recenzja

Od zachłyśnięcia do zadławienia | Harald Jähner, Rausz

„Rausz” to historia zachłyśnięcia się wolnością. Monografia Republiki Weimarskiej, od zawieszenia broni w lasku Compiègne, aż do przejęcia władzy w państwie przez Adolfa Hitlera. Ale jest to też historia nowoczesności w pigułce – o książce Haralda Jähnera pisze Jakub Hinc.

Harald Jähner w „Rauszu” buduje sugestywny obraz Republiki Weimarskiej, kraju bez cesarza, bez kolonii, kraju pokonanego w Wielkiej Wojnie. Ale obraz ten, choć w wielu miejscach zbieżny z tym, co dzisiaj myślimy o tym okresie w historii Niemiec, dla wielu jednak nieznających wystarczająco dokładnie historii, albo czerpiących swoją wiedzę z wprawdzie doskonałych produkcji wizualnych, jak na przykład „Babilon Berlin”, ale ukazujących świat z perspektywy widzianej między kabaretem a karabinem gangstera, może być zaskakujący. I to podwójnie.

Po pierwsze dlatego, że Republika Weimarska była zaskakująco sprawnie zarządzanym państwem, które całkiem sprawnie poradziło sobie z kryzysami. Tym, spowodowanym wybuchem rewolucji w Niemczech, abdykacją cesarza i zawieszeniem broni, a potem tym, wynikającym z narzucenia Niemcom trudnych warunków traktatu pokojowego, hiperinflacją i późniejszym kryzysem, który do Europy przywędrował ze Stanów Zjednoczonych w 1929 roku.

Po drugie dlatego, że w owym czasie właśnie w Niemczech (choć nie tylko i nie wyłącznie) urodził się modernizm: w architekturze, sztuce, modzie, filozofii, nawet w polityce. Tym jednak, co przede wszystkim każe inaczej spojrzeć na Republikę Weimarską jest emancypacja kobiet. W sporcie, życiu gospodarczym i kulturalnym, a wreszcie i w życiu prywatnym. Emancypacja, która nie tylko podążała za światowymi trendami, ale nawet sama na świat emanowała, stając się wzorcem dla kobiet innych nacji.

Nowy człowiek

Oczywiście procesy zachodzące w czasach Republiki Weimarskiej w Niemczech nie były zjawiskami odosobnionymi. Podobne miały miejsce na całym świecie, choć z pewnością można zgodzić się z tym, że młoda republika przechodziła je gwałtowniej, intensywniej, jakby chcąc nadgonić stracone przez wojnę lata, „zatańczyć” biedę będącą skutkiem rozchwianej gospodarki, a i też poniekąd chwytać dzień, bo nie wiadomo, co przyniesie jutro, czy starczy na chleb w czasach inflacji. Nowa republika potrzebowała też nowego człowieka. Człowieka nowoczesnego, gotowego działać w nowych czasach i nowych realiach, gotowego zerwać ze starymi zasadami, przekonaniami i hierarchią wartości. Dotyczyło to też powojennego ładu.

„Zdecydowana większość żołnierzy czuła się jednak w Republice jak u siebie, o ile to w ogóle możliwe w tak zupełnie nowej strukturze. Byli tymi, którzy powstali przeciwko swoim oficerom i teraz odczuwali zadowolenie z faktu, że wojna się skończyła, obojętne, czy zwycięsko, czy nie” – pisze Jähner. Jednak w odczuciu części Niemców warunki traktatu pokojowego, zakładające reparacje dla zwycięskich mocarstw, były poniżające, a samo zakończenie wojny odbierali jako zdradę. Koniec wojny nie przyniósł im satysfakcji i wciąż tliło się zarzewie buntu przeciwko nowemu porządkowi. Okres ten był przecież nie tylko roztańczony, klubowy i kabaretowy, ale też dla wielu obywateli republiki był czasem upadku starych wartości, niezrozumiałej nowoczesności i nostalgii za utraconą potęgą oraz poczuciem zdrady, której rzekomo mieliby się dopuścić politycy negocjując warunki poddania.

