Gaja Grzegorzewska zabiera nas w daleką przyszłość i głęboki kosmos, by eksplorować granice „człowieczeństwa”. Nie tego zadekretowanego w często opresyjnym prawie, ale tego, które na to miano w istocie zasługuje – o „Selkis” pisze Przemysław Poznański.

Jest tu opowieść o zdradzie, nienawiści, zemście, ale też o miłości… ponad gatunkami. Jest też doskonały fantastycznonaukowy anturaż, przemyślany i konsekwentny, który Gai Grzegorzewskiej pozwolił na zbudowanie koherentnej wizji kosmosu i zamieszkujących go ras. Kryje się jednak pod tą fantastyczną warstwą także opowieść feministyczna, a może po prostu humanistyczna, bo skupiona na zderzeniu świata opresyjnej władzy z jednostkami, które w jej ocenie nie zasługują na prawo do nazywania siebie ludźmi, czy raczej na prawo bycia uznanym za kogoś, komu należy się traktowanie na równi z ludźmi. Czytać więc można te książkę jako opowieść o uzurpowaniu sobie prawa do segregowania jednostek na te lepsze i te gorsze, i o budowaniu na tym fundamencie ściśle zhierarchizowanego świata, w którym ci gorsi bez szemrania muszą się podporządkować narzucanym im przez „prawo” sztucznym normom.
Jako się rzekło, Grzegorzewska wszystkie te tropy zanurza w gęstej, przemyślanej fabule ściśle gatunkowej, rozgrywającej się w XXXI wieku w kosmosie, a w zasadzie na Starcastle, gwiezdnym okręcie wojennym Zjednoczonego Sojuszu Układu – jedynym ocalałym z wojny z Obcymi oraz na Scarlett – statku kosmicznym ekspansywnego Konsorcjum Handlowego.
Ta figura nie do końca określonych Obcych przeciwstawionych figurze „oblężonej twierdzy”, czy raczej „Gwiezdnej Twierdzy”, jest dla powieści kluczowa. Dzięki temu zabiegowi autorce udaje się ukazać doskonale sens opowiedzianej tu uniwersalnej historii walki tego, co zamknięte, skostniałe, ubrane w sztywny uniform zasad i reguł, z tym, co wolne, lub dojrzewające do wolności, wyzwolone z pęt czy to oprogramowania, czy społecznych uwarunkowań wynikających z dyskryminacji połciowej lub rasowej.
Konflikt na Starcastle
Na bardzo podstawowym poziomie narracji – zupełnie niepretekstowej, bo bogatej w akcję i dającej satysfakcję czytelnikowi oczekującemu dobrej prozy SF – jest „Selkis” opowieścią o bohaterce rasy Scorp, która w towarzystwie humanoidalnego robota ucieka z uszkodzonego statku handlowego na okręt wojenny Układu, oferując, w zamian za pozwolenie na zadekowanie się, unikatowy system maskujący, pozwalający uniknąć zniszczenia przez Obcych. Retrospekcje pozwolą nam poznać powody tego kroku, główna oś fabularna ukaże zaś ten konflikt, jaki zrodzi się na Starcastle w wyniku przybycia na pokład osób spoza armii – owo ścieranie się racjonalizmu i pragmatyzmu jednych przedstawicieli załogi z atawistycznym wręcz lękiem i nienawiścią drugich. I w końcu pozwoli też poznać efekty tego konfliktu.
Przeczytaj także:
Tak opowiedziana fabuła byłaby zapewne wystarczająca, by przykuć uwagę czytelników, ale w opowieści Grzegorzewskiej jeszcze ciekawsze wydają się przyczyny i rozmiar konfliktu. Oto bowiem w zastanej kosmicznej rzeczywistości ludzie nie są jedyną myślącą rasą, dzieląc się – mniej lub bardziej chętnie – miejscem z inteligentnymi robotami oraz właśnie rasą Scorpów. W obu przypadkach jest to akceptacja innych gatunków obarczona daleko posuniętą, ściśle rasistowską warunkowością. Dopuszczenie ich do wspólnego stołu jest możliwe tylko wtedy, gdy staną się z grubsza przynajmniej podobnymi do ludzi – okryją metalowy szkielet sztuczną skórą (roboty), albo przejdą skomplikowane chirurgiczne zabiegi humanoplastyki (Scorpy) w tym choćby usunięcie ogona.
Pogarda i bunt
Selkis, tytułowa bohaterka powieści, jest Scorpem, ale nie poddała się interwencji chirurgicznej i wciąż ma ogon oraz inne atrybuty świadczące o jej „nieuczłowieczeniu”. W sposób oczywisty jest zatem buntowniczką, która zresztą swój protest, niezgodę na zasady brutalnie niszczące tożsamość jej pobratymców, przypłaciła poniżającą karą, przewidzianą w rasistowskim prawie stworzonym przez aparat represji. Buntuje się też jej towarzysz, przyjaciel – robot Lucius Andronicus – stygmatyzowany tu w dwójnasób. Owszem, samoświadome roboty są (prawie) pełnoprawnymi członkami społeczeństwa, jednak przeszłość Luciusa jako seksrobota kładzie się niejednokrotnie cieniem na jego późniejszej pracy w strukturach armii, a w zaakceptowaniu go nie pomaga też jego pogarda wobec zewnętrznych oznak antropomorfologicznych, takich jak skóra, której braki nie zawsze uzupełnia. W obu przypadkach to w sposób oczywisty najbardziej zewnętrzny przejaw buntu jednostki wobec reguł wtłaczających każdego w te same ramy społecznych norm.
Ale konflikt przebiega w powieści Grzegorzewskiej także szerzej – nie tylko na linii rasy albo przynależności lub nieprzynależności do Układu, jako samozwańczego twórcy i strażnika opresyjnych zasad. To także konflikt starszy, niejako przyrodzony ludzkiej rasie, wynikający z mizoginii, chęci poniżania innej osoby tylko z tego powodu, że jest kobietą. Podwójna stygmatyzacja dotyka więc także Selkis, która doświadcza przemocy i pogardy zarówno jako Scorp, jak i jako kobieta, a przynależność dręczyciela do jakiejkolwiek formacji – czy to wojskowej, czy cywilnej – ostatecznie okazuje się tu mniej istotna.
Przeczytaj także:
Grzegorzewska zabiera nas bowiem w ów daleki kosmos, by poszukać granic „człowieczeństwa”. By po pierwsze ukazać jego wąskie rozumienie, wynikające z zapisów prawa, które siłą rzeczy – jak każda norma – musi działać wykluczająco, ale także ukazać odhumanizowanie tych, którzy mają się za lepszych. Po drugie przeciwstawia autorka postawom antropocentrycznym inne spojrzenie, pozwalające na szerokie rozumienie pojęcia „człowieka” (z braku lepszego słowa), jako istoty myślącej, samoświadomej, nieograniczonej płcią, rasą czy jakąkolwiek inną cechą ściśle humanoidalną.
Dyktat mniejszości
Te uniwersalne konflikty i ich absurd brzmią w naszych uszach jeszcze głośniej, gdy okaże się, że poniżające i wykluczające zasady reprezentowane są de facto przez mniejszość, która jednak wciąż może sobie pozwolić na wiele, niejako siłą rozpędu (jeszcze niedawno była większością). Świat powieści jest w pewnym sensie postapokaliptyczny, mamy wszak do czynienia z, najprawdopodobniej, ostatnim statkiem Układu, funkcjonującym na obrzeżach nieistniejącego już starego wszechświata, co sprawia, że sztywne zasady, według których się ów wszechświat rządził, stają się nagle parodią samych siebie, sztucznie i niepotrzebnie konserwowaną zaszłością. Co więcej, okazują się one też zagrożeniem dla samego Starcastle, zastygłego w prawach, które nijak nie przystają do wykreowanej przez rzeczywistość nowych okoliczności, czy może zresztą po prostu do rzeczywistości jako takiej. Ale nic dziwnego: „oblężona twierdza” jest przecież konstrukcją, która woli tkwić w skostniałym status quo niż uznać stary układ za wadliwy.
„Selkis” to doskonałe SF, ale to przede wszystkim ponadgatunkowa opowieść o niezgodzie na wykluczenie, segregowanie, na nienawiść.
Gaja Grzegorzewska, Selkis
Wydawnictwo Literackie, Kraków, 9 marca 2022
ISBN: 9788308075098
___________________
Gaja Grzegorzewska takes us into the distant future and deep outer space to explore the limits of „humanity”. Not the one decreed in often oppressive law, but the one that deserves the name – Przemysław Poznański writes about „Selkis”.