To nie jest nowa historia. Wszystkie opisane tu wydarzenia zostały już przez ostatnie dwadzieścia lat dokładnie zbadane. Zebrano na ten temat wiele świadectw, a Kongres przygotował kilka raportów. „11 września. Dzień, w którym zatrzymał się świat” nie jest więc pierwszym opracowaniem tego, co wydarzyło się owego pamiętnego dnia 2001 roku, ale przypomnieniem, że silniejsze od zła jest dobro. To dobro, które wyzwala się w ludziach w chwilach próby – o reportażu Mitchella Zuckoffa pisze Jakub Hinc.

Jaki jest cel przypominania nam wciąż o 11 września 2001 roku? O atakach terrorystycznych na wieże WTC, Pentagon i planowanym zniszczeniu co najmniej jeszcze jednego celu? To chyba przede wszystkim chęć oddania hołdu poległym i zabitym, chęć potępienia terroryzmu i w złej wierze prowadzonej wojny religijnej. Ale przede wszystkim może nawet bardziej chęć opowiedzenia po raz kolejny przypowieści o ludziach – tych, którzy zginęli i tych, którzy ocaleli. I o sile ludzkiej solidarności.
Księga propedeutyki
Każdy, kogo pamięć sięga września roku 2001, doskonale wie, gdzie zastały go zatrważające informacje o płonących nowojorskich wieżach WTC. Ja wracałem po pracy do domu i telefon od przyjaciela oderwał mnie od spoglądania przez szybę autobusu podmiejskiego na pusty przejazd kolejowy i opuszczone szlabany. Radził mi szybko wracać do domu i jak tylko dojadę, od razu włączyć telewizor na kanał, na którym dopiero co uruchomiona telewizja informacyjna transmitowała groźnie wyglądające obrazy płonącej wieży północnej. To było kilka kwadransów po godzinie 15 czasu polskiego, czyli tuż po 8.46 czasu obowiązującego na Wschodnim Wybrzeżu USA. W istocie był to zaledwie początek tego koszmarnego dnia w Stanach Zjednoczonych. Dnia, gdy wszyscy, nie tylko w USA, Europie, Polsce, ale chyba na całym świecie, aż do późnych godzin wieczornych, na żywo, śledzili doniesienia medialne z miejsca katastrofy.
Księga cyfr
To historia, którą można opowiedzieć cyframi. Bo są to cztery porwane samoloty. Boeing 767, lot American Airlines nr 11 lecący do Los Angeles z osiemdziesięcioma siedmioma zakładnikami i pięcioma terrorystami na pokładzie, pięcioma tonami cargo i prawie czterdziestoma tysiącami litrów paliwa, który wbił się w północną wieżę o 8,46. Następny jest boeing 767, samolot lecący do Los Angeles ledwie kilkanaście minut po poprzednim, tym razem linii United Airlines numer 175 z dziewięcioma członkami załogi, 51 pasażerami i 5 porywaczami, który o 9.03 uderzył w wieżę południową. I kolejny samolot lecący do miasta aniołów, lot numer 77 American Airlines, tu na pokładzie boeinga 757 było sześciu członków załogi, 53 pasażerów i pięciu terrorystów. I w końcu jest też lecący do San Francisco lot UA numer 93 realizowany również boeingiem 757, z siedmioma członkami załogi, trzydziestoma trzema pasażerami i czterema porywaczami.
Przeczytaj także:
Jest też 4545 innych samolotów, które uziemiło polecenie Bena Slineya, odpowiedzialnego za bezpieczeństwo lotów. Są dwie wieże WTC. Można też tę historię opowiedzieć od chwili, gdy o 7.59 wystartował lot AA nr 11, o godzinie 8.15 lot UA nr 175, o godzinie 8.20 kolejny AA tym razem nr 77 i ostatni z porwanych samolotów, lot 93, o godzinie 8.42. Da się też tę historię opowiedzieć podając godziny, gdy kolejne samoloty wbijały się cel powodując wielki ból i cierpienie rodzin zabitych i kończąc życie (często dopiero co się zaczynające), pasażerów i osób znajdujących się w WTC oraz w Pentagonie.
Można też tak, jak zrobił to Zuckoff, cofając zegar o dwadzieścia cztery godziny i opowiedzieć historie kilkudziesięciu osób. Bo „11 września. Dzień, w którym zatrzymał się świat” jest nie tylko opowieścią o numerach lotów, zburzonych ponad stupiętrowych wieżach i liczbie ofiar, ale bardziej może nawet o sile przetrwania i odwadze. Zarówno tych co byli na pokładach porwanych statków powietrznych, jak i tych co nieśli pomoc uwięzionym w płonących wieżach i zaatakowanym budynku sił zbrojnych.
Księga opowieści
Historia opisana przez Mitchella Zuckoffa na kartach „11 Września. Dzień w którym zatrzymał się świat” obejmuje pierwszy, tragiczny rozdział wydarzeń, których finał widzimy dziś, dwadzieścia lat po tym jak pierwszy z samolotów uprowadzonych przez terrorystów z Al-Kaidy uderzył w północną wierzę WTC. Ostatni rozdział tej opowieści pisze się właśnie na naszych oczach, gdy ostatni żołnierz armii USA opuszcza lotnisko w Kabulu, a w portach lotniczych całego wolnego świata lądują samoloty ewakuujące z Afganistanu ludzi współpracujących z wojskami sprzymierzonymi. Książka ta, to bowiem zapis tego, co wydarzyło się w ciągu 24 godzin poprzedzających atak terrorystyczny z 11 września 2001 r., zawiera relacje osób uciekających z płonących wież i idących im na ratunek strażaków, a kończy się, gdy spod gruzów WTC wydostali się ostatni ocaleni.
Historia ta ma kilka rozdziałów, w których z niemal jubilerską precyzją Mitchell Zuckoff zrekonstruował i zrelacjonował wydarzenia, które wstrząsnęły całym światem. Z reporterską dokładnością przejrzał bowiem tomy zgromadzonych akt, wysłuchał relacji osób, które czy to brały udział w akcji ratunkowej, czy też były po prostu niewinnymi ofiarami terrorystów, albo ich krewnymi i zbudował na ich podstawie iście panoramiczny obraz tamtych dramatycznych wydarzeń. Oddając głos swoim bohaterom, Zuckoff przedstawił te wydarzenia tak realistycznie, że czujemy swąd palącej się sadzy i paliwa lotniczego, zapierającego dech w piersiach pyłu, w który obróciły się wieże WTC, a przede wszystkim nastrój ścinającej krew w żyłach grozy przemieszanej z panicznym strachem, jakie musiały towarzyszyć pasażerom porwanych samolotów, gdy zdali sobie sprawę z zamiarów terrorystów, ale i odkrytymi pokładami godności i odwagi wydobytymi na zewnątrz, widzianymi w słowach i czynach pasażerów porwanych maszyn.
Księga bohaterów i księga cudów
Trzy pierwsze samoloty, będące de facto wypełnionymi zakładnikami torpedami, kierowane przez terrorystów opacznie rozumiejących dżihad i fanatycznie oddanych swojemu przywódcy, osiągnęły swój cel. W ogniu stanęły górujące nad panoramą Manhattanu dwie ponad stupiętrowe wieże WTC. Zniszczeniu uległo też jedno ze skrzydeł Pentagonu. Czwarty samolot, lot numer 93, rozbił się w Pensylwanii, w okolicach nieużywanej kopalni, niedaleko miasteczka Shanksville. Chwilę po tym, jak ostatni z porwanych statków powietrznych wystartował z międzynarodowego lotniska w Newark, inny samolot – linii American Airlines lot 11 – wbił się między piętra od 93. do 99. wieży północnej. Gdy więc lot 93 został porwany, od dwudziestu pięciu minut płonęła już też południowa wieża WTC. Pasażerowie i personel pokładowy wspólnie podnieśli bunt na pokładzie, mając już świadomość, że też mogą zostać użyci jako żywa torpeda. Ten samolot rozbił się nie osiągnąwszy celu wyznaczonego przez Al-Kaidę, którym mógł być albo Biały Dom, albo Kapitol, bo terrorystom przeszkodziła heroiczna postawa pasażerów i członków personelu pokładowego.
Przeczytaj także:
Ale heroicznych postaw ludzi niosących pomoc w tych dramatycznych minutach było więcej. Bohaterami stali się zwykli pracownicy biur położonych w WTC, którzy pokierowali swoich współpracowników do schodów ewakuacyjnych, pomagali opuścić zagrożone piętra swoim współpracownikom i podwładnym, którzy ucierpieli w wyniku eksplozji paliwa lotniczego i zniszczeń spowodowanych uderzeniem samolotu. Bohaterską postawę wykazali też ci, którzy mimo że sami mogli salwować się ucieczką, zostali, by pomóc ratować innych.
Do panteonu odważnych z pewnością dołączył ratujący poparzoną przez kulę ognia Jennieann Maffeo Ron Clifford, którego historię, a zwłaszcza granatowy garnitur i żółty krawat, zna każdy, kto chciał kiedykolwiek posłuchać o tamtym dniu, bo Ron stracił siostrę i siostrzenicę w jednym z porwanych samolotów. Wśród wielu innych przywołanych przez Zuckoffa jest też opowieść o braterstwie krwi, które zawiązali Brian Clark i Stan Praimnath, jeszcze rano 11 września dwaj zupełnie obcy sobie mężczyźni, którzy uratowali się nawzajem i wydostali z WTC, nim wieża północna runęła. To też opowieść o bohaterstwie pisanym złotymi zgłoskami i z wielkiej litery o poświęceniu dzielnych nowojorskich strażaków, którzy z narażeniem życia – a w tym przypadku, gdy zginęło ich w dwóch wieżach ponad 300, nie jest to bynajmniej przenośnia – wyprowadzili z wież setki urzędników, pracowników i interesantów załatwiających swoje sprawy w WTC. Do grona bohaterów tego dnia zaliczyć z całą pewnością można więc i komendanta straży pożarnej Josepha Pfeifera, który w jednej z wież stracił brata Kevina i komendanta batalionu Orio Palmera, który organizował ewakuację południowej wieży. Z kolei cudem można nazwać z całą pewnością to, że spod gruzów zawalonej wieży północnej uratowany został kapitan strażaków Jay Jonas, który wraz ze swoją drużyną sprowadzał Josephine Harris.
Bohaterowie i cud ocalenia zdarzyły się nie tylko w WTC. Do takich postaw i zachowań dochodziło też w płonącym Pentagonie. I choć od wojskowych można oczekiwać, że służąc krajowi będą gotowi na najwyższe poświęcenie, to przecież sytuacja, w jakiej się znaleźli była daleka od rutyny ich dnia codziennego. Nie byli na froncie, lecz wypełniali codzienne rutynowe zadania sztabowe. Nie dziwi więc, że niosący pomoc zostali nagrodzeni najwyższymi odznaczeniami, jakie mogą być przyznane w czasie pokoju.
Wśród wielu narracji z tego dnia na plan pierwszy w relacji Zuckoffa wybija się pomoc, jakiej udzieliło dwóch Dave’ów: komandor Dave Thomas i oficer marynarki, lekarz, Dave Tarantino, którzy wyratowali spod zawalonej ściany emerytowanego wojskowego, wówczas cywilnego juz pracownika Jerry’ego Hensona.
Przeczytaj także:
Ale są w tej opowieści i antybohaterowie. W ich gronie z pewnością znajdzie się Dick Cheney, wiceprezydent USA za czasów prezydentury Georga W. Busha, który wydał trudny, ale w tamtej chwili wydaje się, że słuszny rozkaz zestrzelenia samolotów pasażerskich nieodpowiadających na wezwanie kontroli lotów. Nie dlatego jednak jego zachowanie godne jest potępienia, lecz dlatego, że wielokrotnie kłamał na temat myśliwców patrolujących niebo nad Stanami Zjednoczonymi, twierdząc, że strzegą one m.in. przestrzeni nad Nowym Jorkiem, co było nieprawdą. W tym gronie znajdą się też dyspozytorzy służb ratunkowych, którzy miast kazać się ewakuować ludziom znajdującym się w wieżach kazali im czekać na strażaków i ratowników. Nawet wówczas, gdy południowa wieża już się zawaliła.
Księga imion
Zuckoff przywołując historie pasażerów czterech porwanych samolotów i wielu innych osób spośród znajdujących się w tych dramatycznych chwilach w obu wieżach WTC i innych budynkach należących do tego kompleksu, karetkach pogotowia, spieszących na pomoc ratowników i strażaków, koncentruje się na czynionych przez nich próbach przetrwania lub niesienia pomocy. Opowiada o tym jak wyglądało ich życie zanim weszli na pokład tych czterech samolotów, albo przyszli do pracy w WTC. Narrację prowadzi, aż do chwili gdy zderzyli się z koniecznością walki z czasem o życie (jak w samolocie linii UA 93), albo ratunek z palących się wieżowców WTC i Pentagonu. Bo tych historii, indywidualnych, często intymnych i osobistych, jest więcej niż udało się zmieścić autorowi na kartach tej książki.
Sam Zuckoff pisze, że „za każdą opowiedzianą w tej książce historią jest tysiąc kolejnych, którym też należy się pamięć”. Kilka stron książki, to tylko zapisana małą czcionką lista, niemal trzech tysięcy, poległych w atakach z września 2001 roku. Z tej historii wypływa też morał. To od nas zależy, czy pozwolimy zwyciężyć złu żywiącemu się ideologią i fałszywie pojmowaną religią, czy też czerpiąc wiele dobrego z życia ofiar 11 września zbudujemy przyszłość lepszą, lepszą codziennie.
Mitchell Zuckoff, 11 Września. Dzień, w którym zatrzymał się świat (Fall and Rise. The Story of 9/11)
Przełożyli: Adrian Stachowski i Paulina Surniak
Wydawnictwo Poznańskie, Poznań, 11 sierpnia 2021 r.
ISBN 9788366839656
This is not a new story. All the events described here have been thoroughly researched over the last twenty years. Many testimonies have been gathered about this, and Congress has produced several reports. „Fall and Rise. The Story of 9/11” is not the first compilation of what happened on that fateful day in 2001, but a reminder that good is stronger than evil. It is a good that is released in people in times of trial – Jakub Hinc writes about Mitchell Zuckoff’s reportage.