recenzja

Nad pięknym modrym Dunajem | Marta Guzowska, Wiedeń

Marta Guzowska, uznana pisarka powieści kryminalnych, tym razem debiutuje jako autorka wiedeńskiego bedekera. Nie napisała jednak klasycznego przewodnika po zabytkach wielkiej metropolii, do jakiego przyzwyczajeni są globtroterzy uprawiający miejską turystykę, lecz opowiada o mieście, w którym sama mieszka od z górą dwunastu lat i którym wciąż jest zauroczona. O Wiedniu dawnym i obecnym, o mieście Franciszka Józefa i Sisi, mieście malarzy, muzyków i… szpiegów, wreszcie mieście, które uznawane jest dziś za najlepsze do życia – pisze Jakub Hinc.

Guzowska już we wstępie zapowiada, że nie jest to klasyczny przewodnik po miejskich zabytkach, choć siłą rzeczy od wizyt w muzeach, w Schönbrunn czy w wagoniku Riesenrad (diabelskiego młyna) na Praterze nie da się i tutaj uciec. Ale autorka woli zabrać czytelników w miejsca rzadko odwiedzane, pokazać Wiedeń z bardziej praktycznej strony, podzielić się swoim doświadczeniem i wiedzą o stolicy Austrii. Dodajmy – wiedzą niezwykle praktyczną, która na pewno pozwoli lepiej zaplanować dłuższy lub krótszy wypad turystyczny do naddunajskiej stolicy. Dowiadujemy się więc gdzie zabrać dzieci, by się nie nudziły. Gdzie wejść, a właściwie na co się wdrapać, by lepiej przyjrzeć się panoramie miasta i gdzie nie warto się wspinać, bo niewiele da się zobaczyć i jak znaleźć miejsca warte uwagi, ale o których „kanoniczne” przewodniki zazwyczaj milczą. Guzowska zabiera nas też do najmniejszego sklepu w mieście, prowadzi na prywatną stację Franciszka Józefa i pod jedną z sześciu wież przeciwlotniczych z czasów II wojny światowej, w której teraz jest oceanarium. Warto dać się wyciągnąć Guzowskiej poza szlaki turystyczne, by zobaczyć ciągnący się na cztery przystanki tramwajowe budynek mieszkalny, roślinny labirynt w parku Schönbrunn i wiele innych nieoczywistych lokacji.

Guzowska opowiada więc o miejscach w stolicy Austrii często magicznych – zarówno tych, które są turystycznie eksploatowane ponad miarę, jak i tych zupełnie nieoczywistych. Najważniejsze jednak, że pisarka czyni to z perspektywy zachwyconej, i wciąż na nowo zachwycającej Wiedniem, kosmopolitki, która osiadła w mieście uznanym – choćby w rankingu Economist Intelligence Unit, dział analiz należący do grupy, wydającej m.in. brytyjski tygodnik „The Economist”  – za „najlepsze do życia” nie tylko w Europie, ale nawet na świecie.

Na kartach tego niekanonicznego przewodnika cesarsko-królewska historia przeplata się ze współczesnością, tworząc ciekawy mix, który w żadnym razie nie jest ani tak przesłodzony jak kuszące wyglądem, zdaniem autorki prześlicznej urody, ale lukrowane ciasta w witrynach cukierni, ani przesolony, jak źle doprawiony sznycel, ani też lurowaty, jak serwowane czasem w wiedeńskich kawiarniach espresso. Wiedeń Guzowskiej będzie dla turysty zwiedzającego miasto z tą książka zwyczajnie smaczny, szczególnie, gdy dowie się, że kultowa budka z kiełbaskami znajduje się między Albertiną a Operą. Będzie przyjazny dla rodziców z małymi dziećmi, które zachwycą się Kindermuseum ZOOM. Będzie też wygodny dla rowerzystów i poruszających się zbiorkomem (autobusy, tramwaje, metro), co rzeczywiście budzi zazdrość, jeśli zdamy sobie sprawę z tego, że dawna stolica imperium to dziś metropolia licząca niemal dwa miliony mieszkańców (a cały układ metropolitalny nieubłaganie zbliża się do trzech milionów).

Oczywiście znajdziemy w książce Marty Guzowskiej niejedno odwołanie do historii miasta. Bo w takim miejscu po prostu nie da się zapomnieć o przeszłości. Wszak najstarsze ślady osadnictwa sięgają tu mniej więcej dwóch i pół tysiąca lat. To tu, w początkach naszej ery, Rzymianie założyli posterunek graniczny znany jako Vindobona, w kolejnym tysiącleciu celtycka osada urosła do rangi stolicy Świętego Cesarstwa Rzymskiego, potem cesarstwa Austrii i monarchii austro-węgierskiej, a wreszcie do współczesnej metropolii, w której swoje siedziby mają liczne instytucje międzynarodowe nadając miastu charakter kosmopolityczny. Guzowska zaprosi nas do wędrówki w czasie, zabierając do każdego z tych okresów i pokazując ślady jakie po nich pozostały – zarówno w kulturze materialnej, jak i w zwyczajach, obyczajach i tradycji.