Republika Weimarska

„Republika Weimarska zaczyna się od paradoksu: wojna dotarła do Niemiec chwilę po tym, jak się skończyła” – zaczyna swoją narrację Jähner. I wyjaśnia, że właściwie przez cały okres trwania wojny działania zbrojne miały miejsce na terytorium przeciwnika: we Francji i Belgii, a po podpisaniu rozejmu i wymuszonej abdykacji Wilhelma II zaczęły się powroty żołnierzy z frontu, strajki i rewolucja. Autor „Rauszu” poświęca każdemu z tych zagadnień osobne miejsce, ale nie tworzy sztywnych ram, w których to na czym by się skupiał zostałoby wyrywane z kontekstu. To raczej płynna narracja, w której – gdy okazuje się to potrzebne – pojawia się nawiązanie do polityki, albo mody, czy architektury. Bo Republika Weimarska to państwo, jak przekonuje Harald Jähner, złożone z paradoksów i przeciwieństw, całkiem sprawne i zaskakująco skuteczne.

Wprawdzie nasz obraz Republiki Weimarskiej jest nieco skrzywiony przez historyczne naleciałości, ale warto przyjrzeć się temu, jak sobie nasi zachodni sąsiedzi radzili przez piętnaście lat jej istnienia, gdy wykuwały się nowe idee, na nowo definiowano dogmaty, a stary porządek świata odchodził do lamusa wraz z gorsetem i cylindrem.

Przeczytaj także:

Bauhütte i samochody

Nowoczesność najbardziej chyba, prócz mody, zaznaczyła się w architekturze. Zupełnie nie da się więc opowiedzieć o modernizmie, jeśli pominie się Bauhaus, a o Bauhausie, jeśli nie wspomni się o Walterze Gropiusie, a przy tej okazji o politycznych uwarunkowaniach związanych ze szkołą powstałą z połączenia Akademii Sztuk Pięknych i Szkoły Rzemiosł Artystycznych, która zanim przeniosła się do Dessau, pierwszą swoją siedzibę miała właśnie w Weimarze. Szkoła stworzona m.in. przez Gropiusa, nawiązująca do średniowiecznej tradycji Bauhütte – strzechy budowlanej – cechu mistrzów stawiających katedry –  mieściła w sobie zarówno warsztaty tkackie, przestrzeń sceniczną, jak i deskę kreślarską. Jej historia jak w pryzmacie – od powstania, aż do przeniesienia do Berlina, już jako projektu Ludwiga van der Rohe’go – skupiała w sobie wszystko to co działo się w tamtych latach w Niemczech i jest pejzażem politycznym, na którym tu i ówdzie pojawiają się projekty mistrzów i uczniów Bauhausu.

Ale znakiem nowoczesności jest nie tylko architektura. Innym z jej symboli stał się samochód. Samo auto, jako widomy znak czasów, ale i jako symbol o wiele poważniejszych zmian: oto za kierownicą zasiadają najpierw właściciele pojazdów, samodzielnie nimi kierując, a zaraz potem ich właścicielki. Kobieta za kierownicą i ruch miejski. Ruch jako taki. To nowe wyznaczniki epoki, które w republice znalazły wdzięczne miejsce dla swojej ekspresji.

Trzęsąc ramionami w rytmie shimmy

Szalone czasy hiperinflacji przyspieszyły wiele z procesów społecznych. Z pewnością nałożyły się na migrację ze wsi do miast, zwłaszcza migrację poszukujących pracy młodych kobiet. Co więc naturalne, w książce Jähnera nie mogło zabraknąć miejsca na to, by przyjrzeć się kobietom czasów Republiki Weimarskiej. To prawda, że po pierwszej wojnie światowej, a nawet jeszcze w czasie zmagań bojowych, na całym świecie nastąpił niespotykany wcześniej wzrost znaczenia kobiet w życiu gospodarczym i, co istotniejsze nawet, politycznym. Ale to nowoczesne kobiety lat dwudziestych nadały charakter nowej republice.

Harald Jähner zauważa, że „duchową dywidendą inflacji była większa niezależność kobiet”. To sekretarki, sprzedawczynie w modnych sklepach na Ku’dammie, stenotypistki i urzędniczki zaczęły nadawać ton, zwłaszcza w tych trudnych latach szalejącej hiperinflacji, której znakiem stał się banknot o nominale 100 bilionów marek, a sloganem „głodujący miliarderzy”. Rzesze młodych kobiet, w krótkich sukienkach, z fryzurą na słynnego boba, brylowały w rytmie charlestona na parkietach domów tańca takich jak Haus Vaterland, czy Moka Efti. Bawiły się w parach, ale też – co wcześniej było nie do pomyślenia – nawet samotnie – potrząsając ramionami w tańcu shimmy. Jak pisze Jähner, Tomasz Mann obserwujący pokolenie swoich dzieci i odnotowywał, że: „tu i ówdzie tańczą razem dwie młode dziewczyny, czasem nawet dwaj młodzieńcy; nie ma to dla nich znaczenia”.

Przeczytaj takze:

Boski żigolo 

A znakiem czasów stało się też to, że kobiety zaczęły korzystać z rozrywek. Samodzielnie. Nie traciły już czasu na poszukiwanie partnerów, którzy zabraliby je na tańce, do kabaretu. Same szły do klubów tanecznych, by się tam zabawić i spotkać przystojnych mężczyzn, którzy dobrą prezencją i umiejętnością prowadzenia pogawędki zarabiali na chleb. „Pierwsze przykazanie fordansera brzmiało: nie może być żadnych kobiet podpierających ścianę: żigolo musi je zapraszać do tańca, bo dostaje za to pieniądze” – pisał o swoim epizodzie na parkiecie hotelu Eden, właśnie w ten sposób zarobkujący tam początkujący dziennikarz Billy Wilder, który później za oceanem został słynnym reżyserem. Jähner odnotowuje, że: „z usług żigolo korzystały nie tylko samotne kobiety, czasami cała rodzina zjawiała się w lokalu na tanecznej herbatce (…) Na pożegnanie ojciec rodziny wręczał fordanserowi napiwek, na tyle dyskretnie, by reszta rodziny tego nie dostrzegła”.

Ale przez parkiety, sale taneczne i kabarety Berlina przewinęło się w czasach republiki Weimarskiej wiele osób, które znalazły swoje miejsce w show biznesie. Na berlińskich scenach brylowały te artystki, które miały już ugruntowaną pozycję gwiazd, jak na przykład czarnoskóra tancerka i piosenkarka Josephine Baker, która ze swoim show kursowała między scenami Paryża i Berlina, albo dla których Berlin był dopiero początkiem filmowej kariery jak dla Marleny Dietrich.

Koniec republiki, koniec karnawału!

„Karnawał” Republiki Weimarskiej dobiegł końca w styczniu 1933 roku. „Wraz z konstytucyjnymi prawami parlamentu zniknęła ostatnia pozostałość „Weimaru”, nawet jeśli na ulicach wszystko wyglądało prawie tak samo jak zwykle”, wyjątek stanowiły liczne flagi ze swastyką, które wszędzie szpeciły krajobraz miasta” – pisze Harald Jähner w ostatnim rozdziale „Rauszu”.

Wiemy, jak wybrzmiał ostatni akord w uwerturze gasnącej demokracji. A właściwie, że zachłyśnięcie się nowoczesnością, modernizmem i emancypacją kobiet Republiki Weimarskiej, skończyło się zadławieniem. Paradoks, już ostatni, Republiki Weimarskiej, polegał na tym, że upadła właśnie wtedy, gdy wszystko zaczęło iść we właściwą stronę. W epilogu Jähner pisze: „kiedy Adolf Hitler sięgał po władzę, niektórzy odnosili tymczasowe korzyści, ale dla wielu zaczynało się piekło na ziemi. Niektórzy uciekali”. Tym, których przywołał w swojej książce, poświęcił ostatnie akapity. Niestety nie wszystkim się udało, nie wszyscy przetrwali.

Harald Jähner, Rausz. Niemcy między wojnami (Höhenrausch. Das kurze Leben zwischen den Kriegen)
Przełożyła Monika Kilis
Wydawnictwo Poznańskie, Poznań, 23 sierpnia 2023 r.
ISBN: 9788367815550

’Höhenrausch’ is the story of the glut of freedom. A monograph on the Weimar Republic, from the armistice in the forest of Compiègne to Adolf Hitler’s seizure of power in the state. But it is also the history of modernity in a nutshell – Jakub Hinc writes about Harald Jähner’s book.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: