Fantastyka jest przebraniem, metaforą pozwalającą przemycić ważne dla nas idee – mówili Barbara Mikulska i Wojciech Gunia, współautorzy powieści „Złodzieje motyli”. Premierowe spotkanie na Targach Fantastyki prowadził Przemysław Poznański z zupelnieinnaopowiesc.com.

„Złodzieje motyli” to powieść dla młodszej młodzieży, zapraszająca bohaterów i czytelników do przekroczenia granicy między światami: naszym i fantastycznym, między światem pozornie bezpiecznym a mrocznym. Oto rodzina nastolatki, Gosi Leszczyńskiej, przeprowadza się do innego miasta, gdzie ojciec dziewczyny dostaje etat nauczyciela w miejscowej podstawówce. Poznawanie nowego domu, nowego miasta, nowych osób, nieoczekiwanie dla dziewczynki zaowocuje odnalezieniem magii – w sobie i wokół, a także przekroczeniem granicy między wymiarami. Mrok, który tu znajdziemy, obecny jest jednak w obu światach, wszędzie tam, gdzie zabraknie nadziei, gdzie bohaterka spotka albo przerażające stworzenia, albo zetknie się z ciężką chorobą w rodzinie.
– To powieść dla osób w takim wieku, gdy człowiek zaczyna się w sposób bardziej świadomy mierzyć z życiowymi wyzwaniami, kiedy zaczyna zdawać sobie sprawę tego, że życie oferuje nie tylko łakocie, ale i zmartwienia – mówił Wojciech Gunia. Barbara Mikulska dodawała: ― Gosia jest zwykłą dziewczyną, która zaczyna sobie zdawać sprawę z pewnych swoich ograniczeń. I z tego, że czasem udaje się je przekroczyć, a czasem nie. Od tego właśnie zależy nasz rozwój – zaznaczała.
Przeczytaj także:
Fantastyka jako metafora
Zdaniem autorów gatunek fantastyki jest doskonałym narzędziem do opowiedzenia takiej historii. ― Fantastyka jest dla książki tym, czym jest ubranie dla człowieka. Albo przebranie. Piszesz o wróżkach, czy innych światach, ale przemycasz tam naprawdę swoje przemyślenia o tym świecie i bardzo realnych problemach. I prowokujesz czytelnika, żeby zastanowił się na tym, jak fantastyczna rzeczywistość odnosi się do jego własnej rzeczywistości – mówiła Barbara Mikulska. I dodała, że dając bohaterom nadprzyrodzone zdolności pozwala się im realnie wpływać na świat.
A jak zaznaczał Wojciech Gunia, fantastyka jest czasem jedynym sposobem na ukazanie pewnych problemów. ― Dla mnie fantastyka w literaturze to świetne narzędzie do poszerzania środków wyrazu. Pozwala przemycić pewne idee, które chodzą po głowie, w syntetycznej formie, dla której metaforą staje się element fantastyczny – mówił.

W poszukiwaniu mroku
Jak doszło do pisarskiej współpracy tej dwójki pisarzy? ― Zaczęłam pisać sama. Co więcej: w zasadzie napisałam całą powieść, ale nie byłam zadowolona z drugiej części. Zaczęłam tworzenie powieści od opisu bezpiecznego świata, kiedy w życiu bohaterów nie dzieje się jeszcze nic, co by istotnie wpływało na ich życia. Potem opisywany świat zaczął nabierać ciężkości. Tematy, które poruszamy, są poważne. To choroba, to śmierć. Przyznam, że pisanie o tym scedowałam na Wojtka. Moja część jest bardziej łagodna, pozytywna, pełna pozytywnego nastawieniem do świata – przekonywała. Jak mówiła, w pewnym momencie doszła do ściany, do muru, którego nie mogła przebić. ― Mam naturę optymistki, tymczasem w drugiej części chciałam pokazać ciemniejszą stronę życia. Pomyślałem, że muszę kogoś poprosić o współpracę – tłumaczyła Barbara Mikulska.
Prozę Wojciecha Guni znała, była bowiem redaktorką jego książki „Dom wszystkich snów”. ― To proza, której czytanie zmusza do robienia przerw, żeby zrzucić z siebie ten mrok, którym on otacza czytelnika. Pomyślałam, że byłoby cudownie, gdyby to właśnie Wojtek wziął się za moją książkę. Wiedziałam tylko, że będą musiała go pilnować, żeby za bardzo nie popadł w swoje klimaty. Chciałam mroku, ale jednocześnie musiałam pamiętać, że książka skierowana jest to młodego odbiorcy – mówiła Mikulska.

W poszukiwaniu wyzwań
Sam Gunia tłumaczył, że po „Domu wszystkich snów” też doszedł do ściany jeśli chodzi o tworzenie literatury grozy. ― Szukałem sobie różnych wyzwań. Zrobiłem „Złe wszechświaty”, książkę w bardziej multimedialnej formie i zastanawiałem się co dalej. Wtedy właśnie napisała do mnie Basia. Pomysł bycia współautorem i to książki dla młodzieży wydał mi się tak szalony, że musiałem się na niego zgodzić – przekonywał pisarz.
Dodawał, że było to dla niego doświadczenie zaskakująco komfortowe. ― Zwykle trzeba stworzyć całą fabułę i postaci. Potem osadzić je w jakimś kontekście, a tu wszystko dostałem. A ponieważ jednocześnie była to świetna historia i świetne postaci, w które od razu się wczułem, pisanie okazało się stosunkowo łatwe – opowiadał Gunia.
Pisać dla dzieci, czyli jak?
Ponieważ było to dla niego pierwsze zetknięcie z pisaniem dla młodzieży, zanim siadł do swojej części powieści, musiał przypomnieć sobie lektury, które czytał, będąc w wieku bohaterów. Tym, co towarzyszyło mu przez cały czas, było pilnowanie siebie, by tworząc dla młodszego odbiorcy nie obniżać poziomu. ― To byłoby bardzo protekcjonalne traktowanie drugiego człowieka. Oczywiście trzeba sobie zdawać sprawę, że młody czytelnik nie ma pewnego bagażu doświadczeń, może nie znać pewnych kodów kulturowych. Ale poza tym pisałem dokładnie tak samo jak dla czytelnika dorosłego.

Zdaniem autorów dzieciom opowiadać można w prozie o wszystkim. ― Wychowałam dwoje dzieci, mam wnuczka, zajmowałam się dziewczynką, która zainspirował mnie do napisania pierwszej książki, bajki „Myszka Hania”. Dzięki temu nauczyłam się rozmawiać z dziećmi w różnym wieku. Ale wiem też, że problemy, z którymi mierzyć się muszą bohaterowie książek, są zasadniczo zawsze takie same. Dziecko zresztą nie rozumie, że można o czymś nie rozmawiać, to my mamy w sobie te ograniczenia i unikamy niektórych tematów – tłumaczyła Barbara Mukulska.
― Staramy się dzieci długo chronić przed pewną wiedzą, ale tym samym wyrządzamy im krzywdę – mówił Wojciech Gunia. ― Chroniąc je, nie uczymy ich radzenia sobie w życiu, ale przyuczamy do wypierania świadomości istnienia problemu. Dlatego pisząc „Złodziei motyli” z premedytacją poruszaliśmy tematy trudne, byle w sposób, który jest przyswajalny dla czytelnika. To tematy przemijania, konieczności radzenia sobie ze stratą bliskiej osoby – zaznaczał autor.
Kto okrada nas z marzeń?
Tytułowi złodzieje motyli – w powieści Pan Czarny i Pan Szary ― to metafora. ― Dla mnie to proza życia, która nas odziera z tego w co wierzymy, o czym marzymy, czego pragniemy ― tłumaczyła Mikulska. ― Bo życie nas powolutku odziera z naszych marzeń i z tego, co sobie wyobrażamy, że możemy w tym życiu zrobić, osiągnąć. W dół ściąga nas otoczenie, pozwalamy się okraść z marzeń, uznając w pewnej chwili, że nie warto próbować zrealizować tego, co zamierzaliśmy. A przecież trzeba myśleć pozytywnie, bo może jednak nam się uda – przekonywała pisarka.
Według Guni tłamsi nas od dzieciństwa proces socjalizacji. ― To obróbka skrawaniem, człowieka docina się do form, do oczekiwań. Przede wszystkim do cudzych oczekiwań, co jest chyba najbardziej tragiczne. Kiedy w człowieku obumiera gen marzyciela, to umiera w nim też wrażliwość. Gdy ktoś okrada nas z energii potrzebnej do tego, żeby realizować marzenia, to zamykamy się w wewnętrznej skorupie i gaśniemy – tłumaczył Gunia. I dodawał: ― Trzeba mieć odwagę, żeby coś zrobić, żeby nie słuchać tego głosu powtarzającego „z czym do ludzi!”. Dołująca jest świadomość, że bylibyśmy może w zupełnie innym miejscu naszego życia, że może zrobiliśmy coś naprawdę pięknego, gdyby nie ci, którzy wmawiali nam, że jesteśmy malutcy i nie mamy podskakiwać – mówił.
Marzenie o motylu
Oboje przekonywali, że warto nie ulegać „złodziejom motyli” i pielęgnować w sobie marzenia. ― Całe życie chciałam napisać i wydać książkę. Nie składało się, aż w końcu udało mi się, gdy już zrezygnowałam z pracy zawodowej – mówiła Mikulska. Innym z jej marzeń było… zrobienie sobie tatuażu. ― Marzyłam o tym od bardzo wczesnego dzieciństwa. Wszyscy mi jednak powtarzali, że to nie wypada, że jak ja będę wyglądać! – opowiadała.
Gdy przeszła na emeryturę, przestała się przejmować takimi opiniami. ― Zrobiłam sobie tatuaż niebieskiego motylka. To było jedno z tych fajnych marzeń, które zostały ze mną przez całe życie i które spełniłam. W pewnym momencie pomyślałam, że sporo ludzi ma takie marzenia, które z czasem udaje się spełnić, ale i takie, których spełnić się nie udaje. To był w zasadzie impuls do napisania tej książki – opowiadała pisarka.

Ciąg dalszy nastąpi?
„Złodzieje motyli” kończą się taki sposób, że choć wszystkie istotne wątki zostają rozwiązane, możliwe jest też kontynuowanie tej opowieści. ― Miałam pomysł, żeby tę historię pociągnąć dalej. Zresztą zachęca nas do tego Joanna Czarkowska, nasza wydawczyni z Wydawnictwa Alegoria Może z innymi bohaterami, ale w tym samym świecie. Na razie jednak oboje doszliśmy do wniosku, że historia jest zbyt oryginalna, zbyt świeża, by powielać ją w kontynuacji – mówiła Barbara Mikulska. Ale natychmiast zastrzegała: ― Nie zarzekam się jednak, że nie zmienimy zdania.
Wojciech Gunia przekonywał, że sama współpraca bardzo mu się podobała. Do tego stopnia, że chętnie podjąłby się jej znowu, choć nie musi to być kontynuacji „Złodziei motyli”. ― Od lat zmagam się z pewną powieścią, której nie mogę dokończyć. Może poproszę Basię o zrewanżowanie się i pomoc przy pisaniu mojej książki. Pisanie z kimś było bardzo fajnym doświadczeniem.
Barbara Mikulska i Wojciech Gunia – premiera „Złodziei motyli” na Targach Fantastyki
Warszawa, Expo XXI, 15 kwietnia 2023
Prowadzenie spotkania: Przemysław Poznański
’Fantasy is a disguise, a metaphor allowing us to smuggle in ideas that are important to us,’ said Barbara Mikulska and Wojciech Gunia, co-authors of the novel 'Złodzieje mkotyli’ (The Butterfly Thieves). The premiere meeting at the Fantastyka Fair was hosted by Przemysław Poznański of zupelnieinnaopowiesc.com.