Aleksandra Marinina daje nam w „Siódmej ofierze” kolejną kryminalną opowieść z Moskwy końcówki lat 90. XX wieku. Odległą czasowo i nieco egzotyczną obyczajowo, a przy tym wciągającą uniwersalnym opisem przerażającej gry w kotka i myszkę, na jaką stać tylko najmroczniejsze umysły.

Co takiego jest w kryminałach Aleksandry Marininy, że tak chętnie po nie sięgamy, choć opisują świat zbrodni i występku? Świat, tak zdaje się daleki od naszego, porządnego i poukładanego? I jak to się dzieje, że tak licznych polskich miłośników zdobywa twórczość jednej z najważniejszych dziś przedstawicielek tego gatunku w Rosji?
Tu odpowiedź mogą dać tylko ci, którzy sięgnąwszy po jedną z powieści pisarki, wsiąkli w mikrowszechświat zbudowany przez autorkę nazywaną carycą rosyjskiego kryminału, gdzie prym wiedzie moskiewska milicjantka – teraz już podpułkownik – Anastazja Kamieńska.
Owo uniwersum znamy z poprzednich powieści tej autorki – to pochłaniająca Kamieńską bez reszty praca w wydziale kryminalnym, dla której wydaje się być gotowa poświęcić wiele, ale nade wszystko jej mąż, przyrodni brata i jego żona, a także serdeczna przyjaciółka – śledcza pracująca również w milicji – Tatiana Obrazcowa, jej mąż i malutki synek oraz mieszkająca z nimi Irina, krewna Tani, która prowadzi jej dom, zajmuje się dzieckiem i (co martwi obie przyjaciółki) nadal jest niezamężna.
Na tym obrazku – tak z początku sielskim – musi jednak pojawić się rysa. Oto obie milicjantki wezmą udział w programie na żywo, pod wiele mówiącym tytułem „Kobiety niezwykłych profesji”. Nastia i Tatiana mają w nim opowiedzieć o pracy w milicji, czyli pracy w zawodzie w Rosji uznawanym za typowo męski oraz o walce z przestępczością na ulicach Moskwy. I wszystko to dla obu kobiet byłoby tylko miłą przygodą z szołbiznesem, gdyby nie to, co wydarzy się niemal pod koniec emisji materiału. W trakcie zadawania pytań – za pomocą telemostu – przez publiczność zgromadzoną na Arbacie, zdarzy się bowiem coś, czego nikt – ani prowadzący, ani tym bardziej milicjantki – nie mógł przewidzieć. Nie wiadomo zrazu czy to nieśmieszny żart, czy groźba. Dość, że zdarzenie to zmrozi krew żyłach wszystkim uczestnikom programu.
A to dopiero przedsmak tego, czego obie funkcjonariuszki doświadczą w najbliższych tygodniach. Oto na ulicach Moskwy milicja zaczyna znajdywać ciała ofiar „żartownisia”, a przy nich karteczki z tajemniczymi wiadomościami. Zarówno na śledczą, jak i na funkcjonariuszkę wydziału kryminalnego pada blady strach i każda z nich stara się na własną rękę przypomnieć sobie czy w ich karierze nie zalazły komuś za skórę aż tak głęboko, że teraz postanowił się zemścić, zagrać czy to z Obrazcową, czy Kamieńską w makabrycznego kotka i myszkę.
Milicjantki będą musiały więc odgrzebać stare akta i raz jeszcze przyjrzeć się wsadzonym za kratki przestępcom, by spróbować odkryć motyw, jakim kieruje się sprawca. Marinina doskonale myli tropy, przy tym sięga do innych obszarów kultury, niż na przykład w „Harmonii zbrodni”, gdzie na warsztat trafiła muzyka, a sprawca wpadł przez, można by rzec „fałszywą nutę”. Teraz autorka odwołuje się do sztuk wizualnych, a tropy wiodą od jednego z najbardziej znanych obrazów pędzla chyba najsłynniejszego z artystów późnogotyckiego prymitywizmu flamandzkiego, po jeden z najbardziej znanych obrazów, tym razem filmowych, z połowy lat dziewięćdziesiątych XX wieku. A oba te dzieła odwołują się do symbolicznie przedstawionej sprawiedliwości, do sądu i kary za grzechy.
„Siódma ofiara” jest kolejną książką Marininy opowiadającą o losach moskiewskiej milicjantki, o jej pracy w wydziale kryminalnym i życiu prywatnym. Autorka znalazła swój sposób na opowiedzenie czytelnikom historii kryminalnych niedających się odłożyć na półkę, przed doczytaniem do samego końca. Jest to zdecydowanie inna narracja, niż ta, którą swoim czytelnikom serwuje Norweg Jo Nesbø, a poprzez nacisk, których kładzie na codzienność pracy milicji autorka „Siódmej ofiary” mieści się w kanonie razem z innym autorem kryminałów Jørnem Lierem Horstem – również byłym funkcjonariuszem wydziału kryminalnego, tyle że z norweskiego Larviku. Marinina, będąca gościem Festiwalu Kryminału Granda w Poznaniu w roku 2017, podobnie jak Horst (też zresztą gość tego festiwalu), mówiła, że nie ma potrzeby by epatować czytelnika opisem mordu, nie lubuje się w krwawej zbrodni i makabrycznych relacjach męczarni zadawanych ofiarom przez sprawców. Ważniejsze dla autorki, ale też zapewne dla jej wiernej rzeszy czytelników, jest tło obyczajowe i realia, w jakich osadziła akcję swojej powieści. Tym razem więc będziemy wraz z Anastazją Pawłowną Kamieńską przeżywali kłopoty związane z kryzysem bankowym w Rosji, załamaniem kursu rubla i niekończącym się remontem mieszkania. Towarzysząc Kamieńskiej będziemy uczestniczyć w święcie, trochę dla nas egzotycznym, a obchodzonym u naszego wschodniego sąsiada, czyli „dniu milicjanta”. A ponieważ akcja książki rozgrywa się mniej więcej dwie dekady temu, to przypomnimy sobie (a młodsi czytelnicy się dowiedzą) jak wyglądał świat bez telefonów komórkowych, smartfonów, laptopów.
I może właśnie to, ten świat nieco już dziś retro i ta bliska egzotyka realiów sąsiedniego kraju, przy tym sposób opowiadania historii z dreszczykiem, są tym wszystkim co razem, łącznie, każe za każdym razem sięgnąć po kolejną książkę Marininy i czytać ją, póki kryminalna historia się nie wyjaśni, póki złoczyńca nie zostanie ukarany, a znakomita milicjantka, ale fatalna kucharka Anastazja Kamieńska nie wróci do domu, do kochającego męża i nie zje kolacji, którą specjalnie dla niej naszykował Stasow.
Aleksandra Marinina, Siódma ofiara (Седьмая жертва)
Tłumaczenie: Aleksandra Stronka
Czwarta Strona, Poznań 2020