Jej nazwisko w krótkim czasie stało się jednym z najgorętszych na polskiej scenie literatury kryminalnej, choć debiutowała zaledwie rok temu, a wcześniej jej pierwszą powieść wydawnictwa zgodnie odrzuciły. Dziś ma na koncie już trzy doskonale przyjęte książki, laur Kryminalnej Piły i nominację do Nagrody Wielkiego Kalibru. Kim jest Anna Rozenberg? Sprawdza Przemysław Poznański.

Sobota, 2 kwietnia 2022 roku musiała być dla niej jednym z najważniejszych dni w dotychczasowym pisarskim życiu. Podczas wieczornej gali festiwalu Kryminalna Piła miało paść nazwisko autora najlepszej polskiej miejskiej powieści kryminalnej. Nazwiska nominowanych musiały onieśmielać: Ćwirlej, Małecki, Stelar, Żarski. I ona – Anna Rozenberg, nominowana za „Punkty zapalne” (2021), drugi tom serii rozgrywającej się w angielskim Woking (gdzie na co dzień mieszka też autorka), w którym kryminalne dochodzenia prowadzi inspektor David Redfern. Gdy okazało się, że wygrała, nie była w stanie uwierzyć.
– W jury były osoby, które od zawsze podziwiałam, więc nic dziwnego, że gdy wchodziłam na scenę, zaparło mi dech – wspomina. I dodaje: – Statuetka stoi na półce i gdy na nią patrzę, uśmiecham się do niej szeroko – mówi. Ale przekonuje, że wygrana była dla niej totalnym zaskoczeniem. – Choć i dowodem, że warto w siebie wierzyć i próbować, próbować, próbować. Do upadłego.
Robert Ostaszewski, krytyk literacki, pisarz, juror Kryminalnej Piły: – Mogę chyba zdradzić, że w dziesięcioletniej historii nagrody było to prawdopodobnie najszybsze, najbardziej dla wszystkich oczywiste wskazanie zwycięzcy. Dlaczego? Bo to literacko solidna robota, a poza tym powieść, która doskonale wpisuje się w idee naszej nagrody, łącząc miejsce, w którym rozgrywa się fabuła, z wynikającą wprost z tego miejsca kryminalną intrygą – mówi nam.
W stronę snu

O Annie Rozenberg miłośnicy kryminału usłyszeli po raz pierwszy w 2010 roku, kiedy znalazła się w gronie zwycięzców organizowanego przez Międzynarodowy Festiwal Kryminału we Wrocławiu konkursu na opowiadanie kryminalne. Powtórzy zresztą ten sukces jeszcze trzykrotnie, a jedno z jej zwycięskich opowiadań ukaże się w 2015 roku w antologii „Czas zbrodni”, będącej konkursowym „the best of”.
– Po tych czterech zwycięstwach więcej mnie już nie chcieli – śmieje się Anna Rozenberg. Na pewno za to chciał ją ktoś inny. Gdy w 2017 roku ukazał się tom opowiadań „Nikomu się nie śniło”, Rozenberg znalazła się w gronie dziewiętnastu młodych, często jeszcze słabo znanych autorów i autorek, których do współpracy zaprosiła Katja Tomczyk, pisarka, inicjatorka wcześniejszego, świetnie przyjętego tomu „Autostop(y)”.
– To był pomysł Roberta Małeckiego – przyznaje Rozenberg. Małecki, dziś niekwestionowana gwiazda polskiego kryminału, ale i wówczas autor już doskonale znany miłośnikom gatunku, poznał pisarkę właśnie przy okazji wrocławskiego konkursu na opowiadanie. – On sam brał udział w tym przedsięwzięciu i od słowa do słowa spytał, czy też nie chciałabym spróbować. Uznałam to za dobry pomysł, więc Robert polecił mnie Kati – wspomina.
Tom okazał się w pewnym sensie kuźnią talentów. Znajdziemy tu opowiadanie Małeckiego, ale i Elżbiety Łapczyńskiej, która w 2020 roku zaskoczyła wszystkich fenomenalnym debiutanckim „Bestiariuszem nowohuckim”, wyróżnionym Nagrodą Conrada, nominowanym do Gdyni i Nike. Opowiadania zamieściła tam też choćby Katarzyna Kowalewska, dziś znana autorka powieści obyczajowych i Hanka V. Mody, która w 2018 roku wydała niezwykle ciekawy tom opowiadań „Chciałbym, żebyś mnie napisała”.
Rozenberg zamieściła tam opowiadanie „Senariusz”, osadzone w świecie umysłu dotkniętego niewyobrażalną osobistą tragedią, umysłu, który w reakcji na doświadczone zło sieje wokół siebie zamęt i zniszczenie. Rozenberg w sposób wyraźny odchodzi w tym opowiadaniu od kryminału na rzecz prozy psychologicznej, zgłębiającej źródła naszych lęków.
– Chciałam eksperymentować, a zaproponowana dla całego tomu przewodnia idea snu pociągała mnie. Uznałam, że tym razem nie muszę wciskać na siłę kryminału, który co prawda jest mi najbliższy, ale nie wyklucza szukania też innych form pisarskiej ekspresji – zapewnia pisarka. Podczas spotkania promującego tom zwierzała się też: – Pisanie tego opowiadania było trochę jak robienie warkocza dobieranego: kosmyk, kosmyk, pleciemy, pleciemy, a na koniec bierzemy spineczki, przypinamy i jest opowiadanie.
Proza do szuflady

Choć tam naprawdę szukając źródeł twórczości Anny Rozenberg sięgnąć trzeba pamięcią do roku 2013. To wtedy bowiem, w lokalnej prasie częstochowskiej (z tego miasta pochodzi pisarka), w tym w czasopiśmie „7 dni”, ukazały się terapeutyczne bajki dla dzieci. Podczas wspomnianego spotkania wokół „Nikomu się nie śniło”, tak o tym mówiła: – Zaczęłam pisać te bajki terapeutyczne dla siebie i dla swojego dziecka. Jedna z bajek ukazała się drukiem w Częstochowie i przez aktorów tamtejszego teatru została zaadaptowana na potrzeby przedstawień pokazywanych w hospicjach.
Także w tym czasie musiały powstawać już opowiadania kryminalne, których bohaterem był Bohdan Siwiaszczyk, policjant, którego czytelnicy powieści Anny Rozenberg doskonale znają – to dziadek głównego bohatera, choć z obecnym Siwiaszczykiem niekoniecznie łączy go metryka, bo jest od niego o prawie dwadzieścia lat młodszy. Autorka zastrzega, że te opowiadania powstawały wyłącznie do szuflady i tam jest ich miejsce. O mały włos taki sam los spotkałby jednak nagrodzone w Pile „Punkty zapalne”.
To drugi tom serii – opowieść, która w warstwie kryminalnej koncentruje się na poszukiwaniach w Woking dziewczynki, córki polskich imigrantów, najprawdopodobniej porwanej sprzed domu przez kogoś, kto wykorzystał chwilę nieuwagi opiekunki. Sprawę prowadzi David Redfern, policjant o polskich korzeniach, który jednocześnie mierzyć się musi z inną zagadką – brutalnym zabójstwem w rodzinie imigrantów z Syrii, a także osobistymi lękami. Ktoś bowiem najwyraźniej obrał go sobie za cel, a kierowane pod adresem policjanta groźby szybko przeobrażają się w groźne w skutkach czyny.
W warstwie społecznej kryminał Rozenberg staje się jednak głównie opowieścią o najniższych ludzkich instynktach, którym w sposób szczególny sprzyja „małomiasteczkowy smrodliwy klimacik”. Tu, gdzie wiele spraw najchętniej zamiata się pod dywan, gdzie – mimo że przecież rzecz rozgrywa się w Anglii – na porządku dziennym są zachowania ksenofobiczne czy homofobiczne żarty, a standardy politycznej poprawności niejednokrotnie przekształcają się w małomiasteczkową parodię zasad, które przyświecały ich twórcom.
„Punkty zapalne” to zatem – zgodnie z tytułem – powieść o miejscu, w którym gdzieś pod warstwą pozorów, niebezpiecznie się iskrzy i gdzie prędzej czy później dojść musi do wybuchu. A jednak niewiele brakowało, by powieść ta nigdy się nie ukazała. Zgodnie odrzuciły ją bowiem wszystkie wydawnictwa, do których trafiła. Bo choć dziś jest to drugi tom cyklu, to pierwotnie właśnie ta powieść była pierwszą książką napisaną przez Rozenberg.
Nieustanne zaskoczenie

– Po tym doświadczeniu rzuciłam powieść w kąt i uznałam, że nie chcę z nią mieć więcej nic do czynienia. Kosztowała mnie dużo energii i czasu, mnóstwo żmudnego reasearchu i zaangażowania – wspomina. Po namowach znajomych uznała, że w takim razie czas napisać coś innego. Tak powstały „Maski pośmiertne” (2021) – jej debiut książkowy, powieść, którą z kolei chciały wydać aż trzy wydawnictwa.
Rozenberg pokazuje w niej, że przeszłość lubi o sobie przypominać i to najczęściej w mało przyjemny sposób. Redfern dopiero przybywa do Woking z Guildford, które opuszcza, po tym, jak w czasie akcji mającej na celu udaremnienie zamachu w miejscowej katedrze, zastrzelił swojego byłego partnera Adriana Bonesa. Śledztwo wydziału wewnętrznego oczyściło co prawda inspektora z zarzutów, ale nie oznacza to, że potrafi on przejść nad tym wydarzeniem do porządku dziennego. Po pierwsze śmierć przyjaciela odzywa się wciąż wyrzutami sumienia, po drugie w Dover właśnie odnalezione zostają zwłoki topielca i nie ulega wątpliwości, że jest to ciało… Bonesa.
Redfern nie może jednak poświęcić się tej sprawie – przydzielony zostaje bowiem do dochodzenia w sprawie tajemniczej zbrodni, której dokonano w miasteczku. Oto znalezione zostają zmasakrowane zwłoki kobiety, której tożsamość zostaje szybko potwierdzona. To Polka, Bożena Sokolińska. Co więcej, wszystko wskazuje na to, że mąż zamordowanej, również Polak, zniknął bez śladu. Czy to on stoi za zabójstwem? A może wręcz przeciwnie – może też jest ofiarą?
O sile tej książki – która podczas lektury wciąż przywodziła mi na myśl najlepsze brytyjskie i skandynawskie seriale kryminalne – świadczy przede wszystkim to, że „Maski pośmiertne” okazują się szybko opowieścią, w której intryga, nawet jeśli doskonale skrojona, nie przysłania w żaden sposób tej warstwy powieści, która pozwala nam odkryć całą złożoność tak psychologii bohaterów jak i obyczajowo-historycznego tła, w którym muszą się oni poruszać.
„Maski” trafiły do Czwartej Strony i utorowały drogę rzuconym wcześniej w kąt „Punktom zapalnym”, które właśnie w tym miesiącu znalazły się też na długiej liście nominowanych do Nagrody Wielkiego Kalibru. Obok powieści takich autorów jak Wojciech Chmielarz, Joanna Jodełka, Anna Kańtoch, Bartosz Szczygielski czy Jakub Żulczyk.
– Sodówa nie uderzyła mi do głowy – śmieje się pisarka. – Wrażeniem, które mi towarzyszy, jest nieustające totalne zaskoczenie – przyznaje.
Redfern z tyłu głowy

Trzecim tomem z serii są „Wszyscy umarli” (2022). Autorka przyznaje, że napisała tę powieść w cztery miesiące, choć potem trwał jeszcze żmudny proces redakcji.
– Chciałam, żeby powieść była tak dopracowana jak poprzednie, miała odpowiedni rys. W żadnym wypadku nie pozwoliłabym sobie odejść od wcześniejszej jakości, nigdy nie poszłabym na łatwiznę – przekonuje.
„Wszyscy umarli” są historią skrojoną według najlepszych wzorców kryminału, skupioną w zasadzie na pozbawionym szans starciu jednostki z machiną władzy, czy też bardziej z możnymi tego świata i murem, za którym ukryta jest sieć ich wzajemnych układów, a o który łatwo rozbić głowę. Punktem wyjścia powieści jest śmierć hodowcy koni i miejscowego dziwaka Kennetha O’Malleya. Nie ulega wątpliwości, że mężczyzna został zamordowany, a jego zwłoki zostają potraktowane bez choćby odrobiny szacunku. Szok, jaki towarzyszy miejscowym w związku z tą zbrodnią, szybko jednak przykryty zostaje zmową milczenia. Redfern musi więc stawić czoła kłamstwom i przeinaczeniom, zanim dotrze do tych, którym śmierć hodowcy mogła być na rękę.
Ten wątek przeplata jednak autorka z wątkiem osobistego śledztwa, jakie Redfern prowadzi od czasu niespodziewanego wątku, który poznajemy na zakończenie „Masek pośmiertnych”. I ostatecznie ów wątek okazuje się tu tym, który wieść ma nas ku kolejnym odsłonom serii, książka bowiem – dając wyjaśnienie śmierci O’Malleya – zostawia nas jednocześnie w sporej niepewności co do dalszych losów głównego bohatera.
– Początkowo miało być pięć tomów z Redfernem. Gdy doszły „Maski pośmiertne”, planowana seria urosła do sześciu części – tłumaczy Anna Rozenberg. Zaznacza, że to cykl zamknięty, chyba że ulegnie namowom, by powstała też powieść, w której Redfern przyjeżdża do Polski, by skonfrontować jej realia z tym, co opowiada mu na co dzień dziadek – jego nie tylko najbliższy żyjący krewny, ale i poniekąd mentor, mistrz w policyjnym fachu, z którym inspektor z Woking niejednokrotnie się konsultuje.
Ale na czwarty tom chwilę jeszcze poczekamy. Doświadczenie z pisania opowiadania do tomu „Nikomu się nie śniło” nie dało bowiem o sobie zapomnieć.
– „Senariusz” spotkał się wtedy z bardzo dobrym odbiorem. Dlatego łatwiej było mi zaaprobować propozycję napisania thrillera psychologicznego. Właśnie go tworzę, z lekkim niepokojem patrząc na zbliżający się dedlajn. Na szczęście dobrze mi idzie, nawet jeśli czasem zaskakująco ciekawe okazują się filmiki z kotami na YouTubie – śmieje się pisarka.
A Redfern? Na chwilę wrócił w opowiadaniu „Śnieżnoczerwony” zamieszczonym w tegorocznej antologii „Zimno, zimniej, zbrodnia”, ale jako… dziecko, świadek pewnego wydarzenia, które potem – już w powieściach – powraca raz po raz jako osobista trauma bohatera.
– Nawet teraz, myśląc o bohaterce thrillera, z tyłu głowy mam policjanta z Woking i zastanawiam się, co takiego właśnie knuje i w jakie kłopoty go w przyszłości wciągnąć – przyznaje Anna Rozenberg.
______________________
Her name soon became one of the hottest on the Polish crime fiction scene, although she made her debut only a year ago, and before that her first novel was unanimously rejected by the publishing houses. Today, she already has three well-received books to her credit, the laurel of the Kryminalna Piła (Criminal Piła) and a nomination for the Nagroda Wielkiego Kalibru (Great Calibre Award). Who is Anna Rozenberg? Przemysław Poznański checks.