recenzja

Kryzys miasta, masy, maszyny | Elżbieta Łapczyńska, Bestiariusz nowohucki

Elżbieta Łapczyńska oferuje nam wyjątkowe spojrzenie na to, co uważamy za brzydkie i na to, co wydaje się być piękne. Dzięki jej poetyckiemu i sensualnemu językowi możemy zanurzyć się w świat Nowej Huty bez uprzedzeń, bez oceniania, z niewinnością przybysza z innego wymiaru – o „Bestiariuszu nowohuckim” pisze Malgorzata Żebrowska.

Jednym z założeń awangardy krakowskiej, której hasło: „miasto, masa, maszyna” zostało zawarte w manifeście stworzonym przez Tadeusza Peipera, było zbliżenie rytmu poezji do rytmu prozy. Po niemal wieku od powstania tej grupy literackiej Elżbieta Łapczyńska eksploruje kierunek odwrotny, nakreślając poetyckim, niezwykle plastycznym językiem sylwetki pracowników, a zarazem mieszkańców Nowej Huty.

„Bestiariusz nowohucki” to proza, którą traktować można jako powieść, ale i jako zbiór przenikających się i zazębiających opowiadań. Od formy ważniejsze jest jednak to, że Łapczyńska kreśli tu obraz ludzi złamanych przez wojenny i powojenny los, którzy zasilają szeregi pracowników monumentalnej huty stali. Nowa Huta – zarówno fabryka, jak i osiedle – powstały w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku jako ważna część planu sześcioletniego, stworzonego przez komunistyczna władzę. Wielki kombinat potrzebował wielu ludzi do pracy. Jak to zwykle bywa, zatrudniono osoby nie mające wiele do stracenia, przybywające z całej Polski, często dotknięte traumą. I głównie takie sylwetki poznamy na kartach zbioru, takim „bestiom” będziemy się przyglądać.

Co zobaczymy? Ludzi, którzy wciąż ćwiczą się w sztuce przetrwania: niewiele oczekujących od życia i niewiele dostających. Przyzwyczajonych do otrzymywania „nakazu pracy”, do słuchania rozkazów i poleceń. Ludzi, dla których rozczarowanie codziennością jest jak chleb powszedni – a nawet bardziej pewne niż on. Rozpamiętujących te kilka momentów z przeszłości, gdy byli naprawdę szczęśliwi. I trzymających się mizernego, smutnego życia z zapalczywym uporem. Im wszystkim – ofiarom bezlitosnej rzeczywistości – autorka złożyła hołd, kreując przejmujący i bolesny obraz.

Elżbieta Łapczyńska oferuje nam wyjątkowe spojrzenie na to, co uważamy za brzydkie i na to, co wydaje się być piękne. Dzięki jej poetyckiemu i sensualnemu językowi możemy zanurzyć się w świat Nowej Huty bez uprzedzeń, bez oceniania, z niewinnością przybysza z innego wymiaru. Nowa  Huta – jak nowy świat – ma własne reguły i własny koloryt, przekornie podkreślony amarantową okładką, która zapewne żadnemu czytelnikowi nie kojarzy się z ciężką pracą w przemysłowym kombinacie.

Po siedemdziesięciu latach od wybudowania Nowej Huty mamy do czynienia z głębokim kryzysem i dewaluacją kapitalizmu. Rozdźwięk między entuzjazmem „miasta, masy, maszyny” i dzisiejszą rzeczywistością jest aż nadto bolesny. Autorka, tytułując swój zbiór „Bestiariuszem”, pozostawiła przestrzeń na pytanie: kto (co?) jest bestią? Czy aby na pewno człowiek? A może jest nią sama Nowa Huta i założenia planu sześcioletniego? Paskudne warunki pracy, w których przyszło funkcjonować wówczas robotnikom? Nie sposób uciec od tych pytań, które, być może, towarzyszyły samej pisarce.

Poezja w prozie, unikalny język i nowe spojrzenie na wielokrotnie podejmowany temat to potrójne osiągnięcie debiutującej Łapczyńskiej (debiutującej książką, bo publikowała już opowiadania, choćby w antologii „Nikomu się nie śniło”, Czwarta Strona 2017). Niewielka książeczka zdecydowanie pobudza apetyt na więcej. Według autora „Siekierezady”, który z równą pasją opisywał trud pracy fizycznej, „wszystko jest poezją”. Elżbieta Łapczyńska udowodniła to w pięknym stylu.

Elżbieta Łapczyńska, Bestiariusz nowohucki
Biuro Literackie, Stronie Śląskie 2020

%d bloggers like this: