antybohatera, zaskakuje, szokuje, zniechęca do siebie, każąc nam jednak przez cały czas kibicować  jego działaniom. Jeśli bowiem istnieje w „R.I.P” jakaś definicja dobra, to taka, że jest nią zło, będące reakcją na inne zło przytrafiające się bohaterowi, na niecne czyny osób, z którymi przychodzi mu się spotkać. Opowieść rzuca Hłaskę w ramiona miejscowego watażki Koeniga, trzęsącego, wraz z synami, całą okolicą, każe mu spotkać miejscowego Mesjasza, guru minisekty schowanej w leśnych odmętach, zderza go w końcu z pewną tajemniczą postacią, o której powiem tylko tyle, że poznanie jej mogłoby być spełnieniem najskrytszych marzenia każdego, kto choć raz w życiu poczuł się bezsilny wobec wyrządzonych mu krzywd.

„R.I.P.” – jako kontynuacja – pozwala wyodrębnić w nowej serii Czubaja elementy, co do których możemy mieć przekonanie, że staną się ważne także dla następnych części (a, że te powstaną, autor sugeruje w posłowiu). Tak więc punktem wyjścia jest zlecenie, które bohater przyjmuje zrazu niechętnie, później wkręcając się w nie bez reszty i często wbrew lub obok intencji zleceniodawcy, nawet  nie zważając na zapłatę. Na swojej drodze spotyka piękną kobietę, a za pomoc ma „Clyde’a”, swoisty jednoosobowy Wydział Q z Bonda, czyli komputerowego freaka, który zawsze znajdzie brakujące informacje i zestawi je ze sobą z podziwu godną logiką.

Nawet jeśli uznać te elementy za fundamenty pewnego schematu, to – jak w każdym schemacie – najważniejsze jest, czym się go wypełni. W „R.I.P.” to mięsista opowieść z krainy „prawdziwych mężczyzn”, w której aż gęsto od nienawiści, chęci zemsty, od zadawanych w okrutny sposób śmierci. Ale i od pytań, w tym o nasze własne rozumienie dobra i zła.

Podobnie jak w pierwszej części, gdzie bohater namiętnie oglądał „House of Cards”, tak i tu Czubaj nie kryje swoich inspiracji i fascynacji, każąc Hłasce podziwiać pierwszy sezon doskonałego serialu „Fargo” z niezapomnianą rolą Billy’ego Boba Thorntona w roli płatnego mordercy Lorne Malvo. Ten ukłon w stronę telewizyjnego arcydzieła nie jest przypadkowy – „R.I.P.” też pozostawia nas bowiem przede wszystkim z dylematem: czy umiemy rozgrzeszyć bohaterów ze zła, które było reakcją na inne zło. I czy sami, będąc w ich sytuacji, potrafilibyśmy postąpić inaczej.

 

Przeczytaj także: LICZY SIĘ SWAG | Mariusz Czubaj, Martwe popołudnie 

Przeczytaj także: (AND IN) THE END… | Mariusz Czubaj, Piąty Beatles

 

Mariusz Czubaj, R.I.P.

Albatros 2016

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading