Zachłanność, chęć posiadania i to na wyłączność, to jeden z tych motywów, które najmocniej stymulują do zła, a nawet do zbrodni. Przypomina nam o tym w „Śmiechu bogów” mistrzyni rosyjskiego kryminału Aleksandra Marinina – pisze Przemysław Poznański.

Powieści Marininy są tą odmianą kryminału, który chętnie wdaje się w romans z powieścią obyczajową, co oznacza, że wątki kryminalne i skomplikowana wielowątkowa intryga są tu równie ważne co szczegółowe zarysowanie społecznego, obyczajowego i psychologicznego tła, w którym rozgrywa się opisana zbrodnia. Jeśli porównać twórczość rosyjskiej mistrzyni gatunku do któregoś z polskich autorów, to najbliżej jej do tego, co w „Żywiołach Saszy Załuskiej” stworzyła Katarzyna Bonda i co tworzy Ryszard Ćwirlej – szczególnie w sadze retro, choć nie tylko.
To zaproszenie do wejścia w powieściowy świat, w którym znajdziemy nie tylko detale dotyczące codziennej pracy śledczych, ale i szczegóły z życia bohaterów – tak protagonistów, w szczególności oficer milicji Anastazji Kamieńskiej, jak antagonistów. Zobaczymy więc w „Śmiechu bogów” nie tylko walkę moskiewskiej milicji z czasem, aby uprzedzić działania zabójcy, ale i losy przygarniętego przez Kamieńską pieska, znalezionego na ulicy, który wywraca do góry nogami jej dotychczasowe, pokładane życie u boku Czistiakowa, a także przyjacielską interwencję u żony kolegi, mającą odwieść ją od złożenia pozwu rozwodowego.
Marinina jest więc de facto wielką kronikarką swoich czasów, choć bardziej ich obyczajowości, niż choćby politycznej sceny roku 1999, w którym rozgrywa się akcja, za to z zarysowaniem kwestii gospodarczych – przestępczości na tym tle, rodzenia się kasty „nowych ruskich” i hiperinflacji każącej płacić już nie rublami, a „jednostką umowną”.
Ani przez chwilę nie ma jednak wątpliwości, że mamy do czynienia z kryminałem, nawet jeśli stawiającym bardziej na opis realiów dochodzenia, niż na błyskotliwe fajerwerki i nagromadzenie niespodziewanych zwrotów akcji. Punktem wyjścia jest bowiem odnalezienie w kilkutygodniowym odstępnie ciał dwóch młodych mężczyzn. Pozornie zabójstw nic nie łączy – ofiary pochodziły z różnych grup społecznych i prawie na pewno się nie znały. Jednak milicja szybko dochodzi do wniosku, że zabójca w obu sprawach jest ten sam. A to dlatego, że obaj zamordowani byli fanami grupy muzycznej Bi-Bi-Es, a jednocześnie krytykami solistki zespołu Swietłany Miedwiediewej.
Czyżby zabijał ktoś, kto broni czci dziewczyny? Kto uznał w swojej fanowskiej zachłanności, że ma monopol na opinię o Swietłanie? Na bycie jej rycerzem? To możliwe, tak się bowiem składa, że ktoś pisze listy, w których wyznaje, że będzie bronił honoru dziewczyny przed tymi, którzy mówią o niej źle. Co prawda listy trafiają do niejakiej Żeni Rubcowej, ale szybko okazuje się, że to tylko pomyłka – Żenia po prostu jest niezwykle podobna do Swietłany.
To co u wielu innych pisarzy byłoby tylko epizodem, u Marininy urasta do rangi osobnej opowieści, która prowadzi nas przez meandry życia bohaterów, dzięki czemu ich motywacje nigdy nie są niespodziewane czy stworzone na siłę. Dlatego jeśli poznajemy Swietłanę, to z całym skomplikowanym tłem jej życia u boku apodyktycznego kochanka, co ma olbrzymie znaczenie, gdy chcemy zrozumieć psychologię tej postaci, podobnie zresztą jak w przypadku Żeni, którą wychowuje ojciec-biznesmen, zachłanny nie tylko w bogaceniu się, ale i w swojej opiece nad córką, odmawiający jej wszystkiego, co każda dziewiętnastolatka chciałaby posiadać – nie tylko modnych ubrań, ale i choćby prawa do nakładania makijażu. Żaden z nich nie zdaje sobie sprawy, że zachłanność rodzi adekwatną reakcję.
Ta ludzka zachłanność przebija się w „Śmiechu bogów” na pierwszy plan – nikt w zasadzie nie jest od niej wolny. Nawet Kamieńska w swej miłości do przygarniętego szczeniaka okazuje się nad wyraz samolubna, co więc mówić o tych, którzy są z natury źli, lub oddają się złu w wyniku narzuconej im presji. Chciwość – jakichkolwiek nie przyjmowałaby tutaj form – pozostaje więc jedną z najgorszych cech ludzkiego charakteru. Niechybnie prowadzącą do cierpienia.
Nie jest za to zachłanna w portretowaniu swojej bohaterki sama autorka – choć Nastia Kamieńska jest tu, jak zwykle, postacią pierwszoplanową, to praca milicji ukazana jest tak, jak wygląda naprawdę – nie ma tu miejsca na samotne gwiazdy, jest praca zespołowa, w której odkrycia Kamieńskiej nie są ważniejsze, niż trud wkładany w śledztwo choćby przez ważnego w tej książce Igora Lesnikowa. Marinina wie bowiem, że tym, co w powieści kryminalnej najważniejsze, jest realizm. Także w opisie codziennej żmudnej pracy śledczych, którą – jako była oficer milicji – zna od podszewki.
Aleksandra Marinina, Śmiech bogów (Когда боги смеютса)
Czwarta Strona, Poznań 2020