To opowieść o marzeniach. Ale także o zaufaniu, przyjaźni i tęsknocie. Kameralna i intymna, bo rozgrywająca się głównie w czterech ścianach, a zarazem epicka w uniwersalności z jaką ukazuje ludzkie życie, a szczególnie jego najbardziej wyraziste odsłony: dzieciństwo i starość.

Choć Paskow, zmarły w 2009 roku jeden z najwybitniejszych pisarzy bułgarskich, opowiada historię rozgrywająca się w konkretnym miejscu i czasie – komunistycznej Sofii, a w zasadzie w jednej z jej dzielnic, biednej, robotniczej – to wypełnia ją sytuacjami i postaciami symbolicznymi, wręcz archetypicznymi. Jest zatem dobry Mistrz i są wyrodni Uczniowie, jest Wróg w postaci zawistnego sąsiada i jest też Dziecko – naiwne, stojące dopiero u progu życia, które na kartach książki dojrzeje duchowo i emocjonalnie. I doświadczy fascynacji, która zostanie z nim już na zawsze.
Taki wybór implikuje pewne uproszczenia – dobrzy zawsze są dobrzy, źli pozostają źli, nawet jeśli na moment obudzi się w nich sumienie. Nie oznacza to, że portrety psychologiczne nie są pogłębione – wprost przeciwnie: za złem stoi często wyrachowanie i podszyta poczuciem własnej małości zawiść, a i dobro bywa względne, nadszarpywane raz po raz choćby małymi małżeńskimi sprzeczkami, napadami zazdrości lub niezrozumieniem. Ale żelazne granice nie zostają przekroczone, bo Paskow w istocie rzeczy opowiada nam baśń, snuje moralitet – o starym czarodzieju Georgu i małym królu Wiktorze.
A do tego opowiada nam ją ustami samego Wiktora – dorosłego już mężczyzny, który jednak we wspomnieniach staje się znowu dzieckiem i z tej perspektywy prezentuje obraz obserwowanego przez siebie świata, ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Wiktor – chłopiec żyjący w nędznej robotniczej dzielnicy Sofii – zostaje przez ojca przyprowadzony do lutnika Georga Heniga. To spotkanie stanie się brzemienne w skutki. Odtąd bowiem losy starego rzemieślnika i rodziny Wiktora zwiążą się już na zawsze, nierozerwalnie. Dlaczego? Przede wszystkim z powodu fascynacji. W domu Georga młody bohater znajdzie prawo do snucia marzeń, którego odmawia mu – i wszystkim innym – szara i brutalna komunistyczna codzienność, doświadczy magii rozmowy z Cieniami i zaklinania drewna, specyficzny język starca (brawa dla tłumaczki) – z pochodzenia Czecha, który do Bułgarii przybył na fali migracji po odzyskaniu przez Bułgarię państwowości – będzie rodzajem zaklęć, mową, którą chłopiec posłuży się zresztą sam, gdy przyjdzie pora odeprzeć przeciwnika w postaci natrętnych urzędników.
Henig z kolei dostrzeże w Wiktorze samego siebie z dawnych lat i przypomni sobie własne marzenia, zdawałoby się zagubione już w meandrach czasu. Samotny, schorowany, zapomniany przez system, nagle zdobędzie się na wysiłek, by stworzyć coś, co – jak mu się już zdawało – pozostanie już tylko w sferze niezrealizowanych nigdy planów. Ale wierzyć będzie też w samego Wiktora, w jego świetlaną przyszłość i dlatego nazywać go będzie królem Wiktorem.
To zrozumienie chłopca i starca jest tak pełne, bo starość i młodość są w istocie do siebie podobne – oba te okresy ludzkiego życia w szczególny sposób oddają się wierze w to, czemu zaprzeczałby racjonalny rozum. Dziecko doświadcza magii, starając się zrozumieć to, co dla niego wciąż niepojęte, starzec używa jej (nazywając wiarą w Boga), by przygotować się na spotkanie z tymi, którzy odeszli, ale wierzy, że na niego czekają.
Najważniejsza jednak jest tu ta zupełnie niemagiczna magia, magia przyjaźni, zaufania, zwykłej codziennej uczynności. Udzieli się ona w końcu i innym, przede wszystkim rodzicom Wiktora – gdy trzeba będzie ratować starego Mistrza przed bezduszną biurokratyczną machiną. Wówczas w ojcu chłopca obudzi się coś, co popchnie go do czynów niezwyczajnych w ówczesnych realiach. Co spowoduje, że nie zawaha się walczyć do upadłego, atakować, prosić, grozić, a nawet razem z żoną uszczuplić swój i tak marny standard życia, by tylko pomóc Georgowi. Pasja starca sprawi też, że i w mężczyźnie obudzi się chęć spełnienia przynajmniej jednego z wielu marzeń żony.
Ale jest w książce Paskowa coś jeszcze – przepełnione codziennością tło, pełne zwykłych, prostych spraw i zwykłych, prostych ludzi zaludniających przerobione na mieszkania dla biedoty dawne sofijskie wille. Jest miejscowy pijak, są sklepowe plotkarki, jest zazdrość, że ten mąż lepszy, bo pracuje. Jest w końcu nabrzmiewająca przez wszystkie strony nieziszczalna z pozoru myśl o własnym kredensie jako miejscowym statusie luksusu.
„Ballada o lutniku” zabiera nas w podróż do czasu młodości Wiktora, ale w pewnym sensie w podróż do naszej własnej młodości, do tych czasów, gdy sami jeszcze marzyliśmy, co daje nadzieję, że gdy przyjdzie czas rozmów z Cieniami, te marzenia powrócą. I może choć jedno z nich uda nam się wtedy ziścić.
Wiktor Paskow, Ballada o lutniku (Балада за Георг Хених)
Przełożyła Mariola Mikołajczak
Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2020