I to właśnie te niematerialne dowody dziedzictwa kulturowego wydają się być tu najbardziej fascynujące: poszukiwanie tego, co pozostało w wiedeńczykach z ich cesarsko-królewskiej historii, ale i tego, co nowe, zbudowane już po II wojnie światowej. Marta Guzowska na kartach swojego bedekera zaprasza nas więc nie tylko do oglądania zabytków, ale może przede wszystkim do wspólnego łazikowania po mieście, zaglądania do kawiarni, restauracji i winiarni Heurigen.

Pisarka opowiada o mieście, które ją ujęło od chwili, gdy w nim zamieszkała, ale książka nie jest monologiem autorki. Do rozmowy o Wiedniu Guzowska  zaprasza choćby mieszkającego tam od wczesnej młodości Radka Knappa – austriackiego pisarza polskiego pochodzenia i pyta go o to czy imigrant może czuć się wiedeńczykiem. Z wiedenką Kathariną Fritz porozmawia o tym czy mieszkańcy stolicy Austrii otwarci są na nowe doznania (nie tylko kulinarne), Farkasa Pintéra zapyta o to czy tak stare miasto jak Wiedeń może się zmieniać, a – i tu niemała gratka dla miłośników powieści szpiegowskich – Vincenta V. Severskiego namówi do opowieści o czasach, gdy Wiedeń był stolicą szpiegów. 

Oczywiście nie może zabraknąć na kartach żadnego z szanujących się przewodników po tym mieście historii najsłynniejszej pary cesarskiej, czyli Franciszka Józefa i Sisi. Romantyczne uczucia zaś siłą rzeczy przywiodą na myśl muzę, żonę i kochanicę artystów Almę Mahler-Werfel, której autorka też poświęci dość miejsca na karatach swojego przewodnika. Zajrzymy też w końcu na wiedeńskie cmentarze, co skłoni autorkę do kolejnych anegdot, historii i opowieści o wielkich muzykach, malarzach i pisarzach, którzy tam spoczywają.

 „Wiedeń. Najlepsze miasto do życia” zdobią zdjęcia Milana Pintéra (prywatnie syna Guzowskiej). I są to zdjęcia niezwyczajne. Nie dlatego nawet, że ich autor ma dobre oko i potrafi pracować z obiektywem, ale także dlatego, że Wiedeń jaki zobaczymy w bedekerze nie wygląda „zwyczajnie”. Fotografie pokazują miasto dziwnie puste, wręcz wyludnione, wprost zaprzeczające słowom Guzowskiej o nieprzebranych tłumach cisnących się na turystycznych szlakach prowadzących przez zabytkowe uliczki miasta. To znak czasu. Jakiś czas temu w kuluarowej rozmowie ze mną autorka przewodnika przyznała, że zrobienie takich zdjęć nie byłoby możliwe, gdyby nie to, że fotograf uchwycił niemalże „wymarłe” miasto w czasie pandemii roku 2020. Uchwycił wręcz psychodeliczny klimat miasta pogrążonego w strachu przed niewidocznym wrogiem, jaki towarzyszy nam od wczesnej wiosny. Stąd na wielu fotografiach widzimy nieliczne sylwetki wiedeńczyków przemykające niemalże chyłkiem, ludzi dziś zakrywających nosy i usta maseczkami, podobnie jak niegdyś skrytych za maskami „doktora plagi”. W zazwyczaj gwarnych i tłocznych zaułkach, na placach i skwerach, na których nie tak dawno mieszał się różnojęzyczny gwar, niemal odczuwalna jest depresyjna pustka, a ulice wcześniej tętniące życiem teraz zdają się chorobliwie wyludnione. Zdjęcia te uzupełniają narrację Guzowskiej o niezwykle aktualny rys. I gdy autorka opowiada o dziesiątkujących mieszkańców stolicy cesarstwa wcześniejszych plagach, gdy prowadzi czytelników na Graben pod nienośnie barokową kolumnę morową „Pestsäule”, wzniesioną po epidemii dżumy w 1693 r. i do kościoła pod wezwaniem św. Karola Boromeusza, do którego wierni zanoszą modły, gdyż ma chronić przed epidemiami, niemal namacalnie możemy odbierać trwogę, jaka towarzyszyła ludziom dawnych epok, gdy niewidzialny i przez to tym bardziej groźny wróg dokonywał spustoszenia.

Fotografia autorstwa Milana Pintéra z książki Marty Guzowskiej „Wiedeń. Miasto najlepsze do życia”

Ale też paradoksalnie właśnie dzięki pandemii SARS CoV-/COVID-19 dostajemy zdjęcia, na których po prostu widać miasto, jego budynki i budowle, bez zasłaniającego wszystko, kłębiącego się tłumu turystów. Może zatem dobrze się stało, że Guzowska zdecydowała się właśnie teraz opowiedzieć o Wiedniu, choć oczywiście jej książka pozostaje uniwersalna. Stanowi bowiem konieczne i niezwykle użyteczny suplement dla klasycznych przewodników turystycznych (gdy już będzie można swobodnie podróżować), a teraz, gdy wciąż musimy ograniczać naszą mobilność, podsyca wyobraźnię i pozwala choćby w myślach wyrwać się nad Dunaj, do miasta opowiedzianego  przez kogoś, kto zna je od podszewki i kto zdaje się wciąż jest nim bezgranicznie zauroczony.

Marta Guzowska, Wiedeń. Miasto najlepsze do życia
Zdjęcia Milan Pintér
Wielka Litera, Warszawa 2020

1 komentarz

Możliwość komentowania jest wyłączona.

%d bloggers like this: