Musi nadejść w końcu ten moment, gdy przestaniemy się bać, a to dobry początek, by móc przeciwstawić się niepohamowanej, zwyrodniałej zachłanności – o kryminale „Za nami wszystkimi” pisze Przemysław Poznański.

Nie sposób mówić o tej książce w oderwaniu od poprzedzających ją dwóch części. Mamy wszak do czynienia z trylogią, a bardziej nawet z podzieloną na trzy części jedną opowieścią, w której początek następnego tomu zazębia się z końcówką poprzedniego. I choć autor ułatwia nam zadanie, raz po raz przywołując wątki z wcześniejszych części, to jeśli nie czytaliście „Przeciwko bratu” i „Z moich kości”, możecie czuć podczas lektury „Za nami wszystkimi” pewien dyskomfort. Nie na tyle istotny, by nie móc tej powieści mimo wszystko szybko pochłonąć – i to jednym tchem – ale jednak wystarczający, by chcieć po lekturze trzeciego tomu sięgnąć także po początek tej opowieści.
A jest to cykl opowiadający o chciwości. O zachłanności – na dobra materialne, bo w tle mamy wątek przejmowania intratnych nieruchomości, na doznania cielesne, nawet te, które zostają wymuszone, w końcu na władzę – które to pragnienie bywa początkiem i końcem, przyczyną i skutkiem każdego zła. To zachłanność absolutna – taka, która nie cofnie się przed niczym, nawet przed zadaniem bólu, gwałtu i śmierci.
Marcin Dudziński kończy tą książką swoją trzytomową opowieść, co oznacza, że rozwiąże tu wątki misternie plecione w pierwszym i drugim tomie. Ale bez obaw – zrobi to niespiesznie. Zanim więc poznamy finał tej mrocznej historii, zdarzy się jeszcze sporo zła, które znowu wydawać się będzie bezkarne i znowu nieść będzie wielu bohaterom ból i zwątpienie.
Przeczytaj także:
„Za nami wszystkimi” kontynuuje wątek sporu dwóch braci Walterów, zajmujących w Częstochowie prominentne stanowiska – jeden jest biskupem, drugi zaś komendantem policji. Znajdujemy ich jednak w sytuacji, gdy ich kariery, a zarazem życiorysy, zostały przełamane. Biskup Stanisław – o czym wiemy już z lektury „Z moich kości” trafił do aresztu za molestowanie kobiet, by jednak po kilku miesiącach wyjść na wolność, gdy oskarżenia pokrzywdzonych nagle zostały wycofane. Ale nie znaczy to, że jego imię zostało do końca oczyszczone. Komendant Jerzy Walter natomiast został porwany, co ma związek z morderstwami, które rozegrały się na kartach wcześniejszej powieści. Teraz, zamknięty i zmuszony do walki o przeżycie, nie wie nawet, że jego brat znów cieszy się wolnością i bez przeszkód kontynuuje swoją brudną grę, w której jak animator porusza marionetkami gotowymi popełnić dla niego każde zło.
Cała Częstochowa żyje rzecz jasna poszukiwaniami szefa policji, choć szybko na pierwsze strony serwisów informacyjnych trafia jeszcze bardziej sensacyjna wiadomość – oto w mieście doszło do kolejnego zabójstwa, a wszystko wskazuje na to, że dokonał go znowu osławiony już Rzeźnik. Strach, który na chwilę przygasł, budzi się w mieszkańcach na nowo.
Przeczytaj także:
Ale „Za nami wszystkimi” nie jest powieścią o strachu, lecz o próbie jego przezwyciężenia. Nieposkromiona zachłanność trafia tu bowiem w końcu na tych, którzy znajdą w sobie odwagę, by spróbować z nią walczyć. Mimo obawy, że będą musieli za to zapłacić najwyższą cenę. Jedną z takich osób jest choćby Alicja Drylska, która na przekór doznanym traumom – wbrew radom bliskich osób i wbrew logice – wraca do rodzinnego miasta, by dać nadzieję kobietom skrzywdzonym przez biskupa. Jest też w końcu Jerzy Walter, który – sam nie będąc przecież postacią krystaliczną – dokona być może najważniejszego w swoim życiu wyboru, mimo świadomości, ile może go to kosztować.
Dudziński nie sili się jednak na optymizm – nie pasowałby on do tej opowieści, skupionej wszak głównie na opisywaniu najgorszych ludzkich słabości. Pokazuje za to, że przeciwstawienie się złu jest możliwe. Nawet jeśli bywa niebezpieczne.
Marcin Dudziński, Za nami wszystkimi
Czarna Owca, Warszawa 2021