recenzja

Destylat bólu | Natasha Brown, Przyjęcie

W prostych, wycyzelowanych zdaniach, opowiada Natasha Brown o współczesnym rasizmie. Jawnym, przejawiającym się otwartą pogardą, ale i tym ukrytym za półsłówkami, docinkami, albo nawet za konfuzją, w jaką wprawia pojawienie się nie białej osoby w snobistycznym towarzystwie. O „Przyjęciu” pisze Jakub Hinc.

Natasha Brown powoli, akapitami niosącymi ogromny ładunek emocjonalny, opowiada historię bezimiennej bohaterki, czarnoskórej Brytyjki, powoli pnącej się po szczeblach bankowej korpokariery. Wspinającej się po drabinie „sukcesu” kosztem poświęcenia, a nawet przyzwolenia na jawny lub zawoalowany rasizm. „Poszła na lunch z kolegami z pracy. Była to szóstka mężczyzn w różnym wieku, o różnych sylwetkach i temperamentach. Zamówili nigiri z wołowiną i w czasie posiłku raz po raz nawiązywali do jej pozycji w firmie, rzucając niejasne aluzje i oskarżycielskie konstatacje” ― czytamy. Aluzje, z których jasno wynika, że kobieta ma lepiej od nich. Lepiej, bo jest czarna, co w dobie politycznej poprawności ma jej dawać pewnego rodzaju „punkty za pochodzenie”.

Owa polityczna poprawność wcale nie oznacza braku rasizmu, a jedynie skrywa go za woalem konwenansów. Ale on istnieje, nawet jeśli wyrażany nie wprost, jak choćby wtedy, gdy bohaterka słyszy pytanie w rodzaju: „Skąd na przykład są twoi rodzice. Z Afryki, prawda?”. Albo wyrażany jak najbardziej wprost: „(…) wracaj do Afryki. Wyobraź sobie, że mówią: nie jesteś stąd, wracaj do Afryki. Właśnie tak to wygląda”.

Gra ze społecznym uzusem

Bohaterka ― a zarazem pierwszoosobowa narratorka ― „Przyjęcia” wydaje się być w obliczu takiego rasizmu bezsilna. Co może być jednak maską, pozwalającą się jej ukryć, chronić swoją tożsamość. Kobieta buduje bowiem mur i niejako zza niego relacjonuje nam to, czego jest uczestniczką. Ta maska, ten mur, nie pozwalają nam przeniknąć jej myśli, emocji. Gdy więc czytamy, że „parę dni temu ktoś nazwał mnie jebaną czarną s…ką. (…) Nachylił się i splunął mi tymi słowami prosto w twarz”, to potrafimy sobie wyobrazić strach w jej oczach. Ale nie dowiemy się od niej, co wtedy czuła. Musimy zdać się wyłącznie na naszą wrażliwość, na naszą empatię, odnaleźć w sobie emocje, towarzyszące nam być może w podobnej sytuacji doświadczenie przemocy i nienawiści.

O prawdziwej sile bohaterki świadczy jednak jej sprawczość. Zdobywa wiedzę, buduje swoją karierę, nawiązuje bliskie relacje z synem ziemian i (choć pozornie, w warstwie deklaratywnej się przed tym wzbrania) przyjmuje jednak z pewną satysfakcją zaproszenie na rocznicę ślubu jego rodziców. Bo oznacza to prawdziwą nobilitację, jaką jest uczestniczenie w przyjęciu ogrodowym w posiadłości należącej do jego rodziny od pokoleń. Gdy jej korzenie nawet na dobre nie wrosły w angielską ziemię. Tym samym bohaterka decyduje się na tę grę ze społecznym uzusem, wyznaczającym dotychczasowe granice i role. „Będą chcieli zobaczyć reakcję na swój dostatni świat. Uprzejmą powściągliwość, skrywany gniew, a pod spodem zachłanne pragnienie. Moją rolą jest zachować blazę milenialki, która doszła do pieniędzy, i razem z przystawkami serwować ostry jak brzytwa dowcip. To fikcyjna wersja mnie, ale wchodząc w tę postać, zmieniam fikcję w rzeczywistość” ― przyzna.

Przeczytaj takze:

Biały przywilej starych pieniędzy

Wydawać by się mogło, że bezimienna bohaterka powieści Brown ma więc wszystko, do czego dążyła: znakomite wykształcenie, upragniony awans w firmie, a nawet akceptację ze strony należących do białej klasy średniej rodziców jej chłopaka, którzy niechętnie, ale jednak powoli oswajają się z jej obecnością w jego życiu i w ich życiu, uznając, że przydaje im to też „liberalnej wiarygodności”. Ma więc szansę na dalszą inicjację w tym świecie, do którego ciężką pracą aspirowała, świecie reprezentowanym przez jej chłopaka, świecie, w którym obowiązuje biały przywilej starych pieniędzy.

„W przeciwieństwie do swojego chłopaka nie miałam znajomości ani pieniędzy potrzebnych do robienia kariery w polityce. (…) Wymieniłam swoje życie na skrawek komfortu, który zapewniała mi przynależność do klasy średniej. Na perspektywy” – przyzna jednak wprost bohaterka Brown.

Protest song czarnoskórych Brytyjczyków

A jednak w pewnym momencie, wskutek jednego zdarzenia, wszystko, co udało się bohaterce „Przyjęcia” osiągnąć, cała ta gra w konwenanse i poniekąd przyzwolenie na nierówne traktowanie, okaże się puste i bez znaczenia. „Chyba nigdy wcześniej do mnie nie dotarło, że mogę to przerwać. Że istnieje alternatywa. (…) Zgromadziłam dość, by zyskać nową szansę, którą mogę komuś przekazać. Podać dalej. Mojej siostrze. Sporą szansę. Chociaż ona by tego nie chciała. Tak zostawiam ją tu samą” – powie w którymś momencie, manifestując w ten sposób swoją postawę pasywno-autoagresywną, jak gdyby przejęła cały rasistowski ryt społeczeństwa, w którym musi żyć i zastosowała do samej siebie. Ale czy to jest ta właściwa alternatywa?

Każde zdanie tej prozy gęste jest od traum. Także tych dziedziczonych z pokolenia na pokolenie. Traum ukrywanych i pudrowanych owym społecznym mimetyzmem. Autorka kompresuje je do skondensowanego protest songu czarnoskórej brytyjskiej społeczności. Protest songu, który ostatecznie prowadzi do erupcji emocji, pozwalających bohaterce na wyrwanie się z gorsetu politycznej poprawności, zmuszającego czarnych do bycia uprzejmymi, zawierającego się w tych wszystkich nakazach w rodzaju: „grzecznie się ucz”, „znoś przytyki w szkole i pracy”, „awansuj”, „rób karierę”.

Przeczytaj także:

100 stron goryczy

Tym samym dostajemy w „Przyjęciu” destylat bólu, żalu, złości, wściekłości ― zamknięty na zaledwie stu stronach, podany w zwartych zdaniach, wypełnionych goryczą. „Asymilacja, zachęcają cię do niej. Potem marszczą brwi. Powtarzają to jeszcze wielokrotnie. A przez cały czas po cichu, pod przykrywką tolerancji i pragnienia spójności, mówią: zniknij!”.

Natasha Brown swą tak zawiesistą, a zarazem ascetyczną narracją wpisuje się we współczesną opowieść o rasizmie, jaką snuje też Toni Morisson w zbiorze esejów zebranych w tomie „Samoszacunek” lub powieści „Najbardziej niebieskie oko”, albo James Baldwin w powieści „Gdyby ulica Beale umiała mówić”. Głos Brown współbrzmi z Kiley Reid, autorką powieści „Ten dziwny wiek”. W każdym z tych utworów słychać, jak po obu stronach Atlantyku „konserwatyści rozpływają się w zachwytach, ależ tak, ten kraj potrzebuje właśnie takich osób jak ja. (…) Zatroskani postępowcy mówią wprost: swoją nieetyczną działalnością zawodową szkodzę własnej społeczności. Chyba to rozumiem? Przecież moim podstawowym problemem jest bieda, a nie żaden kolor skóry!”.

Natasha Brown, Przyjęcie (Assembly)
Przełożyła: Martyna Tomczak
Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 14 czerwca 2023 r. 
ISBN: 9788367727785

In simple, chiselled sentences, Natasha Brown tells us about contemporary racism. The overt one, manifested by open contempt, but also the one hidden behind half-words, jokes or even the confusion caused by the appearance of a non-white person in snobbish company. Jakub Hinc writes about 'Assembly’.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading