felieton

Niemajówka | Felieton Dawida Kornagi | #przerwanysenkornagi

Bez względu na destynację, zacznijmy tę niemajówkę z uśmiechem. Nawet lekko wymuszonym jak u Mony Lisy. Jak komuś coś nie wyjdzie, proszę pamiętać, ostrzegałem – pisze Dawid Kornaga.

Dawid Kornaga, fot. Rafał Meszka dla zupelnieinnaopowiesc.com

Odpoczywać trzeba, ale nie sposób odpocząć od codziennych relacji o rosyjskim bandytyzmie. Nikt o niego nie zabiegał, on zrodzony z czystego imperialnego zła sam się wprosił na ziemie Ukrainy. Oby wkrótce nieproszony gość dostał mocno tam, gdzie zasługuje i uciekł do swojej pieczary na długie dziesięciolecia. Na tę jednak chwilę nawet tak upragniona majówka staje pod znakiem zapytania.

Oczywiście, zależy dla kogo. W końcu wspierając turystykę, wspieramy budżet. Wyjeżdżając, rezerwując, tankując, biesiadując dajemy zarobić innym, co napędza rynek pracy. Zapewnia konkretne zatrudnienie, również uchodźcom. Rozkręca przeróżne lajfstajle, pozwala przegnać pesymistyczne nastawienie, daje radość bliskim, rozwesela dzieci. Podróże bowiem nie tyle kształcą, co kształtują – wielu z nas na nowo. Czego więcej trzeba do szczęścia po dwóch latach pandemii, a teraz na dokładkę prawdopodobnie największej tragedii w pierwszej połowie dwudziestego pierwszego wieku? Której również doświadczamy, nie wiedząc, jak to wszystko się skończy i czy się skończy.

Więc w pierwszym odruchu nie namawiam do majówkowej ascezy turystycznej, padnięcia na worek pokutny i odprawiania litanii żalów za codzienne, paraliżujące ciało i umysł bestialstwo na jakże bliskim wschodzie. Nie możemy się zatrzymać, stopniowo opaść z sił, rozłożyć bezradnie ręce nad złem tego świata, szczególnie rosyjskim złem tego mira. Wtedy przegramy po całości. W drugim odruchu sam czuję dysonans – wyobrażam sobie, że przybywam teraz do mojego ukochanego Berlina. Właśnie na majówkę, naszą słynną, pachnącą grillem i lagerem majówkę, którą często z naturalną nonszalancja przenosimy za granicę w ramach koncyliacyjnego polskiego mira

Berlin. Przybywam, spotykam się z przyjaciółmi, krążę, ogarniam, notuję. Odświeżam lokalizacje, które kiedyś zainspirowały mnie do napisana powieści Berlinawa. Spaceruję po nowych ekoprzyjaznych osiedlach, odwiedzam nowe knajpy, wracam też do zasłużonych starych, które wpisały się trwale na kartach powieści. Ich bin da na całego! Czyżby? Jakoś nie, coś mi mówi, kiedy chcąc nie chcąc czuję ciężar tego, co się dzieje. Zapytam, Berlinie, jak żyć, skoro to może trwać i trwać? Zrezygnować z wakacji? Nie. Zawężać ambicje? Tym bardziej nie. Przestać pisać, wymyślać, zarabiać? Nie i nie. Odpoczynek więc się należy. Skromny, lecz jako taki. Nie jestem jednak w stanie berlinować jak kiedyś. Coś się zmieniło, zastygło w kapsule czasu i czeka na ponowne wyklucie, jeśli nastąpią sprzyjające ku temu warunki.

Powyższe słowa mogą sugerować, że w ramach Schadenfreude namawiam do zrezygnowania z majówkowych planów. „Cierpcie i wy, a co tam!” Mimo że jasno się temu sprzeciwiam, a tym bardziej namawiam, by czynić odwrotnie: nie ulec przygnębieniu, pozornej monotonii przerażająco bliskiej nam wojny. Która już inspiruje zarówno twórców, jak i tfórców. Tydzień temu byłem jako widz na slamie poetyckim. Jeden, może dwóch, jeśli nie trzech występujących śmiało walczyło o punkty, więc i zwycięstwo w pojedynku, dociskając nasze sumienia wersami o zbrodniach wojennych w Buczy, w Irpieniu.

Jechać na majówkę? Żyć majówką? Ludzie i tak zrobią swoje, choć jedni potem będą żałować, drudzy zaś kompletnie wrzucą na luz, mając gdzieś ogólny nastrój. To się nam należy, szydłują w swoich sumieniach. Gdyż oni ciężko pracują. Gdyż tkwili za maskami przez ostatnie długie miesiące. Gdyż dziobali się strzykawkami ze szczepionką, więc nie ma co, prawa do świętej majówki nikt nam nie odbierze, pojedziemy, pobawimy, poproseccujemy.

Dokładnie, zróbcie tak.

Jeśli potraficie być ponad, może właśnie wasz przykład udowodni, że pomimo kłód pod nogami trzeba je dziarsko przeskakiwać. Mogę tylko prosić o jedną rzecz: nie błaznujcie przy tym. „Mamy nie błaznować?” Tak. Wszyscy zasługujemy na majówkę, nie ma co tu odprawiać gorzkich żalów. Tylko warto w jej trakcie zachować nieco powagi. Co niekiedy trudne po drugim czteropaku. Z odpowiednim nastawieniem można nieco utemperować w sobie frywolnego imprezowicza. By pokazać, że w tym momencie nie ma zgody na jajcarstwo i błazenadę w pakiecie. Ogólnie jajcarstwo bywa OK. Lecz nie teraz. Nikt bowiem nie zabroni jajcarzowi być jajcarzem. Oprócz jednego.

Pogody.

Jako spontaniczny prorok z apką pogody w smartfonie śmiało pozbawię was złudzeń. Najbliższa majówka w Rzeczpospolitej Polskiej zapowiada się słabo. Co uchroni niektórych na ich szczęście przed demonami grillowego hedonizmu. Zyskają ci, którzy, o ile kontrolerzy lotów na to pozwolą, polecą na południe, zaczekują się w malowniczych, słonecznych „pewniakach”, zaś basen, kuchnia i serwis zapewnią udany pobyt. Straty poniosą jedynie szlachetni naiwniacy, przekonani, że jeśli dla dobra PKB zostaną w granicach kraju, los łaskawie im to wynagrodzi i ześle kilka dwudziestopięciostopniowych dni.

Co więc poradzić przy takich mentalnych rozjazdach? Po prostu bez względu na destynację, zacznijmy tę niemajówkę z uśmiechem. Nawet lekko wymuszonym jak u Mony Lisy. Jak komuś coś nie wyjdzie, proszę pamiętać, ostrzegałem.

%d bloggers like this: