Serial „The Mandalorian” to opowieść z czasu przełomu, gdy po wielkim kataklizmie jakim były rządy Imperium budować trzeba nową republikę, podejmując przy okazji próbę określenia na nowo tożsamości: jednostek, zbiorowości, całej galaktyki – pisze Przemysław Poznański.

„The Mandalorian”, którego premierowy sezon zadebiutował na platformie Disney+ w listopadzie 2019 roku, był pierwszym aktorskim serialem osadzonym w uniwersum „Gwiezdnych Wojen”, którego podwaliny stworzył w 1977 roku George Lucas. Nic dziwnego, że oczekiwania fanów były spore, szczególnie po ― nie do końca przychylnie przyjętych ― disneyowskich sequelach kultowej serii. Okazało się, że zawierzenie opowieści duetowi Jon Favreau i Dave Filoni opłaciło się – serial przywrócił „Gwiezdnym Wojnom” ich pierwotną magię. Głównie dzięki bezpośrednim nawiązaniom do filmów z lat 70. i 80, a szczególnie do „Powrotu Jedi” (Star Wars, Episode VI: Return of the Jedi, reż. Richard Marquand, 1983), rozgrywa się bowiem zaledwie pięć lat po pokazanych tam wydarzeniach, które zaowocowały upadkiem złowrogiego Imperium, śmiercią Dartha Vadera i zniszczeniem drugiej Gwiazdy Śmierci.
Oznacza to, że znów ujrzymy żołnierzy w strojach szturmowców, polecimy na Zewnętrzne Rubieże, spotkamy robota-łowcę IG, a nawet Bobę Fetta (debiutujący w tej roli Temuera Morrison, grający wcześniej ojca łowcy, Jango). Co więcej, pojawi się Moc, a wraz z nią Luke Skywalker o wykreowanej komputerowo twarzy Marka Hamilla sprzed czterech dekad. To już i tak sporo, choć jeszcze więcej smaczków zaoferuje spin-off serialu, czyli „Księga Boby Fetta”, rozgrywający się w realiach doskonale znanych z pierwszego aktu VI epizodu, a więc na Tatooine, głównie w pałacu wcześniej należącym do Jabby, a także na ulicach Mos Espa.
Kosmiczny western
Bohater serialu, Din Djarin, czyli tytułowy Mandalorianin (Pedro Pascal) to łowca nagród, samotnik, przemierzający w Brzeszczocie galaktykę w poszukiwaniu łotrów, na których ma akurat zlecenie – żywych lub martwych, albo zamrożonych w karbonicie. Gdy jednak pewnego dnia zostaje wynajęty przez resztki sił imperialnych, by odzyskać wrażliwe na Moc dziecko o imieniu Grogu, jego dotychczasowe życie legnie w gruzach. Dobro dziecka okaże się dla niego ważniejsze niż zapłata, a nawet strach przed gniewem zleceniodawców, w tym posiadacza mandaloriańskiego Mrocznego Miecza, Moffa Gideona (Giancarlo Esposito).
Utrzymany w konwencji kosmicznego westernu (szczególnie w pierwszym i drugim sezonie) serial staje się opowieścią o walce garstki bohaterów przeciw złu, które wydawało się pokonane, a które w ukryciu znów zaczyna rosnąć w siłę. Imperium, choć formalnie straciło władzę na rzecz Nowej Republiki, w istocie wciąż zwiera szyki, mając nadal po swojej stronie całe zastępy wiernych żołnierzy, a także wszystkich tych, którzy chętnie pomogą mu za odpowiednie wynagrodzenie.
Przeczytaj także:
W poszukiwaniu tożsamości
Narzucenie konwencji westernu ma swoje konsekwencje – oto samotny mściciel w każdym z odcinków zmierzyć musi się z nowym zdaniem, mniej lub bardziej groźnym, zwykle w jakimś sensie oznaczającym ochronę małej, zagubionej we wszechświecie społeczności. Cały czas jednak priorytetem jest dla niego ochrona powierzonego mu dziecka oraz przekazanie go w ręce rycerzy JediJedi.
A jednak przede wszystkim jest to opowieść o poszukiwaniu tożsamości, o chęci samookreślenia: bohaterów, zbiorowości, a nawet całej galaktyki, która odnaleźć się musi w nowych realiach. Szczególnie mocno wybuchnie ten wątek w sezonie trzecim, skupionym już głównie na chęci zjednoczenia rozproszonych po galaktyce Mandalorian i odzyskania przez nich swojej dawnej ojczyzny, czyli zdewastowanej przez Imperium planety Mandalore. Motyw ten tak naprawdę jednak wybrzmiewa już od początku całej serii, od chwili, gdy wraz z bohaterami musimy zadać sobie pytanie o to, kim w istocie są i kim chcą być.
Dylematy sieroty
Din Djarin nie jest bowiem Mandalorianinem z urodzenia – to znajda, przygarnięty przez ortodoksyjną frakcję, wyróżniającą się tym choćby, że żaden z jej członków nigdy nie zdejmuje przy obcych swojego hełmu, nie pokazuje innym swojej twarzy („Tak każe obyczaj”). Wierność temu aksjomatowi zostanie jednak w przypadku Din Djarina raz czy dwa wystawiona na próbę. Próbę tym trudniejszą w kontekście poznania roszczącej sobie pretensje do mandaloriańskiego tronu Bo-Katan Kryze (Katee Sackhoff) i jej towarzyszy, którzy hełmy traktują jedynie jako element zbroi, potrzebnej podczas walki.
Dylematy dotyczące tożsamości widać też na przykładzie postaci Grogu. Uratowany ze Świątyni Jedi adept Mocy jest zbyt młody (ma 50 lat, ale jego rasa jest długowieczna, żyje nawet tysiąc lat), by w sposób zdecydowany i jednoznaczny określić swoją przynależność: do Jedi, do Mandalorian, a może do zupełnie innej jeszcze społeczności.
Casus Nevarro
Tym, co szczególnie w serialu zaciekawia, a czego filmy Lucasa nie oferowały, jest pokazanie chaosu tworzenia się nowej władzy – z założenia demokratycznej, stanowiącej opozycję dla Imperium, a przecież ogarniętej wewnętrznymi niesnaskami, raz po raz tonącej w biurokracji, czasem niezdolnej przez to do zachowań zgodnych z mitem Nowej Republiki, wypracowanym podczas Rebelii, jak choćby do zaoferowania realnych środków defensywnych światom wyrwanym właśnie z rąk Imperium.
Widać to na przykładzie niechęci do obrony Nevarro przed piratami, skoro świat ten nie należy formalnie do międzyplanetarnego sojuszu Nowej Republiki, ale echa przejmowania starych nawyków poprzedniego reżimu wybrzmiewają też w historii dra Pershinga, specjalisty od genetyki i klonowania, poddanego przez nowe władze bezwzględnej reedukacji, niedopuszczającej naukowca do pracy zgodnej z jego wykształceniem.
Przeczytaj także:
Jednostka i galaktyka
Mimo przeniesienia części akcji trzeciego sezonu na Coruscant, i towarzyszącego temu scenograficznego rozmachu, „The Mandalorian” nie ma epickiego rozmachu serialu „Andor”, stanowiącego prequel do filmu „Łotr 1” (który sam jest prequelem do epizodu IV, czyli „Nowej nadziei”). Jest bowiem opowieścią inną, zdecydowanie bardziej kameralną, podobną bardziej do miniserialu „Obi-Wan Kenobi”, odwołującego się z kolei do wątków znanych z epizodu III i IV. Gdy „Andor” buduje opowieść o jednostce trochę przypadkowo wplątanej w znacznie większą, wielowątkową narrację o narodzinach buntu, Rebelii, to „The Mandalorian” skupia się na mikroskali, w której to najważniejsze są problemy jednostki, próbującej odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
Wszystkie te opowieści łączy jedno: jak bardzo fani „Gwiezdnych Wojen” nie czekaliby na nowe kinowe odsłony serii (wreszcie zapowiedziane), to aktorskie seriale z tego świata znakomicie wpisały się w opowieść wykreowaną niemal pół wieku temu przez George’a Lucasa, poszerzając nasze spojrzenie nie tylko na losy poszczególnych postaci, ale i na niezmiennie pogrążonej w konflikcie bardzo odległej galaktyki.
The Mandalorian
Twórca: Jon Favreau, na motywach „Gwiezdnych Wojen” George’a Lucasa
Disney +, USA 2019-2023
’The Mandalorian’ series is a story from the time of the turning point, when, after the great cataclysm that was the reign of the Empire, a new republic has to be built, at the same time attempting to redefine identity: of individuals, of collectives, of the entire galaxy, writes Przemysław Poznański.