recenzja

Jej rodzina | Elif Shafak, 10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie

„10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie” Elif Shafak to zdumiewająca opowieść o rodzinie. Zarówno tej, w której przychodzimy na świat, jak i tej, która żegna nas, gdy wybieramy się w ostatnią drogę – pisze Jakub Hinc.

Co można zrobić w dziesięć minut i trzydzieści osiem sekund? Raczej niewiele. Tego czasu starczy może, by jeszcze będąc na wpół śpiącym zaparzyć sobie w mosiężnym tygielku nęcącą zapachem wstającego dnia poranną kawę „po turecku”, korzennym aromatem zwiastującą dobre, a czasem i złe chwile, które mają nadejść. Może tego czasu starczy jeszcze na wróżbę z kawowych fusów, zanim dom ożyje i wypełni się codziennym rozgardiaszem poranka, obudzony dźwiękami dochodzącymi z kuchni, stukaniem drzwiczek szafki, w której w szczelnym słoiczku grzechoczą ziarenka kawy i niemiłosiernie w ciszy poranka hałasującym elektrycznym młynkiem. Może uda się w dziesięć minut i trzydzieści osiem sekund wycisnąć orzeźwiający sok ze świeżych owoców, albo dać łyk wody, koniecznie lekko gazowanej, by cierpki smak bąbelków rozbijających się na języku starł z zaspanych oczu resztki snu, albo sennych majaków.

Wróżenie z fusów o poranku

Owo dziesięć minut i kilkadziesiąt sekund poranka może nieść ze sobą dobrą lub złą wróżbę nieuchronnie nadciągającego dnia, którego nie da się odłożyć na kiedy indziej, przełożyć na później, albo w ogóle przespać. Wstający dzień i te pierwsze dziesięciominutowe sam na sam ze sobą w kuchni nie podpowiada jaki to będzie dzień, ani tym bardziej jak się skończy. Tequila Leila – bohaterka powieści Shafak – nie dostała też takiej podpowiedzi od losu, przeznaczenia, Allacha, w którego i tak nie wierzyła, ale przecież gdyby był, mógł ją ostrzec i pokazać, że czuwa nad światem i w swoich rękach trzyma szale sprawiedliwości, które rozwiesi w dniu sądu na kamiennych arkadach – kanatirach stojących u zwieńczenia schodów wiodących na Wzgórze Świątynne, wokół jerozolimskiej Kopuły na Skale. Ale i on nic nie zrobił. Nie ostrzegł Leili.

Dziesięć minut i trzydzieści osiem sekund wystarczyło też, by Haroun w świetle prawa państwowego mąż Suzan i wyłącznie w ujęciu religijnym mąż Binnaz, trzymając na rękach urodzone przez tę drugą dziecko, wygłosił ezan i nadał swojej nowo narodzonej córce imiona Leyla, Afife, czyli cnotliwa i niepokalana oraz Kamile – doskonałość. I tak samo jak poranna kawa zaprawiona kardamonem i imbirem, choć jest zapowiedzią dnia, nie jest w stanie zapewnić, że prognoza tak zachęcająco brzmiąca o poranku sprawi, że to będzie dobry dzień, tak samo nawet najszlachetniejsze imię nie będzie chroniło dziecka przed światem z jego krzywdą i nieprawością. Zwłaszcza, że ceremonia nadania imienia obarczona była już u samego początku kłamstwem i cierpieniem. A i imiona nadane dziewczynce zabrzmiały prześmiewczo, gdy opuściła swój dom. Bo powody, dla których uciekła do Stambułu, jak i jej profesja, którą parała się w burdelu u Słodkiej Mamci, brzmią w tym zestawieniu niezwykle szyderczo. Choć paradoksalnie można by pokusić się o inną wykładnię. Przecież nie najważniejsze jest to co pozornie opisuje człowieka, lecz jego wnętrze. A tu kobieta, którą stała się Leyla, była uczciwa, dobra i pragnęła uczucia, choć je też odrzucała, a które na pewien czas dzieliła z D/Alim.

Owo tytułowe 10 minut i 38 sekund jest też tą ulotną chwilą, jaką dostaje mózg osoby, której ciało już nie żyje, na wewnętrzne rozrachunki i pożegnanie się z tym światem. Jest to z naszego, żywych, punktu widzenia ledwie chwila, ale Tequili Leili pochodzącej z miasta Van, wystarczyło tyle, by opowiedzieć nam o Turcji od lat pięćdziesiątych do osiemdziesiątych. O przemianach na prowincji, która z laickiej zamieniła się w religijną. O Stambule, z jego ulicą domów publicznych, wiecami rewolucyjnie nastawionej komunizującej młodzieży, strajkach i pacyfikacjach na uniwersytecie. I wreszcie o potrzebie bliskości, potrzebie posiadania rodziny.

Przyjaźń życiowych rozbitków na rozhuśtanej łajbie życia

To krótkie dziesięć minut i trzydzieści osiem sekund jest wystarczającym czasem na to, by powoli gasnąca świadomość Leili przywołała wszystkie postaci, które odcisnęły swoje piętno na jej duszy. Pojawiły się więc i rodzinne demony z Van i garstka stambulskich przyjaciół. Ludzi tak samo zagubionych jak Tequila Leila i tak samo jak ona poszukujących pocieszenia u takich samych jak oni. Choć to chyba jednak byłoby nadużycie, bo zestawieni wszyscy razem: Sabotaż Sinan, Nostalgia Nalan, Jameelah, Zaynab122 i Holywood Humeyra i Tequila Leila, choć mogą dla widza z zewnątrz tworzyć przedziwną menażerię, egzystencjalny freak show życiowych rozbitków, którzy przede wszystkim starają się nie wypaść za burtę życia. Tak jak kucharze z maleńkiej, charakterystycznej dla Stambułu tańczącej na falach zatoki łódeczki, serwujący nocnym markom z pryskającego tłuszczem woka makrelę w bułce.

To oni wieczorami u Leili paląc papierosa spoglądali na wieżę Galata i dalej na widoczną po drugiej stronie zatoki monumentalną bryłę zamienionej przez Atatürka na muzeum bazyliki/meczetu Hagia Sophia. To oni stanowili jej rodzinę, a może bardziej odpowiednim określeniem byłoby stwierdzenie, że byli rodziną opartą na wzajemnym szacunku. Rodziną, która nie ocenia, która jest, gdy jest potrzebna i pozwala każdemu zachować jego podmiotowość i autonomię. Rodzinę, która choć nie mogła obronić Leili przed złem, które ją spotkało, to okazała się być darem dla pozostałych, dachem, pod którym oni wszyscy, przynajmniej przez jakiś czas, mogli znaleźć schronienie, zrozumienie, ciepło, miejsce, w którym nie byli taksowani i szufladkowani.

„10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie” Elif Shafak jest mocno trzymającą się ziemi, ale też nie wolną od narracji z 1001 nocy, operującą przepięknym językiem, ciepłą opowieścią o ludziach i łączącej ich przyjaźni. Przyjaźni, która jest silniejsza niż śmierć. O przyjaźni, która nie pozwoliła Tequili Leili spocząć na Cmentarzu Samotnych, lecz dała siłę niedopasowanej piątce stambulczyków do zrealizowania zupełnie szalonego rajdu rozklekotanym pickupem z zaskakującą puentą na moście Bosforskim.

Postscriptum napisane przez samo życie

Lektura książki Elif Shafak to dla mnie nie tylko literacka retrospekcja i czułe spojrzenie autorki na Turcję oraz Stambuł sprzed lat. To też nie tylko opowieść o grupie przyjaciół połączonych przez igrający z ludzkim losem przypadek. To niespodziewany, ale wzruszający, sentymentalny powrót do miejsc znanych. Na Placu Taksim zajadałem się kumpirem, przy moście Galata, u brzegu Złotego Rogu, jadłem rybę z surówką w bułce, którą z rozhuśtanej łódeczki z pryskającym olejem i płomieniem żywego ognia wzbijającym się chyba na metr sprzedawało dwóch kucharzy i wyglądało to tak samo, jak opisuje autorka. Nad zatoką, tuż przy Meczecie Morskim, kucharz z przydrożnej budki z kebabem wyśpiewał nieprawdopodobną zachętę do skosztowania jego Dönera z ajranem, a z dworca Istanbul Sirkeci za ponad 133 miliony ówczesnych lirów wyruszyłem w trzydniową podróż pociągiem do Polski. Most Bosforski jest faktycznie potężny i monumentalny, choć większe wrażenie robi, gdy przepływa się pod nim na statku, niż wówczas, gdy się nim przejeżdża z Azji do Europy lub na odwrót. I faktycznie gołym okiem można zaobserwować jak zmienia się Turcja z państwa świeckiego w teokrację, co widać w ubiorze i zachowaniu ludzi. Życie dopisało kolejny rozdział do historii Bizancjum/Konstantynopola/Stambułu: Hagia Sophia, którą przyjaciele Leili musieli widzieć z jej balkonu, na polecenie konserwatywnego, autorytarnego, prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdoğana jest na powrót zamieniona w meczet, a biznatyjskie, zdobiące ściany i kopułę bazyliki mozaiki mają być zasłonięte. Tak więc świecka, otwarta Turcja, Turcja, którą miałem okazję kilka razy odwiedzić i też dostrzec te przybierające na sile nacjonalistyczno-religijne trendy, odchodzi do przeszłości.

Elif Shafak, 10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie (10 Minutes 38 Seconds in this Strange World)
Tłumaczenie: Natalia Wiśniewska
Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2020

%d bloggers like this: