recenzja

(AND IN) THE END… | Mariusz Czubaj, Piąty Beatles

Świadek, obserwator, widz. Na ile jest uczestnikiem, a na ile bohaterem wydarzenia? Na ile jego rola ogranicza się do patrzenia i zaświadczania, a na ile może ingerować w obserwowaną rzeczywistość? I kiedy postępuje źle: wtrącając się czy raczej stojąc z boku? Znakomity kryminał Mariusza Czubaja „Piąty Beatles” daje na te pytania niepokojącą i niejednoznaczną odpowiedź.

Piąty_BeatlesNie zdradzę zbyt wiele, gdy powiem, że zajdziemy tu scenę, gdy głównemu bohaterowi przydarza się w miejscu publicznym zrobić z siebie widowisko. Rzecz ląduje oczywiście na YouTube’ie, bo w takich żyjemy czasach. Ktoś był uczestnikiem zdarzenia, ktoś świadkiem. Ten drugi mógł ograniczyć się do roli obserwatora, ale zdecydował inaczej – zadał sobie „trud”, by nadać wydarzeniu rozgłos. A tym samym, wrzucając filmik na swój kanał, sam stał się niejako uczestnikiem, a na pewno współuczestnikiem zdarzeń.

Ale można pójść dalej – można być świadkiem zabójstwa, samobójstwa, wypadku i w żaden sposób nie zareagować. Można być nawet mordercą, który ze zbrodni czyni widowisko – najpierw dla siebie, potem dla innych. Można w końcu wyjść z roli obserwatora i wtrącić się w rzeczywistość, zmienić ją wbrew wszelkim zasadom jakie obowiązują tych, których powołano do roli obserwatorów.

Rudolf Heinz, policyjny profiler, bohater Czubaja, pojawiający się tu po raz czwarty, jest kimś, kto z natury swego zawodu ma obserwować, szukać, podglądać, sprawdzać. I robi to znakomicie: gdzie inni rozkładają ręce, on trafia na trop, gdzie inni nie widzą związku, on dopatruje się drugiego dna. Rzecz w tym, że pomału go to męczy. Tym bardziej, że sam stanąć musi nagle w roli obserwowanego i nie okazuje się to niczym przyjemnym.

A wszystko zaczyna się od przypadku – Heinz przebywa w Pile, gdy policja znajduje w opuszczonym magazynie ciało nastolatka. Trop prowadzi do Katowic, gdzie na co dzień służy profiler, więc w sposób oczywisty sprawa trafia do niego. Wydaje się zresztą do niej stworzony. Można by rzec: „w to mu graj”. W sprawie pojawia się bowiem album „Abbey Road” The Beatles, zespołu, który Heinz, pięćdziesięciolatek w wolnych chwilach grający rockowe kawałki na gitarze, sobie ceni. I tak rozpoczyna się żmudne śledztwo, które zawiedzie policjanta w mroczną przeszłość, każe zmierzyć się z groźną teraźniejszością, a nawet zastanowić się nad własną przyszłością. O ile w ogóle będzie mu dana, bo przecież w pewnym momencie Heinz musi sobie zadać pytanie: być świadkiem, a więc stać w głębi ulicy, patrząc jak po zebrze przechodzą Lennon, McCartney, Harrison i Starr czy zareagować, zderzyć się z rzeczywistością, zmienić ją.

„Piąty Beatles” wciąga bez reszty, daje więc na poziomie czysto gatunkowym niebywałą przyjemność obcowania z dobrze opowiedzianym, misternie skonstruowanym i świetnie zdokumentowanym kryminałem. I to mimo mieszania narracji trzecioosobowej z pierwszoosobową, będącą rodzajem wyznania (zeznania?). Warto jednak czytać tę powieść szukając w niej refleksji nad takimi pojęciami jak „przyzwoitość”, „sprawiedliwość” i „zadośćuczynienie”.

I jeszcze jedna refleksja – „Abbey Road” to ostatnia wspólnie nagrana płyta The Beatles. Mam nadzieję, że Czubaj nie próbuje nam (a przede wszystkim Heinzowi) powiedzieć: „(And in) the end…”.

PRZECZYTAJ TAKŻE: AŻ DO OSTATNIEJ MASKI | Gaja Grzegorzewska, Kamienna noc

 

Mariusz Czubaj, Piąty Beatles

W.A.B, Grupa Wydawnicza Foksal 2015

%d bloggers like this: